Intrygująca fabuła, która bezprecedensowo odświeżyła regał z thrillerami. Jestem Bogiem to niespełna dwie godziny mięsistej fabuły o „czymś”. Kiedy pogrążony w depresji pisarz Eddie Morra kompletnie traci grunt pod nogami, tonie w otchłani osobistych niepowodzeń. Tym razem z pomocą przychodzi mu tajemnicza tabletka o nazwie NZT, którą dostaje od swojego znajomego. Odblokowuje ona wszystkie ograniczenia głowy naszego bohatera. Działa niczym kody w GTA San Andreas. Teraz dopiero jego życia nabiera rumieńców. Pytanie brzmi: jakie będą tego konsekwencje?
Bardzo dobra fabuła, która bezbłędnie została ozdobiona znakomitymi aktorami. Na świeczniku sam Bradley Cooper w świetnej formie. Okoliczności filmowe są tutaj oryginalne i raczej mniej spotykane we współczesnym kinie. Dlatego też tym bardziej zależało twórcom, aby nie zawalić tego projektu. Narkotyk drogą sukcesu? Czy producenci popularyzują narkomanię czy do niej zniechęcają? Z pewnością film ma ostrzec widzów o niebezpiecznych skutkach zażywania chemicznych tworów. Wydaje się, że wymyślona na potrzeby scenariusza tabletka jest zbyt przejrzystą kurtyną. Zwłaszcza, że przez większość czasu ekranowego jest prezentowana jak najlepsze witaminy. Na myśl przychodzi jedno słowo- pożądanie. Właśnie taką refleksją kończy się oglądanie tego filmu: fajnie mieć takiego „tabsa”. Jeśli twórcy chcieli odstraszyć od narkomani to mamy raczej mały paradoks. Wydaję mi się, że ważniejsze były słupki oglądalności niż umoralnianie dorosłych dzieci.
Jestem Bogiem to film znakomicie zrealizowany. Montaż i muzyka w dobrej kondycji. Scenariusz pracuje jak dobrze naoliwione tryby, a aktorzy postawili kropkę na „i”. Wszystko tutaj zagrało, a potwierdzają to ilości dolarów bo aż grubo ponad 161 mln. na całym świecie. Innowacyjnym zabiegiem reżysera jest dwurodzajowa tekstura obrazu. Pozwala ona na zinterpretowanie bohatera, w jakim stanie się znajduje. Chodzi o to czy jest pod wpływem magicznej substancji czy akurat ma „zjazd”. Kiedy widzimy piękny i kolorowy obraz pełny blasku, wiemy już, że nasz bohater jest podrasowany NZT. Jeśli mamy przed oczami, obraz pełny szarości i przygnębienia wiemy, że jest na przysłowiowym głodzie. Ciekawe jest to, że będąc tylko widzem, jesteśmy podatni na zmianę nastroju. Szary obraz wpływa na nas negatywnie i depresyjnie. Natomiast tęsknimy za pięknym blaskiem ekranu, który jest dla nas miły i przyjemny w konsumpcji.
Dążenie do perfekcji to fobia współczesnego społeczeństwa. Wszyscy pragną być naj…! Czy warto poświęcać miłość, przyjaźń i lojalność dla chwilowej sławy. Film tylko dotyka sfery sensu i jakości istnienia człowieka. Prezentuje pewne warianty złych decyzji. Choć mało tu alternatywnych dróg dla szarego człowieka, to jednak nie należy brać przykładu z filmowych bohaterów. Narkotyk to zło, od którego należy się bronić. Wolność umysłu można osiągnąć na wiele innych sposobów. Choć niewidocznych na ekranie, to nie znaczy niemożliwych. Wracając jednak do tytułu, to jest to kino Sci-Fi, więc nie ma co go przeinterpretowywać. Nie oszukujmy się, ale nie jest to kino, które specjalnie wysila intelektualnie. Jest lekkostrawnym daniem, które w nadmiarze zaspokoi Twój apetyt. Choć warto sięgać po tytuły tej rangi, nie często jednak możemy znaleźć je w proponowanym przez producentów menu. Chyba, że jesteśmy wszystkożerni i liczy się tylko o zabicie głodu. Jestem Bogiem to dobra amerykańska robota.
Ilustracja wprowadzenia: Materiały prasowe