Nie wiem, czy to bardzo pocieszające, ale oryginalna Mumia od Universalu pokazuje nam, że hollywoodzkie studia od zawsze stawiały na bezpieczne powtarzanie sprawdzonych formuł, a pozornie oryginalne widowiska często okazują się popłuczyami po prawdziwych hitach. Scenarzyści odpowiedzialni za pierwsze filmy o potworach kreatywnością na pewno nie grzeszyli. Przy Draculi i Frankensteinie dysponowano literackimi pierwowzorami, skąd zaczerpnięto ogólną strukturę historii. Mumia została wymyślona od zera. Pozornie wydaje się, że ukazana wizja jest bardzo unikalna, gdyż tytułowy potwór to nie seryjny zabójca w bandażach, tylko wysublimowany arystokrata, zachowujący się jak zwykły człowiek. Jego misja to pojednanie z ukochaną, którą też zmumifikowano niemal 4 tysiące lat wcześniej. Jej część odrodziła się z jakiegoś powodu we współczesnej dziewczynie i teraz tytułowa mumia, która notabene nosi ksywę Imhotep (nie, żeby to było istotne), musi zabić potomkinię swojej ukochanej, by ta mogła się odrodzić w swoim dawnym ciele i chwale. Cokolwiek to znaczy.
Może powyższy opis nie nasuwa aż tylu skojarzeń, ale już sam seans filmu nie pozostawia złudzeń. Mumia to zrzynka o rok młodszego Draculi z Belą Lugosim w roli głównej. Tak samo wykreowano tytułowego bohatera na pozornie normalnego człowieka z klasą, który jednak gdy tylko nikt nie patrzy rzuca uroki, żeby przyzwać swoją otumanioną ukochaną. Z antagonistą walczy mądry profesor (nie kojarzyć z Van Helsingiem) oraz zakochany w tutejszej wersji Miny Harker młokos. Patrząc jednak z perspektywy czasu, takie bezpośrednie kopiowanie hitu nie dziwi. Osiemdziesiąt lat temu inaczej konsumowano filmy. Nie istniała telewizja, więc gdy jakiś tytuł przestawał być wyświetlany w kinie, zapoznanie się z nim stawało się niemożliwe. Także nawet gdy do kin wchodziło dzieło kopiujące cały koncept zeszłorocznego hitu, wciąż stanowiło ono jedyną opcję dla miłośników gatunku. Dopiero z dzisiejszej perspektywy, gdy po zaledwie kilku kliknięciach możemy obejrzeć w internecie zarówno Draculę jak i Mumię, podobieństwo obu filmów staje się uciążliwe.
Zobacz również: dlaczego Dark Universe poniesie klęskę?
Ale nawet pomijając wtórność scenariusza, tytułowego bohatera wykreowano naprawdę marnie. Boris Karloff jako Imhotep przedstawia bardzo dobrą, zniuansowaną i subtelnie zagraną kreację. Tylko jego starania w niwecz się obracają, gdy przez większość filmu scenarzyści ograniczyli jego rolę do siedzenia na podłodze i inkantowania bzdur w starożytnym języku. Mumia wypada niemrawo, nawet w finale nijak nie reaguje na porażkę swojego planu, a jej pokonanie nie zmusza ludzi do większego wysiłku.
Cały film okazuje się zresztą bardzo miałki. Mimo że uwolnienie mumii wypada jeszcze głupiej niż w filmie z Tomem Cruisem, początek rodem z horroru to jednocześnie najlepsze część obrazu. Dalej tempo siada, a całość zmienia się w patologiczne podchody romantyczne, gdzie dziewczynę bajeruje się na zamiłowanie do trupów. Całość nabiera skromnego charakteru, dzieje się w kilku zamkniętych pomieszczeniach, a ilość bohaterów ograniczono do niezbędnego minimum. Charakteryzacja, kostiumy oraz ogólna scenografia w szczególności starożytnego Egiptu wypadają naprawdę ładnie, ale rozmach realizacyjny kuleje mocno. Brakuje dobrych jazd kamery czy jakichkolwiek efektów pirotechnicznych. Mumia weszła do kin w tym samym roku co Człowiek z blizną, lecz przy gangsterskim klasyku wygląda niczym szkolnym teatrzyk.
Nic dziwnego, że Mumia a.d. 2017 pełna jest nielogiczności i naciągań scenariuszowych, skoro jej twórcy z dumą przyznają, że wiele motywów wzięli z pozbawionego sensu pierwowzoru. Do czasu jedynej słusznej i prawilnej wersji Stephena Sommersa z 1999 roku filmy z mumią to były naprawdę konkretne paździerze. Recenzowany tu oryginał to popłuczyny po Draculi, które wystarczały w momencie premiery i braku jakiejkolwiek konkurencji, ale z perspektywy czasu obraz ten nie zdaje egzaminu na zdatność oglądania. To dobry pomysł, żeby opowiadać o powrocie kolesia zabandażowanego kilka tysięcy lat wcześniej, lecz jego wykonanie woła o pomstę do nieba.