Marzec to dobry miesiąc dla kina Sci-Fi, czego dowodem jest Ex Machina oraz Chappie. Z tej okazji postanowiłem przypomnieć jednego z prekursorów gatunku i jednocześnie chyba najlepszy film Ridleya Scotta – Łowcę Androidów. Akcja umiejscowiona jest w 2019 roku. Główny bohater to Rick Deckard – policjant należący do wyjątkowo uzdolnionej grupy gliniarzy tropiących replikantów – maszyn nie do odróżnienia od ludzi, które wykorzystuje się do niebezpiecznych zadań na pozaziemskich koloniach. Te podobne do nas istoty można rozpoznać tylko przeprowadzając specjalny test na empatię, a Rick Deckard jest najlepszy w ściganiu niepokornych replikantów szukających schronienia na Ziemi.
W Łowcy od razu atakuje nas świetna atmosfera i gęsty, specyficzny nastrój. Został on uzyskany dzięki mrocznej i brudnej scenerii przyszłości. Owa nieco ponura oprawa w połączeniu z zabiegami reżyserskimi dotyczącymi oświetlenia i kadrowania (wyjętymi żywcem z kina noir) sprawia, że wizualnie film jest oryginalny. Powrót do klasyki kina poprzez nawiązywanie do stylistyki noir w tym futurystycznym dziele był świetnym strzałem. I choć Łowca jest już dość stary, to scenografia i zdjęcia ukazujące nam metropolię przyszłości naprawdę zaskakują – bowiem mimo braku CGI wyglądają zaskakująco dobrze. W połączeniu z absolutnie genialną muzyką Vangelis tworzy to fascynujący, hipnotyzujący odbiorcę kawał interesującego kina. Przestrzegam jednak tych, którzy spodziewają się mnóstwa akcji w stylu „zabili go i uciekł”. Narracja jest powolna, tempo rozwoju wydarzeń jest dość ospałe i nie ma tu mowy o zapchaniu taśmy pościgami i strzelaninami, których jest zaledwie kilka. Skoro mamy do czynienia z Sci-Fi to trzeba też wspomnieć o tym, że proponowana wizja przyszłości w dużej mierze zdaje się być chybiona (przynajmniej czasowo) – trudno sobie wyobrazić kolonizowanie odległych światów i tworzenie tak zaawansowanej Sztucznej Inteligencji za zaledwie cztery lata (akcja filmu to 2019 rok). Może prognozy dotyczące jutra nie były trafne, za to dobór aktorów chyba nie mógł być lepszy. Grający głównego bohatera Harrison Ford zagrał solidnie, ale film skradły postacie replikantów. Rutger Hauer jako przywódca grupki zbuntowanych androidów ukradł dla siebie finał tworząc niezapomnianą, przekonującą i poruszającą kreację. Reszta aktorów – na czele z Sean Young – również staje na wysokości zadania, tworząc szereg przekonujących charakterów.
Choć w rozwinięciu film momentami słabo i powoli dawkuje napięcie, a ponadto cierpi na brak akcji, to jest to pozycja jak najbardziej godna polecenia. Dla bardziej cierpliwych koneserów kina gratką powinien być ukazywany nam z niezwykłym polotem i finezją świat. Miłośnicy Sci-Fi znajdą tu interesującą wizję przyszłości oraz kilka tematów do refleksji. Można narzekać, że kontrast między uczłowieczonymi maszynami i zrobotyzowanymi ludźmi mógł zostać mocniej zarysowany, mimo tego wciąż jest to mocny punkt historii. Świetny technicznie i bardzo dobry fabularnie (z garstką drobnych mankamentów) Łowca Androidów zasługuje na naprawdę wysoką ocenę. Z czystym sumieniem gorąco polecam na deszczowy marcowy wieczór.