Recenzja filmu O północy w Paryżu (2011)
Już początek filmu, podczas którego mamy okazję oglądać nie jedno ujęcie, a długą sekwencję kadrów pokazujących nam najbardziej znane miejsca w Paryżu, pozwala odczuć, że mamy tutaj do czynienia z filmem stworzonym przez mającego wyrazisty styl reżysera. Pierwsze minuty przywodzą na myśl materiał promujący urodę miasta. I w pewnym sensie tak można potraktować film – jako kino pozwalające widzowi zanurzyć się w nieco mistycznym, magicznym Paryżu opartym na wszelkich pozytywnych stereotypach związanych z jego legendarną magią, architekturą, kulturą i duszą.
Oczywiście piękno stolicy Francji nie jest tutaj jedynym tematem. Bohaterami całej historii są przygotowujący się do ślubu pisarz scenariuszy Gil Pender i piękna Inez, która do Paryża zabrała się razem ze swoimi snobistycznymi rodzicami. Jak się okazuje, podczas wyjazdu na jaw wychodzą różnice między romantycznym Gilem chcącym osiedlić się w Paryżu i rzucić pisanie scenariuszy na rzecz tworzenia książek, a rodziną Inez. Ci drudzy są bardziej pragmatyczni, zainteresowani głównie pieniędzmi i drogimi przedmiotami.
Gil lubi spacerować w deszczu, napawać się pięknem miasta i szukać śladów znanych artystów tworzących w Paryżu – zwłaszcza z lat 20 XX. Idealizuje przeszłość, czas spędzając na podróżach po klimatycznych uliczkach, podczas gdy jego przyszła żona coraz więcej czasu spędza ze swoim szarmanckim przyjacielem z przeszłości. Kiedy Gil samotnie podróżuje po kulturalnej stolicy Europy, spotyka go niezwykła przygoda – przenosi się do swojej wymarzonej epoki, gdzie dane mu jest poznać takich twórców jak Hemingway, Salvador Dali czy małżeństwo Fitzgeraldów.
Choć podróż w czasie zaakcentowano głównie poprzez dopracowaną scenografię (choć mamy dość sporo ujęć zadymionych pomieszczeń, to już w plenerach trudno doszukiwać się jakiegoś oniryzmu), naprawdę świetną, wprowadzającą w klimat muzykę oraz same persony wielkich artystów. Widz razem z Gilem z zainteresowaniem odkrywa pełną czaru erę, kolejni pisarze i malarze to wzbudzające zainteresowanie, bardzo ciekawie oddane persony. Widzowie znający lepiej kontekst historyczny z pewnością będą się świetnie bawić, zwłaszcza że Woody Allen nie raz puszcza oko do widza poprzez dialogi nawiązujące do charakteru lub twórczości danych bohaterów.
I choć aktorzy wcielający się w postacie z lat XX spisali się niemalże wybitnie (świetna gra wsparta przez dobre dialogi) to można mieć pewne zastrzeżenia do bohaterów związanych z czasem teraźniejszym. Rodzina i przyjaciele Inez to postaci stereotypowe, przerysowane i niezbyt interesujące. Innym mankamentem produkcji jest też dość przeciętna gra aktora wcielającego się w głównego protagonistę – Owen Wilson próbujący pokazać zdziwienie i ekscytację wytrzeszcza oczy jakby nie za bardzo wiedział, co w zasadzie ma zrobić. Na szczęście Paryż pełen bohemy twórczej ściąga uwagę z nieporadnego Wilsona, pozwalając cieszyć się seansem. Jedyne, co tak naprawdę może uwierać, to schematyczność i przewidywalność fabuły. Allen fabularnie nie zaskakuje, tak więc widz nie powinien oczekiwać niespodziewanych zwrotów akcji.
O północy w Paryżu to niezwykle czarowna i pozytywna opowieść, która przenosi nas w świat nieco piękniejszy od naszego. Zaserwowaną tutaj historię z prostym morałem ogląda się z zaskakująco dużą przyjemnością mimo drobnych mankamentów, (momentami) balansowania na granicy kiczu i wykorzystania pewnych ogranych już chwytów fabularnych. Film wciąga, pozwalając oderwać się na półtorej godziny od rzeczywistości i zostawia widza z dobrym humorem i odrobiną magii. Z pewnością jest to jedna z najlepszych komedii romantycznych, jakie zostały nakręcone w ostatnich latach.