Recenzja filmu Samotny mężczyzna (2009)

Nagie ciało mężczyzny osuwa się w bezkresną granatową otchłań. I choć tonie, jest w tym coś pięknego. Towarzyszy tej dziwnej chwili muzyka, która porusza coś, o istnieniu czego nawet nie mieliśmy pojęcia. Tom Ford już pierwszą sceną przykuwa widza do krzesła i pozostanie tak do ostatniej klatki filmowej. Z początku było to duże zaskoczenie – amerykański projektant mody zabrał się za kręcenie filmu, jednak co on może wiedzieć o kinie? Prawdopodobnie pomysł zekranizowania Samotnego mężczyzny, na który Ford wpadł siedem lat temu, był najlepszym w jego życiu. Podobnie jego najnowsza produkcja Zwierzęta nocy zyskuje pozytywne recenzje.

Samotny mężczyzna

Samotny mężczyzna z pozoru zapowiada się jako nieskomplikowana historia profesora Falconera próbującego poradzić sobie ze śmiercią swojego partnera życiowego. Podstawowe pytanie nasuwające się na myśl: czy da się poukładać na nowo życie, gdy każdy najdrobniejszy szczegół w otaczającej nas rzeczywistości przypomina nam o człowieku, którego już nie ma? Ford prowadzi narrację z niebywałym, jak na debiutanta, wyczuciem. Akcja filmu ogranicza się do jednego dnia, który odbiorcy przyjdzie spędzić wraz z Falconerem – dnia mającego wszystko zmienić. Jednak ta prosta historia Samotnego mężczyzny w rzeczywistości jest uwodzącą opowieścią nie tylko o tytułowej samotności, czy miłości, ale również zmierzeniu się z przeszłością oraz przyszłością. Warto zwrócić uwagę na ujęcie zaraz po scenie inicjalnej (aby nie zdradzać zbyt wiele, pozwolę sobie opuścić kurtynę milczenia) stanowiące jednocześnie wspaniałą klamrę kompozycyjną.

Tom Ford zachwyca w swoich filmach warstwą wizualna dzieła. Nie będzie zaskoczeniem stwierdzenie, że ma on fenomenalne wyczucie kostiumów, a także wnętrz (przykładem niech będzie szklany dom Falconera). Od projektanta mody oczekuje się, aby wszystko było dopracowane z największą precyzją, choć warto dodać, że strojami nie zajmował się bezpośrednio reżyser, bowiem odpowiedzialność za nie ponosiła Arianne Phillips. Colin Firth wcielający się w rolę profesora prezentuje portret mężczyzny skrojonego na miarę. Z podobnym estetycznym smakiem wykreowana została jego filmowa przyjaciółka Julianne Moore – nie wiadomo, czy zachwycająca bardziej kreacjami czy charakteryzacją. Reżyser poszedł o krok dalej i pozwolił głównemu bohaterowi oddziaływać na otaczający go świat. I to dosłownie. Wraz z nastrojem profesora Falconera zmieniają się barwy – gdy jest sam, próbując zwalczyć swój smutek i rozczarowanie, obraz ma stalową kolorystykę, jednak wystarczy jakieś przyjemne wspomnienie albo rozmowa z sąsiadką, by świat widzieć w cieplejszych odcieniach – niekiedy wręcz przesyconych. Subtelne operowanie kolorami idealnie komponuje się, które niejednokrotnie umiejętnie wzmacnia odczucia bohatera.

Samotny mężczyzna

Samotny mężczyzna to przede wszystkim długo wyczekiwany popis aktorski Colina Firtha. Większość fabuły skupiał się na postaci przez niego odgrywanej, a więc to na jego barkach spoczywał ciężar utrzymania uwagi widza. Mogłoby się wydawać, że rola ta powstawała dla tego właśnie aktora – Firth idealnie wpasował się w bohatera, który miał widza zauroczyć. I tak oto odczuwamy w stosunku do profesora Falconera współczucie, gdy nieporadnie stara on ułożyć sobie życie, przeżywamy razem z nim małe radości, zaczynamy mu kibicować, a co najważniejsze – jesteśmy w stanie go zrozumieć.

Nim przejdę do podsumowania, chciałam poświęcić oddzielny akapit na parę zdań o muzyce. Utwory wybrzmiewające w dziele Forda nie stanowią jedynie tła, rodzaju wypełniacza pustej przestrzeni. Abel Korzeniowski (krakowianin!) stworzył niesamowitą ścieżkę dźwiękową, która ma dopowiadać to, czego nie są w stanie przekazać słowa ani obraz. Linia melodyczna uwodzi w najmniej oczekiwanych momentach oraz całkowicie porusza w punktach kulminacyjnych. Nagroda Publiczności przyznana przez Światową Akademię Muzyki Filmowej okazuje się być więc w pełni zasłużona, a dziwić może jedynie brak nominacji do Oscara.

Samotny mężczyzna

Niezwykłe w filmie Toma Forda jest to, w jak zaskakująco uniwersalny sposób przedstawia on miłość – zarówno tę spełnioną – homoseksualny związek głównego bohatera, jak i nie wprost wypowiedzianą – relację profesora z przyjaciółką. W ujmujący sposób Falconer rozlicza się z przeszłością, pozwalając odejść nieżyjącemu partnerowi – ten dzień spędzany z postacią samotnego mężczyzny stanowi piękny obraz z radości oraz doceniania wspomnień jako elementów, z których jesteśmy utkani. Nie można się więc od niej odciąć całkowicie, bowiem to ona nadaje nam kształt, a świat jej pozbawiony były stalowy oraz zimny. Spuentować Samotnego mężczyznę można by było podobnie jak twórczość Iwaszkiewicza – to opowieść o śmierci, która przychodzi za wcześnie, i o miłości, która przychodzi za późno.

Chodźmy do kina!

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?