Batman i Harley Quinn – recenzja najnowszej animacji od DC!

Miało być tak pięknie. Twórcy tego serialu animowanego o Batmanie, który wszyscy kochają, powrócili do DC, wyprodukowali nowy film z Mrocznym Rycerzem w roli głównej i to według scenariusza własnego autorstwa. Gdzieś jednak na drodze twórczej pojawił się również reżyser niesławnego Zabójczego żartu i może nie należy zrzucać na niego winy za całe zło, lecz po raz kolejny w animacji o Batmanie dostaliśmy seks oraz homoseksualizm. Co to ma być?

Zobacz również: TOP 20 – najlepsze animacje DC!

Powinienem napisać, jaki ogólnie jest Batman i Harley Quinn, ale łatwiej stwierdzić, czego ta animacja nie przypomina. Prócz wizualiów za grosz nie ma nic wspólnego ze wspomnianym powyżej kultowym serialem. Nie czerpie również z wypuszczanych bajek o Lidze Sprawiedliwych jak świetne Zaburzone kontinuum czy kiepskiej Ligi Sprawiedliwości: Mrok. Batman i Harley Quinn to prawdopodobnie najdziwniejsze, co Warner Bros kiedykolwiek zaprezentowało widzom z tymi postaciami. Teraz wszyscy malkontenci wyjdą na buców, bo autorzy ewidentnie otrzymali sporą wolność artystyczną i okazało się, że to wcale nie musi dobrze wpływać na film.

Zawiązanie fabuły to tylko pretekst i ma tyle samo sensu co kupno kredensu. Otóż Poison Ivy połączyła siły z Floronic Manem (roślinny kosmita z innego wymiaru, o dziwo dość silny) i wspólnie niczym najbardziej hardcorowi eko-terroryści planują zazielenić całą planetę wraz z wszystkimi jej mieszkańcami. Oczywiście do tego dopuścić nie mogą wielbiący mrok miasta Gotham Batman i Nightwing, w tym jeszcze logikę da się odnaleźć. Natomiast zupełnie nie wytłumaczono, dlaczego superbohaterom koniecznie potrzebna jest pomoc zrehabilitowanej Harley Quinn, tutaj próbującej żyć niczym praworządny obywatel. Historia w tym filmie jako tako istnieje, ale nie krępuje ona twórców przed wyczynianiem, czego tylko dusza zapragnie. Już w otwierającej sekwencji, gdy zamiast maskować brak logicznego tekstu perfidnie wstawiono Lorem Ipsum w umyśle oglądającego zapala się czerwona lampka, że niczego, co widać na ekranie, nie należy brać zbyt poważnie.

Zobacz również: recenzja komiksu Harley Quinn – Joker nie śmieje się ostatni

Problem tylko w tym, że trudno również określić, kiedy śmiać się, kiedy płakać, a kiedy przywalić sobie otwartą dłonią w czoło i zasłonić nią oczy. Paradoksalnie postacie nakreślono w miarę zgodnie z ich komiksowymi pierwowzorami i chociaż Batmana i Nightwinga ograniczono raczej do roli mało myślących popychadeł, zbierających baty, to nieprzewidywalna Harley stara się jak może, by utrzymać ten katastroficzny chaos na powierzchni. Nie jest to proste, gdyż wrzucono tu absolutnie wszystko, co do zaoferowania ma współczesna popkultura. Dialogi przeznaczone raczej dla dorosłego widza (np. Harley do Nightwiga: „zadzwonię, jak wyczerpią mi się baterie”) pomieszano z najprymitywniejszymi żartami o pierdzeniu, które nawet Sandler uznałby za przesadzone (notabene, wspominano również Jack i Jill). Na finał natomiast zaserwowano parodię twórczości studia Ghibli z Księżniczką Mononoke na czele. A jakby tego było mało w środku są jeszcze dwa numery musicalowe, umieszczone zaraz obok siebie. W tym istnym chaosie scena seksu sprawia wrażenie całkiem normalnej rzeczy.

batman, harley quinn, nightwing

Może chciano nakręcić bat-komedię na miarę bajek z Królikiem Bugsem? Nie wyszła na pewno taka szalona rock’n’rollowa jazda po bandzie, jaką zapowiada zwiastun, czy jaką mogliśmy oglądać w Lego Batman: Film. Każdy ma inne granice humoru, więc na pewno ktoś uśmieje się po pachy podczas seansu Batman i Harley Quinn. Nie uważam się za wysoce konserwatywnego miłośnika postaci i tak naprawdę wśród wszystkich wad to nie sam fakt i stopień odejścia od naturalnej konwencji przygód obrońcy Gotham mnie zdegustował, lecz chybiony kierunek, w którym to uczyniono W tej kociej melodii jedne dźwięki nie współgrają z innymi, a wydźwięk wszystkich dobrych sekwencji zostaje przytłumiony przez celowe fałszowanie (np. wymiotowanie w bat-samolocie). Dobre, poważne elementy, jak zwrócenie uwagi na przesadne seksualizowanie Harley we współczesnej popkulturze, zostaje zmarnowane tanimi docinkami o seksie. Zamiast śmiać, siedziałem z rozdziawioną buzią i całkowicie skonfundowany drapałem się po głowie. Sama animacja stanowi miłą odmianę po tragicznie wyglądającym Zabójczym żarcie. Bohaterowie jako tako nie irytują, więc można na pewno obejrzeć tę produkcję (w Polsce wyda ją firma Galapagos, premiera 30 sierpnia). Czytanie tej recenzji trochę mija się z celem, bo ostatecznie najlepiej po prostu samemu ocenić, czy taki chaos stylistyczny nam odpowiada.    

https://www.youtube.com/watch?v=82bdIIYalQE

Dziennikarz

Miłośnik prawdziwego kina, a nie tych artystycznych bzdur.
Jeśli masz ciekawy temat do opisania, pisz tutaj - [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?