Recenzja filmu Projektantka (2015)

Ponad tydzień temu miałam okazję zobaczyć Na karuzeli życia, czyli film, w którym Kate Winslet wcieliła się w jedną z głównych ról. Nie zaskoczyła za bardzo widzów i nie pokazała w pełni swoich aktorskich umiejętności. Każdy z nas (oprócz Dudka) oglądał Titanica, gdzie odegrała słynną rolę Rose DeWitt Bukater. Młodziutką dziewczynę, prawie mężatkę, ale zakochaną bez pamięci w Leonardzie DiCaprio. W końcu serce której kobiety nie bije mocniej, gdy widzi tego nieziemsko przystojnego aktora? Przy okazji w jej karierze pojawił się Marzyciel, Lektor i Życie za życie. A kto pamięta Projektantkę? Nie musicie podnosić rąk, bo jestem pewna, że połowa z was nie oglądała, a większość nic sobie nie przypomina. Zgadza się?

https://www.youtube.com/watch?v=y5VXvynKBG4

Tytułowa projektantka, czyli Tilly Dunnage, spędziła kilkanaście lat na wygnaniu z rodzinnego miasta. Została oskarżona o rzekome zabójstwo, które popełniła będąc jeszcze dzieckiem. Wraca jako w pełni wykształcona kobieta, projektująca ubrania dla najlepszych, paryskich domów mody. Powrót nie zwiastuje niczego dobrego, bo jednak to małe miasteczko, gdzie każdy z każdym się zna, a głośne plotki są maglowane przez wiele, wiele lat. Dziewczyna chce wprowadzić świeżość, zaaplikować odrobinę elegancji w rodzinnych stronach przesiąkniętych starym stylem i totalnym brakiem elegancji.

Projektantka z pozoru zakrawa o prostą i przede wszystkim schematyczną opowieść. W rezultacie jednak dostajemy całkiem sensowną historię pełną niespodzianek. Fabuła skupia się przede wszystkim na tragicznych wydarzeniach z przeszłości, które nie pozwalają nawet na moment o sobie zapomnieć. Przychodzą z każdej strony, a ludzie bezwstydnie plotkują o projektantce tuż za jej plecami. Jednak jej powrót – przyjęty z niemałym hukiem – zostanie wykorzystany przez całe miasto do wielu celów, nawet tych najgorszych. Mamy do czynienia z połączeniem kilku gatunków filmowych, bo Projektantka mieści się w trzech skrajnych kategoriach. Dramat połączony z lekką komedią oraz z dodatkiem wątku kryminalnego. Dobrym pomysłem było ukazanie wspomnień głównej bohaterki poprzez krótkie, ale bardzo ważne wstawki.

Nie skłamię, jeśli powiem, że całość kręci się wokół Kate. To ona tutaj jest największą gwiazdą. Jej umiejętności aktorskie wybijają się na tyle, że pozostali zostają całkowicie przyćmieni i chcąc albo nie chcąc, wycofują się na najdalszy plan. Pokazała się z najlepszej strony i śmiało mogę powiedzieć, że to najlepsza kreacja w jakiej mieliśmy okazję zobaczyć Winslet. Naprawdę. Zabiera całkowicie show i prezentuje siebie jako panią świata. Trudno powiedzieć jaki wpływ ma tutaj reżyserka, bo jest to jedyna jej produkcja, z którą dotychczas się zapoznałam. Dodatkowo, Projektanka jest filmem, który stworzyła po osiemnastoletniej przerwie. Z jednej strony powinien być skazany na porażkę, jednak Moorhouse  znakomicie się wybroniła. Powracając do świata w niesamowitym stylu.

The Dressmaker Gallery 07

Dawno nie mówiłam o kostiumach, ale tutaj muszę. Jak na tytuł przystało dobrze się prezentują – po prostu widać, że główna bohaterka przyjechała z Paryża chcąc wprowadzić modową rewolucję. Kreacje Tilly są prześliczne tak samo jak te, które “powstawały” na planie. Emanują szykiem i elegancją w każdym calu ciesząc oko. Widzimy, że duży nacisk został położony na stronę estetyczną filmu. Niesamowite stroje, piękne kadry za sprawą spokojnych australijskich krajobrazów. Jednak widzimy tutaj spory kontrast biedy i przepychu. Biedne, ledwo stojące chatki utrzymujące klimat wiejskiej prowincji, a wychodzące z nich kobiety ubrane w sukienki prosto z wybiegów. Pokazuje to wielkie różnice kulturowe i majątkowe, a ich styk prezentuje “dziwną” widokówkę, niezrozumiałą dla odbiorcy. Jednak to wszystko za sprawą uczynnej Tilly, która w ten sposób chce się wkupić w łaski mieszkańców.

Sądzę, że Moorhouse postawiła przed sobą bardzo trudne zadanie o treści ”powrót do filmowego świata”. Wyszło jej to znakomicie, a film przekroczył wszelkie wymagania. Nie mniej jednak ma kilka małych błędów, które nie rzucają się początkowo w oczy. Pomimo tego, produkcja zasługuje na wysoką notę. Mam nadzieję, że jednak pani Moorhouse stworzy jakiś film wcześniej niż za kolejne osiemnaście lat.

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Największa fanka autocada i BIMu. Hobbistycznie miłośniczka malarstwa XIX i XX wieku z naciskiem na: Degasa, Klimta i Bacona. W czasie wolnym szuka filmu idealnego, po którym z czystym sumieniem będzie mogła określić X muzę sztuką.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?