Niewiele istnieje filmów kultowych, które na swój legendarny status zasługują bez reszty. Pozycje takie jak „Raising Arizona” czy „Adwokat diabła” udowadniają, że kultowość dzieła filmowego bywa krótka i ulotna. Istnieją oczywiście tytuły skazane w tym obszarze na życie wieczne, tytuły, które odcisnęły wyraźny i znaczący stygmat na świadomości pokolenia. Jeśli przyjąć, że „The Rocky Horror Picture Show” Jima Sharmana jest najbardziej kultowym filmem w całej historii kinematografii, reżyserowana przez Tobe’a Hoopera „Teksańska masakra piłą mechaniczną” nieustępliwie depcze mu po piętach. Obie produkcje owinięte są nicią kultu absolutnego.
„Masakra” wyłaniana jest przez krytyków i filmoznawców jako jedno z tych dokonań, które zdefiniowały współczesne kino – film gatunkowy, jak i film w ogóle. Bez klasycznego horroru z 1974 roku widzowie nie pokochaliby Jasona Voorheesa, a Rob Zombie nie nakręciłby „Domu tysiąca trupów”. Gdyby nie wizja Hoopera, w latach 80. nie nastałaby także złota era kina grozy, a twórcy specjalizujący się w tej formie nie płodziliby setek tytułów rocznie. Drugi projekt w karierze teksaskiego reżysera zrewolucjonizował nie tylko swoje czasy.
Już sam zarys fabuły „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” przyprawia o gęsią skórkę. Grupa mieszczan przyjeżdża na cichą i wyludnioną prowincję na krańcu kraju, by odwiedzić grób krewnego; młodzi zwracają uwagę rodziny degeneratów, lubujących się w kanibalizmie. Jednak to zaledwie wstęp do koszmaru, jaki postanowił zgotować widowni Hooper. Przez pierwszych kilkadziesiąt minut swojego szlagieru młody twórca trzyma widza za gardło. Czyta mu horoskop z gazety, który zamiast ujmować naiwnością, zwiastuje tragiczne zdarzenia; przedstawia leżącego na ziemi pijaczka – marginalną postać, ukazaną na tle apokaliptycznego zachodu słońca, bełkoczącą o „rzeczach”, których nikt nie widzi, a które mają na wsi miejsce. Hooper skutecznie podkręca atmosferę niepokoju i tajemnicy, by w połowie filmu niespodziewanie uderzyć w najczulsze struny. Od tego momentu z godną pochwały śmiałością daje obraz szaleństwu i makabrze, jakich nigdy wcześniej nie pokazywano w kinie.
Przemoc przedstawiona w „Teksańskiej masakrze…” jest nie tylko nowatorska, ale i odważna. Hooper wykazał się dzielnością, kręcąc film, od jakich światowe kina czterdzieści lat temu zdecydowanie stroniły. Tym prekursorskim aktem utorował drogę popularnym do dziś horrorom o nazwie „slasher”. Sama „Masakra” wpisuje się w nurt slasherów, lecz reprezentuje go z ambicją, jako artystyczny film z przesłaniem. Tło dla powstania scenariusza autorstwa Hoopera i Kima Henkela stanowiły zmiany w krajobrazie politycznym i kulturowym początku lat 70. Inspiracje dla mrożącej krew żyłach historii duet odnalazł w takich wydarzeniach jak zbrodnie wojenne czy afera Watergate. Brak sentymentalizmu i powszechne zezwierzęcenie przemycono do skryptu ze świata obiektywnego, a część widowni potraktowała „Masakrę” jako krytykę warunków życia.
„The Texas Chain Saw Massacre” to także kino rozrywkowe z wyższej półki, film oferujący niezapomniane wrażenia estetyczne i kulturalne. Za realizację dzieła odpowiadała ekipa ambitnych i uzdolnionych młodych filmowców, z Hooperem, Danielem Pearlem i Waynem Bellem na czele. Surowy klimat filmu oddany został za sprawą doskonale opracowanych komponentów – poza reżyserią, zdjęć, muzyki, montażu i scenografii. Choć wiele nietradycyjnych rozwiązań technicznych, jakich podjęli się filmowcy, wynikało z niskiego budżetu i niedostatków planu, twórcy „Masakry” to prawdziwi wizjonerzy. Awangardowe efekty dźwiękowe, a także ujęcia kamery pod nadzorem Pearla – tyły kroczącej w czerwonych szortach Teri McMinn, awantura Sawyerów na tle reflektorów samochodowych – czynią z horroru obraz niesamowicie wysmakowany. Sensacyjne wrażenie robią także rekwizyty użyte na planie filmowym – scenografię traktować należy jako osobnego członka obsady.
Słowa pochwały należą się również aktorce Marilyn Burns. Jej występ nie tylko znacznie różni się od rutynowego horrorowego aktorstwa; odtwórczyni głównej roli za swoją kreację zasłużyła na nominację do Oscara!
„Teksańska masakra piłą mechaniczną”. Pod fałszywie ordynarną powłoką kryją się tu pokłady bardzo wyrafinowanych znaczeń. Projekt powstał w najcięższych warunkach, w piekielnym upale i obkupiony został maksymalnym poświęceniem ekipy realizacyjnej. Poświęceniem, które opłaciło się twórcom jak mało komu w branży filmowej. Nie zbili oni majątku i w większości przypadków nie stali się sławni. Wypełnili za to misję społeczno-kulturową oraz zachowali wspomnienia pracy przy jednym z najważniejszych i najlepszych filmów w historii, arcydziele sztuki współczesnej.