Jak wygląda twój dzień po ostrej imprezie? Czy podobnie jak Tree (Jessica Rothe) budzisz się z bólem głowy w łóżku nieznajomego, który ładnie poskładał ci ubranie? Czy próbujesz uniknąć spojrzeń ludzi w miasteczku uniwersyteckim, którzy mogą zauważyć, skąd wracasz? Albo pewnego chłopaka, który chodzi za tobą, domagając się drugiej randki? Może problemem będzie wydzwaniający co pięć minut ojciec, z którym nie masz ochoty rozmawiać, albo przyjaciółka wymyślająca ci od najgorszych? No i trzeba się śpieszyć, żeby nie spóźnić się na wykład z przystojnym profesorem, z którym masz także romans, mimo tego, że jest żonaty. Ale te problemy to nic w porównaniu do tego, co czeka cię wieczorem. Ubrana we wstrętną maskę zakapturzona postać najpierw porządnie cię przestraszy, a potem zabije w drodze na twoje urodziny. I to byłby koniec twoich kłopotów, gdyby nie fakt, że budzisz się rano w tym samym miejscu, z tym samym miłym nieznajomym. I masz znowu przeżyć ten sam dzień. Aż ktoś cię zabije.
Tree przyznaje w pewnym momencie z rozbrajającą szczerością, że nie wie, co to Dzień Świstaka. Otóż kultowa komedia z Billem Murrayem służy za kanwas filmu Śmierć nadejdzie dziś. Podobnie jak zblazowany reporter telewizyjny, młoda bohaterka filmu Christophera Landona trafia z jakiejś przyczyny w pętlę czasu. Przyjdzie jej przeżywać ten sam dzień, bezustannie ginąc z ręki zamaskowanego mordercy, który równie dobrze mógłby wyrwać się jakiegoś alternatywnego planu filmu Krzyk Wesa Cravena. Za naradą Cartera (Israel Broussard) bohaterka zaczyna robić listę swoich wrogów i próbować odgadnąć, kto i dlaczego próbuje ją zamordować. Ale to tylko jeden trop.
Podobnie jak w Dniu Świstaka, Tree będzie powoli stawała się coraz lepszą osobą. Wyściubi nosa poza swój świat, pozna innych ludzi, znowu zbliży się do ojca, aby zaleczyć rany z przeszłości. Co tu dużo mówić – za fasadą ostro imprezującej, sukowatej i okropnej osoby kryje się naprawdę wrażliwa postać. Która jednak nie będzie stroniła od tego, żeby chwycić za nóż lub pistolet, żeby walczyć o swoje życie.
Śmierć nadejdzie dziś (choć osobiście wolę oryginalny tytuł Happy Death Day) nie ukrywa, czym jest: rozrywkowym produktem dla popcornożerców, przerabiającym dobrze znane motywy. Fani kina znajdą odwołania do produkcji lat 80. (kilka kultowych plakatów wisi na ścianie), wspominanej wyżej trylogii Cravena czy niezliczonych filmów o zapętlonych w czasie (ostatnio modnego tropu, pojawiającego się choćby w serialu Russian Doll). Bardziej komedia niż horror, film nigdy nie traktuje się zbyt poważnie i zgrabnie balansuje na granicy obydwu gatunków. Jest tu też miejsce na romans, dramat rodzinny i portret uniwersyteckiej młodzieży. Wszystko to podane w łatwy i przyswajalny sposób.
Jessica Rothe ma niesamowitą charyzmę i talent do komedii, dlatego naprawdę łatwo wciągnąć się w jej nierówną walkę i obserwować, z jakim uporem stara się wyrwać z morderczego dnia urodzin. W jej rodzącej się samoświadomości jest coś wspaniale feministycznego, bo Tree na naszych oczach zrzuca powłokę infantylnej, landrynkowej, plastikowej ikony, które zarezerwowała dla niej popkultura. Choć momentami będzie to przemiana krwawa, a w ruch pójdzie najróżniejsza broń, satysfakcja z oglądania jest gwarantowana.
Ten mały film okazał się wielką niespodzianką w 2017 roku, bo zarobił na siebie z nawiązką. Przy zaledwie pięciu milionach dolarów budżetu przyniósł ich aż 125. Nic dziwnego, że sequel, który trafi do kin w Polsce 1 marca, był tylko kwestią czasu. Jak na razie Śmierć nadejdzie dziś 2 zanotowała mocne otwarcie na świecie. Czy będzie z tego hit? Przekonamy się niedługo.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Tylko Hity