Lolita – ścieżka dźwiękowa [Recenzja i odsłuch]

Lolita, światło mego życia, płomieniu mych lędźwi. Mój grzechu, moja duszo. Lo-li-ta: czubek języka schodzący w trzech stąpnięciach wzdłuż podniebienia, aby na trzy trącić o zęby. Lo. Li. Ta. Co tu dużo mówić, książka Vladimira Nabokova pt. Lolita stała się jednym z najbardziej kontrowersyjnych dzieł powojennej literatury. Ekranizacja filmowa w reżyserskiej wizji Adriana Lyne’a to oczywiście ugrzeczniona wersja (brak w niej rozbudowanych i wpływających na zmysły myśli Humberta) dzieła rosyjskiego pisarza. Lolita to dobra produkcja pod względem wizualnym, ale jaka jest ścieżka dźwiękowa?

Ennio Morricone. To nazwisko powinno nam się jako pierwsze nasuwać, gdy pomyślimy o soundtracku do Lolity. Morricone jest odpowiedzialny za wszystkie kompozycje oryginalne (tylko jeden utwór znajdujący się w albumie wykonywany przez Louis Prime taki nie jest). Utwór Amor prezentuje powolny klimat muzyki w nurcie nieco operowym, który wpasowuje się idealnie w lata 50-te. Jest niezwykle wrażliwy i właściwie pasuje do autorskiej wizji reżysera. Przecież Lolitę właściwie można interpretować na kilka sposób – to czemu nie jako burzliwej historii miłosnej? 

Każdy z dwudziestu dwóch utworów nosi w sobie nutkę typowych uroczych piosenek z musicali (oczywiśćie wszystko w klimacie lat 50-tych, a nawet nieco wczesniejszych). Zdecydowanie brakowało mi jakiś bardziej energicznych piosenek, który utożsamiałyby nieodgadnioną naturę Lolity (a także popędy Humberta). I Wonder, I Wonder, I Wonder w pewnym sensie mogłoby nawet do nich pasować, ale to wciąż za małe wyeksponowanie emocji jak dla mnie. Jest to dobra piosenka, przypomina grę artysty z instrumentami (chodzi przede wszystkim o początkowe nuty). Może podkreślają „grę” dwójki głównych bohaterów?

Lolita (finale), czyli utwór pojawiający się na napisach końcówych to typowe, ale bardzo przyjemne dla ucha uwieńczenie całego filmu. Właściwie pasuje on do ostatecznych informacji o losach bohaterów. Jest nieco inny od pozostałych piosenek, ponieważ nie czuć w nim klimatu lat 50-tych. Dzięki swojej „współczesności” podkreśla uniwersalność opowiedzianej historii.

Ścieżka dźwiękowa Lolity nie jest zła, ani nie jest też bardzo dobra. Do arcydzieła brakuje przede wszystkim większej różnorodności gatunkowej. Właściwie chętnie zmieniłabym w soundtracku kilka utwór na te bardziej szybsze i nakręcające akcje. Mimo tych niedociągnięć warto ją przesłuchać w całości – jest przyjemna, delikatna, harmonijna i klimatyczna. A co do samego filmu – powiem tylko, że to ciekawa ekranizacja. 

Ocena: 72/100

Redaktor

Interesuję się literaturą i filmem. Sięgam po różnorodne gatunki, najczęściej po skandynawskie kryminały (Kurt Wallander, Harry Hole). Fanka Harry'ego Pottera i Sherlocka Holmesa.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?