Na hasło „film o wampirach” wiele osób nie bez powodu reaguje dość alergicznie. Dzisiaj będę jednak obalać stereotypy – istnieje na rynku jeden film o krwiopijcach, który zaskarbił sobie dozgonną miłość widzów (nie tylko niespełnionych uczuciowo nastolatek) i szacunek krytyków. Mowa tu oczywiście o nowozelandzkiej komedii stylizowanej na film dokumentalny pod tytułem Co robimy w ukryciu, autorstwa Jermaine Clementa i Taika Waititi (grających także dwóch głównych bohaterów).
Film opowiada o grupie zaprzyjaźnionych wampirów w różnym wieku, którzy dzielą razem mieszkanie w nowozelandzkim miasteczku i borykają się z codziennymi problemami, jakie dotyczą wspólnego zamieszkiwania przestrzeni przez współczesną grupę mężczyzn – kłótnie o mycie zakrwawionych naczyń i odkurzanie smug po ciągnięciu ciała przez korytarz, jak ubrać się na imprezę, skoro nie widać cię w lustrze, a trzeba poderwać jakąś dziewczynę na kolację i tak dalej. Bohaterowie jako tako sobie z tym radzą, mają w końcu kilkusetletnie doświadczenie. Wszystko staje jednak na głowie, gdy ich najstarszy kolega przypadkowo zmienia w wampira ich niedoszłą kolację – młodego, zbuntowanego i niezbyt rozgarniętego Nicka. Na domiar złego Nick ma kłopotliwego przyjaciela, smakowitego człowieka, a w okolicy kręci się wataha podenerwowanych wilkołaków. Viago (Taika Waititi), Deacon (Jonny Brugh) i Vladislav (Jemaine Clement), czyli trójka głównych bohaterów stają przed szeregiem trudnych decyzji, które mogą zaważyć na ich przyjaźni…Za bohaterami cały czas podąża ekipa filmowa, która ma za zadanie przedstawić życie wampirzej społeczności w Nowej Zelandii w formie filmu dokumentalnego. Ekipa jest oczywiście dla bezpieczeństwa uzbrojona w krucyfiksy.
Zobacz również: TOP 20: Najlepsze czarne komedie w historii!
Po opisie moglibyście się spodziewać filmu zupełnie zwariowanego, a jest wręcz przeciwnie. Całe to wariactwo twórcy uchwycili w niezwykle elegancki i wysublimowany sposób (może z wyjątkiem paru scen, ale jak tu kulturalnie nakręcić wampirzą kolacje?), który w połączeniu z niezwykłą muzyką daje niezapomniany efekt. Jak pisałam już wcześniej, Co robimy w ukryciu to komedia i to w najlepszym tego słowa znaczeniu: stanowi o wszystkim, czego brakuje nam dzisiaj w komediach, a brakuje nam inteligentnych żartów, nie zawsze poprawnych politycznie, ale za to naprawdę zabawnych. Rzuca się w oczy także warstwa estetyczna filmu, której nie zepsuły nawet kiepskawe efekty specjalne. Film nadrabia świetną muzyką i doskonałą grą aktorską.
Zderzenie dwóch światów – tego codziennego, jaki mogliśmy oglądać w 2014 roku ze światem anachronicznych wampirów, które wciąż jedną nogą są w czasach swojej młodości (coś między średniowieczem a późnym renesansem) to dla twórców doskonała przestrzeń dla setek zabawnych gagów, które każdemu wycisną łzy z oczu. Autorzy Co robimy w ukryciu nie bali się również widoku krwi i stosów trupów jakie powinny towarzyszyć porządnym wampirom, o czym ewidentnie zapomniano w Zmierzchu. Z wykorzystaniem mitologii i wampirzych archetypów stworzyli postacie krwiopijców z krwi i kości, barwne, groźne i żywe (metaforycznie rzecz ujmując), ale także obdarzone poczuciem humoru i wielkim sercem (wobec siebie nawzajem).
Nie pożałujecie ani jednej minuty spędzonej z wampirami z Nowej Zelandii!
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe