Gwiezdne Wojny: Część III – Zemsta Sithów – ścieżka dźwiękowa [Recenzja i odsłuch]

Mówi się, że tworzenie muzyki i ogólnie ścieżki dźwiękowej do filmów, które w głównej mierze zostały wygenerowane komputerowo, nie jest zadaniem prostym, a tym bardziej szczególnie wdzięcznym. Podobno praca kompozytorów na preprodukcyjnym etapie, gdzie jeszcze nie mamy gotowego obrazu, jest czystym błądzeniem po omacku, opieraniem się na konceptach, orientacji, a nie na faktycznych motywacjach i emocjonalnym zakorzenieniu. Z tego też powodu do repertuaru nieczystych zagrywek malkontentów obrzucających błotem prequelową trylogię Gwiezdnych Wojen, swego czasu dołączył kolejny instrument, który wskazywał właśnie na fakt, iż muzyka w prequelach nie może być lepsza od tej w oryginale. Bo przecież Williams nie widział, do czego tak naprawdę komponuje. Ale zaraz – czy komuś takiemu jak on, czyli gościowi, który uniwersum to zna od samego zarania i który z Lucasem zna się jak łyse konie, do czegokolwiek potrzebny był obraz? Wątpię.

A na potwierdzenie tej tezy przychodzi nam wszak Zemsta Sithów, czyli – moim zdaniem – najwybitniejszy i najbardziej ambitny epizod gwiezdnej sagi. I duży udział w kreowaniu tego mitu posiada właśnie soundtrack Johna Williamsa, który różni się od jego poprzednich gwiezdnowojennych dokonań przynajmniej w jednym aspekcie. Otóż do tej pory wszystkie ścieżki dźwiękowe podpisywane jego nazwiskiem w słynnych napisach końcowych opierały się zawsze na jednej, wyrazistej kompozycji. W Nowej Nadziei było nią The Force Theme, w Imperium kontratakuje The Imperial March, a w takim Ataku klonów Across the Stars. Stanowiły one klasyczny motyw przewodni, który niejako nastrajał całą produkcję od A do Z, niezależnie do tego, co w międzyczasie się wydarzyło. Tutaj natomiast Williams oferuje nam równe trzy utwory. Każdy z nich natomiast odpowiada za ilustrację konkretnej partii filmu, wskazując jednoczesnie na dynamikę przemian, w jaką fabuła Zemsty Sithów obfituje.

Mamy tu więc wpierw samo intro Revenge of the Sith odznaczające się iście wojenną tonacją i stanowiące niejako muzyczne przedłużenie motywów Wojen Klonów. Zdaniem wielu jest to też najlepsze intro, w jakie Gwiezdne Wojny zostały opatrzone i trudno się takim opiniom dziwić – doskonale koresponduje z ekranowymi wydarzeniami (bitwa nad Coruscant i pamiętny taniec myśliwców), wzbogacając je o element niepewności i zagrożenia. Potem, już w momencie przejścia Anakina na ciemną stronę Mocy i ukrócenia Mace’a Windu o kilka kończyn, wjeżdża Anakin’s Betrayal – niesamowicie patetyczny acz zarazem poruszający kawałek muzycznego tworzywa, którego walory estetyczne wzmacnia obrazowe wykonanie rozkazu 66 i egzekucja Rycerzy Zakonu Jedi. Ostatnią z tych wielkich kompozycji (i największą zarazem) jest rzecz jasna Battle of the Heroes, czyli życiowe osiągnięcie Williamsa, które tak samo jak w dniu premiery filmu porusza mnie i dziś. Trudno mi w zasadzie cokolwiek sensownego o niej powiedzieć, gdyż obserwacja epizodu na Mustafar przy akompaniamencie tego właśnie utworu jest jedną wielką, emocjonalną bombą. Doskonale wiecie, o czym mówię. Choreografia walki Anakina z Obi-Wanem może nie jest najwyższych lotów, ale niesie ze sobą niesłychany ciężar gatunkowy, co w muzycznej interpretacji Williamsa wybrzmiewa w każdej nucie.

Pomiędzy tymi ramowymi kompozycjami, figuruje sobie 12 pozostałych utworów, których funkcję można określić mianem czysto pomocniczej. Stanowią one wszak przedłużenie bądź wariację na temat tych głównych melodii i w ich obrębie tematycznym się poruszają. Pewną część struktury tej szczęśliwej dwunastki stanowią natomiast zapożyczenia z poprzednich dokonań Williamsa w Gwiezdnych Wojnach. Wiadomo – The Force Theme zawsze się gdzieś tu przewinie, ale szczególną gratką jest wykorzystanie Across the Stars jako swoistego walorowego odprysku w Anakin’s Dream. Motyw przewodni Ataku klonów znajduje się tam bowiem w charakterze rozkwitającego kwiatu, którego korzenie wrosły jednak w jałową ziemię. Jest on – jak wiemy – ilustracją uczucia, jakie złączyło Anakina z Padme, ale Anakin’s Dream jako całość, traktuje przecież o śmierci jego miłości. W ten też sposób i przy użyciu naprawdę banalnych metod Williams doprowadził do umoru ich więzi, a znając dalszy przebieg muzyczny, jesteśmy w stanie stwierdzić, iż jednocześnie obarczył ją winą za ogólną katastrofę moralną bohatera.

Interesująca jest również kwestia tego, na jakie dwie, w zasadzie równe części można podzielić tematyczną zawartość soundtracku Zemsty Sithów. Pierwsza z nich (i rozpoczęta wraz ze wspomnianym intrem) jest konglomeratem utworów o stricte wojennym, chaotycznym zabarwieniu, po czym mniej więcej w połowie filmu, czyli wraz ze zdradą Anakina, następuje zwrot w kierunku kompozycji tragicznych, fatalistycznych i niejednokrotnie nihilistycznych. Muzyka ilustruje więc tu nie tylko dynamikę zmian fabularnych, ale także tych wewnętrznych, których nośnikiem jest główny winowajca zamieszania. A ostateczny tryumf tych mrocznych żywiołów, upadek Republiki i ogólny nastrój załamania puentuje The Birth of the Twins and Padme’s Destiny.

Gdy więc wykonamy prosty rachunek dodawania, to wyjdzie nam, że ścieżka dźwiękowa Zemsty Sithów to absolutny ewenement jeśli chodzi o gwiezdnowojenną muzykę. Ani wcześniej, ani tym bardziej później, John Williams nie zbliżył się do tego poziomu, nie wspominając już o jego chwilowym zastępcy w Łotrze 1. Szkoda tylko, że ogólny hejt skierowany przeciwko prequelowej trylogii niejako przyćmił zasługi tego kompozytora, co też odbiło się na liczbie indywidualnych statuetek wyniesionych dzięki Zemście Sithów. Tych była wszak zaledwie jedna i to jeszcze z jakichś tam Saturnów czy innych Jowiszy. Niemniej Williams udowodnił, że Gwiezdne Wojny trzeba przede wszystkim czuć, a dopiero potem oceniać. I za to mu serdecznie dziękuję.

Ocena: 90/100

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?