Recenzja filmu Marsjanin (2015)

Zastanawiając się, czy możliwe jest życie na Marsie w 2011 roku Andy Weir napisał książkę pt. Marsjanin. Stanowiła ona doskonały filmowy materiał, a reżyser miał bardzo duże pole do popisu pracując przy adaptacji. Mowa oczywiście o Ridleyu Scotcie znanym wszystkim z uniwersalnego podejścia. W końcu to on obraca się na wielu myślowych płaszczyznach, tworząc filmy w każdych możliwych czasach. Nieważne czy przyszłość, czy  przeszłość – ważne, że film. Nie idzie mu to źle, przecież przed Marsjaninem wyreżyserował Blade Runnera, więc sądzę, że tematyka kosmicznej przyszłości nie jest mu obca. Ba, radzi sobie z nią dużo lepiej niż z przeszłością. Film całkiem przyzwoity, ale mimo ośmiu nominacji do Oscara żadnej nie zdobył.

73387 1.12

W tym przypadku musimy się liczyć z konkurencją, jaka pojawiła się podczas 88. ceremonii rozdania tych prestiżowych nagród. Marsjanin przegrał ze Spotlight, a Matt Damon z Leonardem DiCaprio. Pomimo tego, mamy bardzo ładnie zrealizowany film z gatunku science-fiction. Spokojnie mogę powiedzieć, że Marsjanina możemy postawić na tej samej półce co zeszłorocznego Blade Runnera 2049. Lekko skomplikowana fabuła, poruszająca “naukowe” problemy skusiła wielu fanów tego gatunku, przedstawiając z pozoru trudne życie na Marsie.

Misja Aresa 3 nie była tak długa jak spodziewał się tego cały świat. Wielka burza piaskowa zmusiła członków do opuszczenia powierzchni Marsa. Niestety w czasie ewakuacji zaginął Mark Watney, a cała załoga zdecydowała wrócić na ziemię bez niego. Gdy wszyscy pogodzą się ze stratą współtowarzysza, on w spokoju będzie zaczynał uprawy marsjańskiej ziemi martwiąc się o przeżycie kilku lat samotnie na planecie.

Marsjanin jest filmem moralizatorskim, nastawionym na przedstawienie człowieka, jako jednostki samowystarczalnej. Ridley i Weir przedstawiają intrygującą historię ze schematycznym happy endem, który według mnie nie był potrzebny. Lepszy wydźwięk zyskałby, gdyby zakończył się bardziej katastroficznie. Jednak twórcy postawili sobie zupełnie inne zadanie, nie chcąc dać nam filmu przesiąkniętego na wskroś męczącym science-fiction. Podali nam sci-fi z elementami humoru i muzyką Queenu i Bowiego. Ładne, długie kadry przedstawiające ogrom odległej planety. Bez wątpienia jesteśmy w stanie uwierzyć w obecność Watneya na Marsie. A co za tym idzie porwać się na 2 godzinną misję w nieznane.

marsjanin

Główna rolę w całym przedstawieniu odgrywa Matt Damon i to on kradnie całe show. Nie liczą się dla nas inni bohaterowie, ani losy całej załogi, bo kibicujemy Watneyowi w “przeżyciu”. W tym wypadku musimy docenić Damona, który fenomenalnie sprawdził się w roli samotnego człowieka na dużej planecie. A nawet więcej, powinniśmy mu życzyć większej ilości takich ról. Pomimo tego, że jego ostatnie “wybryki” nie pozwalają nam myśleć o nim jako o dobrym aktorze. Rzecz jasna, nie jesteśmy obserwatorami upadku przez Pomniejszenie czy tajemniczy Suburbicon. Jest to (mam nadzieję) chwilowa wegetacja z myślą, że Damon szybko odbije się od dna, pokazując nam nowe wcielenie marsjańskiego Jasona Bourne’a.

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć wam udanego marsjańskiego seansu. Sądzę, że przypadnie on wielu osobom do gustu, nie tylko przez niesamowita fabułę, ale również za niesamowite przedstawienie Marsa. Nie pozostaje nam teraz nic innego jak czekać na kolejną znakomitą rolę Damona i ciekawy film science-fiction posiadający tak wspaniałe wartości jak Marsjanin.

Największa fanka autocada i BIMu. Hobbistycznie miłośniczka malarstwa XIX i XX wieku z naciskiem na: Degasa, Klimta i Bacona. W czasie wolnym szuka filmu idealnego, po którym z czystym sumieniem będzie mogła określić X muzę sztuką.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?