Ksiądz – recenzja etiudy Wojciecha Smarzowskiego

17-minutowa etiuda Wojciecha Smarzowskiego miała niesamowity marketing. Billboardy, wiaty przystankowe, plakaty, spoty, zwiastuny, internety – wszędzie tam Ksiądz zjawiał się na potęgę, skutecznie kreując zainteresowanie w okół filmu. Wszystko jednak odbywało się w zgodzie z odgórną ideologią, narzuconą przez szastających na prawo i lewo pieniędzmi bankierów Showmaxa. I tak widząc Księdza w przestrzeni publicznej, nie mogliśmy jednocześnie pozbyć się widoku marki nowego potentata na rynku serwisów streamingowych. Czy fant ten dawał się we znaki podczas samego seansu? Czy film Smarzowskiego podzielił los Czerwonego punktu i stanowił prostą reklamówkę Showmaxu? Co też podkusiło reżysera Wesela, czy Wołynia, aby zbratać się z magnaterią? Przekonajmy się!

https://www.youtube.com/watch?v=NYeFO2sgz4Q

Tytułowy ksiądz (w tej roli Arkadiusz Jakubik) przybywa do pewnego motelu, aby (jak sądzę) złapać nocleg przed dalszą podróżą. Motelowi temu daleko jednak do pięciogwiazdkowych luksusów, a przerwy w dostawie prądu, przepalone żarówki, ogólny syf, brud i ubóstwo stanowią chleb powszedni dla jego gości. Z resztą równie nietypowy jest sam ksiądz, który raczej nie specjalnie utożsamia się z chrześcijańską miłością wobec bliźnich oraz pewną wstrzemięźliwością – nie ma oporów przed piraceniem filmów przez internet, a i sponiewierana przez innego mężczyznę Ukrainka (tak zakładam, choć moja znajomość wschodnich dialektów jest raczej niewielka) nie wzbudza w nim większych odruchów miłosierdzia. Gdy natomiast wspomniane filmy polecone przez proboszcza rodzimej parafii nie satysfakcjonują naszego bohatera, postanawia on samodzielnie naprawić uszkodzony telewizor, znajdujący się w jego pokoju. W tym celu wdrapuje się na parapet, wygląda przez okno i stara się połączyć zerwany kabel z dostępem do satelity, umieszczonej na dachu budynku. Pomysł okazuje się jednak nietrafiony, gdyż – czego mogliśmy się spodziewać – ksiądz wypada z okna. Na ratunek przychodzi mu wszakże bohaterskie okablowanie, którym obwieszony jest cały motel. Dzięki niemu przedostaje się na stabilny grunt, do innego pokoju, lecz w rzeczywistości trafił z deszczu pod rynnę. Tu bowiem odbyło się iście rytualne morderstwo, a poćwiartowane szczątki kozy (to chyba była koza i w sumie powinna być koza jeśli miało być to morderstwo rytualne), martwa i naga dziewczyna oraz napis na ścianie stworzony za pomocą jej krwi tylko to potwierdzają. Na nieszczęście bohatera do niniejszego pokoju wparowuje policja i aresztuje naszego niewinnego podejrzanego. W tym momencie akcja przenosi się do mieszkania szczęśliwej-nieszczęśliwej, acz stereotypowej do bólu polskiej rodziny, w której trwa sprzeczka odnośnie całonocnego pobytu męża poza domem. Kłótnię przerywa telewizyjna relacja prosto spod małego motelu, gdzie dobrze znajomy im ksiądz zostaje aresztowany pod zarzutem popełnienia morderstwa. Chwilę potem jednak następuje swoisty plot twist, obracający całą historię do góry nogami ….

https://www.youtube.com/watch?v=8XF8c4ZrcyY

Zobacz również: Orły 2017 – wyniki! Wołyń z największą liczbą statuetek!

Brzmi jak dobry kryminał, czyż nie? A i owszem. “Komedia kryminalna z elementami kina moralnego niepokoju” – oto jak opisał swoją produkcję Wojciech Smarzowski podczas panelu dyskusyjnego tuż po przedpremierowej emisji Księdza, w której było mi dane uczestniczyć. I chyba całkowicie wyczerpuje ona kwestię przynależności gatunkowej etiudy. Otrzymujemy bowiem tajemniczą sprawę morderstwa, sporo żartów sytuacyjnych, czy nawiązań do klisz (pop)kulturowych oraz niemałą ilość złośliwych uwag w kierunku kleru katolickiego. Pokuszę się jednak o stwierdzenie, że nie one stanowią o sile produkcji, a ranga i znaczenie autocytatów. Wojciech Smarzowski mniej lub bardziej skrzętnie poukrywał mnóstwo odniesień do własnych filmów, których odkrywanie sprawi uważnemu i zaznajomionemu z twórczością reżysera widzowi dużo przyjemności. Nie będę się tutaj oczywiście bawił w ich demaskację, ale już po obejrzeniu zwiastunów można było domyśleć się kilku z nich (siekiera, Andrzej Jakubik oraz znany utwór Tymona Tymańskiego). Sama produkcja ponadto jest kwintesencją stylu reżyserskiego Smarzowskiego, a bezpośredniość i brudny realizm wręcz wylewają się z ekranu. Co jednak w tym aspekcie szczególnie zasługuje na wyróżnienie, to swoista gra barwami, jakiej podejmuje się twórca, wyjątkowo widoczna podczas sceny w pokoju księdza. Wiadomo – neony, lecz nie była to zwykła ich poświata wpadająca przez okno do pomieszczenia. Wyjątkowo podkreślono nasycenie koloru, poprzez jego nieznaczne acz widoczne podniesienie, dzięki czemu każdy odcień nabierał dodatkowego wzmocnienia i wydźwięku. Mała rzecz, a cieszy i nawet w krótkiej etiudzie można ją efektownie zawrzeć.

https://www.youtube.com/watch?v=AAObYpLZVR4

Intrygującym zabiegiem ze strony twórców było również przekazywanie wydarzeń z drugiego miejsca akcji (w tym wypadku historii albo księdza, albo rodziny) za pośrednictwem urywków programów lub relacji telewizyjnych. Nadaje to produkcji iście (neo)surrealistycznej wymowy, gdyż omawiane wydarzenia albo wyprzedzają rzeczywistość filmową albo w ogóle nie zostały w niej zawarte. Potęguje to także enigmatyczność popełnionej zbrodni, która sama w sobie nie uzyskała satysfakcjonującego wyjaśnienia. Ale czy takowego możemy w ogóle się spodziewać? Cóż, Wojciech Smarzowski przyznał, że już planuje ze 2 lub 3 historie połączone z niniejszymi wątkami, lecz szczegółów póki co nie znamy. Możemy być natomiast pewni, że poznamy je, gdy tylko Showmax znów wyłoży pieniądze na promocję, których na tę chwilę zdaje się posiadać nieograniczoną ilość. Niemniej jednak obecność “studia-matki” w Księdzu jest minimalna, niezauważalna wręcz, jeśli nie miało się wcześniej do czynienia z kontekstem wypowiedzi PR-owców serwisu. Dlatego film ten robi sobie (i nie tylko) dobrą reklamę, właśnie brakiem reklamy, choć mimo wszystko nadal jest to produkt predestynowany do poszerzenia grona odbiorców serwisu. Różnica polega jednak na tym, że w przeciwieństwie do ordynarnego Czerwonego punktu, będącego jawną reklamówką Showmaxu, może się mu to udać. Sami zdecydujcie zatem, czy warto założyć konto!

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?