Mumia (1932) – recenzja filmu z Borisem Karloffem

Krzysztof Warzała, 10 czerwca 2017

Nie wiem, czy to bardzo pocieszające, ale oryginalna Mumia od Universalu pokazuje nam, że hollywoodzkie studia od zawsze stawiały na bezpieczne powtarzanie sprawdzonych formuł, a pozornie oryginalne widowiska często okazują się popłuczyami po prawdziwych hitach. Scenarzyści odpowiedzialni za pierwsze filmy o potworach kreatywnością na pewno nie grzeszyli. Przy Draculi i Frankensteinie dysponowano literackimi pierwowzorami, skąd zaczerpnięto ogólną strukturę historii. Mumia została wymyślona od zera. Pozornie wydaje się, że ukazana wizja jest bardzo unikalna, gdyż tytułowy potwór to nie seryjny zabójca w bandażach, tylko wysublimowany arystokrata, zachowujący się jak zwykły człowiek. Jego misja to pojednanie z ukochaną, którą też zmumifikowano niemal 4 tysiące lat wcześniej. Jej część odrodziła się z jakiegoś powodu we współczesnej dziewczynie i teraz tytułowa mumia, która notabene nosi ksywę Imhotep (nie, żeby to było istotne), musi zabić potomkinię swojej ukochanej, by ta mogła się odrodzić w swoim dawnym ciele i chwale. Cokolwiek to znaczy.

Może powyższy opis nie nasuwa aż tylu skojarzeń, ale już sam seans filmu nie pozostawia złudzeń. Mumia to zrzynka o rok młodszego Draculi z Belą Lugosim w roli głównej. Tak samo wykreowano tytułowego bohatera na pozornie normalnego człowieka z klasą, który jednak gdy tylko nikt nie patrzy rzuca uroki, żeby przyzwać swoją otumanioną ukochaną. Z antagonistą walczy mądry profesor (nie kojarzyć z Van Helsingiem) oraz zakochany w tutejszej wersji Miny Harker młokos. Patrząc jednak z perspektywy czasu, takie bezpośrednie kopiowanie hitu nie dziwi. Osiemdziesiąt lat temu inaczej konsumowano filmy. Nie istniała telewizja, więc gdy jakiś tytuł przestawał być wyświetlany w kinie, zapoznanie się z nim stawało się niemożliwe. Także nawet gdy do kin wchodziło dzieło kopiujące cały koncept zeszłorocznego hitu, wciąż stanowiło ono jedyną opcję dla miłośników gatunku. Dopiero z dzisiejszej perspektywy, gdy po zaledwie kilku kliknięciach możemy obejrzeć w internecie zarówno Draculę jak i Mumię, podobieństwo obu filmów staje się uciążliwe.

Zobacz również: dlaczego Dark Universe poniesie klęskę?

Ale nawet pomijając wtórność scenariusza, tytułowego bohatera wykreowano naprawdę marnie. Boris Karloff jako Imhotep przedstawia bardzo dobrą, zniuansowaną i subtelnie zagraną kreację. Tylko jego starania w niwecz się obracają, gdy przez większość filmu scenarzyści ograniczyli jego rolę do siedzenia na podłodze i inkantowania bzdur w starożytnym języku. Mumia wypada niemrawo, nawet w finale nijak nie reaguje na porażkę swojego planu, a jej pokonanie nie zmusza ludzi do większego wysiłku.

Cały film okazuje się zresztą bardzo miałki. Mimo że uwolnienie mumii wypada jeszcze głupiej niż w filmie z Tomem Cruisem, początek rodem z horroru to jednocześnie najlepsze część obrazu. Dalej tempo siada, a całość zmienia się w patologiczne podchody romantyczne, gdzie dziewczynę bajeruje się na zamiłowanie do trupów. Całość nabiera skromnego charakteru, dzieje się w kilku zamkniętych pomieszczeniach, a ilość bohaterów ograniczono do niezbędnego minimum. Charakteryzacja, kostiumy oraz ogólna scenografia w szczególności starożytnego Egiptu wypadają naprawdę ładnie, ale rozmach realizacyjny kuleje mocno. Brakuje dobrych jazd kamery czy jakichkolwiek efektów pirotechnicznych. Mumia weszła do kin w tym samym roku co Człowiek z blizną, lecz przy gangsterskim klasyku wygląda niczym szkolnym teatrzyk.

Nic dziwnego, że Mumia a.d. 2017 pełna jest nielogiczności i naciągań scenariuszowych, skoro jej twórcy z dumą przyznają, że wiele motywów wzięli z pozbawionego sensu pierwowzoru. Do czasu jedynej słusznej i prawilnej wersji Stephena Sommersa z 1999 roku filmy z mumią to były naprawdę konkretne paździerze. Recenzowany tu oryginał to popłuczyny po Draculi, które wystarczały w momencie premiery i braku jakiejkolwiek konkurencji, ale z perspektywy czasu obraz ten nie zdaje egzaminu na zdatność oglądania. To dobry pomysł, żeby opowiadać o powrocie kolesia zabandażowanego kilka tysięcy lat wcześniej, lecz jego wykonanie woła o pomstę do nieba.

 

Krzysztof Warzała Dziennikarz

Miłośnik prawdziwego kina, a nie tych artystycznych bzdur. Jeśli masz ciekawy temat do opisania, pisz tutaj - k.warzala@moviesroom.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *