Karol Strasburger
Karol Strasburger

Rozmawiamy z Karolem Strasburgerem i Piotrem Głowackim na premierze Planety Singli 2!

Kontynuujemy naszą przygodę związaną z rozmowami z aktorami Planety Singli 2. Oprócz Macieja Stuhra (odsyłam tutaj), udało nam się złapać Karola Strasburgera i znanego z poprzedniej odsłony Piotra Głowackiego. Ten pierwszy opowiedział nam co nieco o swojej roli i powrocie na duży ekran. Rozmówcami byli Łukasz Kołakowski, Jan Tracz i Kamil z portalu W tonacji kultury.

ŁK: Chciałbym spytać o postać Kamila, czy Pan – jako Karol Strasburger – orientuje się lepiej w trendach internetu niż on?

Karol Strasburger: Tak, zdecydowanie lepiej się orientuję. Muszę powiedzieć, że mam za sobą parę nieprzespanych nocy. Siedzę i dłubię w tym internecie, należę do ludzi, którzy próbują sami zgłębiać związane z nim kłopoty i problemy. Jest ich cała masa, także na pewno lepiej niż mój bohater, który tak naprawdę ma z tym słabo. Tak jest to celowo ułożone, ponieważ mój dyrektor, jest postacią niedzisiejszą, trochę taki démodé. Facet starej daty w za dużych ubrankach, nie z tego okresu. Być może ktoś będzie to utożsamiał ze mną, bo to tak bywa, że czasem ludzie tak mówią, że Karol tak chodzi źle ubrany. Gram troszkę siebie, a troszkę nie siebie. Nie, ta postać jest dość mocno odbiegająca ode mnie prywatnie.

Movies Room

Fot. Jan Wasilewski

JT: Właśnie ta tradycyjność Pańskiej postaci wiąże się ze stereotypami takiego dyrektora dosyć twardo stąpającego po Ziemi, który jednak lubi posłuch. Czy widzowie kupią ten pomysł?

Mamy dość dużo przykładów tego typu dookoła ciągle, niezależnie od tego czy dyrektor jest dyrektorem mającym swoje lata, czy niedawno mianowanym (czyli młodym), ta cecha nie ma nic wspólnego z wiekiem, tylko jest związana z pewną psychiką, gdzie niektórzy po to zostają dyrektorami, by mogli rządzić, aby móc decydować, komuś pokazać czyje na wierzchu. Jeżeli ktoś ma taką cechę i dlatego ma ochotę rządzić, to z tego rządzenia niewiele wychodzi, natomiast jego osobista satysfakcja z tego wszystkiego jest dość duża. I tu trochę tak to wygląda w mojej roli, że głównym elementem działania mojego dyrektora jest chęć rządzenia i decydowania, a nie czy te decyzje są właściwe, czy też nie. To jest taki schemacik, a jak ktoś w niego wchodzi, to myślę, że widzowie znajdą w tym dużo rzeczy, które dookoła nas się dzieją w sposób mocno zauważalny.

ŁK: Jeszcze à propos tej absurdalności decyzji dyrektorów, tam był pies, który przebijał balony nosem, wprowadzony specjalnie na antenę. Pytanie, czy to był Pański pomysł, pomysł reżysera, autorski?

Nie, muszę powiedzieć, że ten film zarówno reżysersko, jak i scenariuszowo był bardzo precyzyjnie przygotowany. Także każdy szczegół był tu wymyślony, napisany, ja z psem nie mam nic wspólnego, to nie był mój pies, ja w ogóle tego nie wymyślałem. Nie wiele jest rzeczy, które sam zaproponowałem, w sensie takich scenariuszowych. Jak mówię, bardzo duża precyzja tego, co ma w tym filmie być, jak ma być zagrane, jaka ma być reakcja, ponieważ te wszystkie elementy gdzieś w jakimś momencie puentują. Ja jako aktor nie zawsze wiem, jaka będzie puenta, dlatego widząc, że film jest realizowany z dużą precyzją, nie wnikam w to, bo wiem, że ktoś już to wymyślił, ktoś wie dlaczego ten pies jest taki a nie inny i tutaj nie ma co kombinować, by było lepiej. Ma tak być i koniec, trzeba to wykonać – taka była moja rola i nie miałem z tym żadnego problemu.

Karol Strasburger

Fot. Gigant Films, Maciej Zdunowski

JT: A na koniec zapytam jeszcze o ten powrót do grania, dawno Pana na ekranach nie widzieliśmy. Czy on sprawił przyjemność?

Nie, ja jestem na ekranach, ja cały czas gram w serialu Pierwsza miłość, gdzieś od lat dziesięciu i gram tam bardzo dużo. Jestem na ekranie, tylko nie dużym, kinowym, ale telewizyjnym…

JT: Chodziło mi właśnie o ten duży.

Ta praca jest bardzo podobna, dla aktora nie ma jakiejś większej różnicy. Forma samej pracy, warsztatu, obecności przed kamerą, doświadczenia z tego wynikającego, koncentracji, pewniej dyscypliny, te aspekty nie różnią się zbytnio. Dla mnie może jest tylko satysfakcja z tego, że się pojawiam w kinie. Mamy dziś premierę, duży ekran, widzowie zasiadają, jest to pewnego typu święto. Serial oglądamy jedząc obiad, pijąc kawę, odchodząc na chwilę, bo mamy reklamę w środku.  To jest taka trochę inna sztuka, inny charakter. Natomiast kino jest spektaklem teatralnym, widownia ogląda to w całości. Oczywiście zawsze mi się tęskni do tego typu filmów, miałem parę takich tytułów za sobą, ale miałem przerwę wynikającą z tego faktu, że miałem troszkę innych zajęć. To dla mnie fajna przygoda, duże przyjemne przeżycie.

Dziękujemy bardzo.

Dziękuję.

Piotr Głowacki opowiedział o powrocie do roli, swojej postaci, a także trochę o samej filmowej aplikacji – Grawitacji.

WTK: Marcel, chyba najbardziej barwny ptak z serii Planeta Singli, który mocno się zmienia. Były jakieś trudności, żeby wcielić się w tą rolę?

Na pewno już na początku, kiedy byliśmy na etapie jego wymyślania, konstruowania tej postaci od zewnątrz i wewnątrz; kostiumy, fryzura, jak wygląda, jak się porusza, to były takie przyjemne trudności, dlatego też druga część w pracy aktora jest bardzo miła, bo mamy te wszystkie techniczne trudności za sobą i teraz przychodzimy, spotykamy się z bohaterem, który już jest i możemy z nim zwiedzać świat.

WTK: Marcel jest najlepszym przyjacielem Tomka, nawet taką opoką, która go wspiera w życiu, a także w drugiej części też Tomek może liczyć na Marcela, ale twój bohater ma też trochę problemów z Tomkiem jeśli chodzi o program.

Nie chciałbym zdradzać tej fabuły, ale jest historia o swojego rodzaju trójkącie. Mamy dwóch mężczyzn, przyjaciół, jeden z nich ma kobietę, teraz śledzimy losy tego trójkąta, jak przyjaźń wspiera miłość, jak miłość wypiera przyjaźń. Myślę, że jest to takim kołem napędowym tej historii, co jest ciekawe, zwłaszcza że wiemy, iż ta przyjaźń jest w jakimś sensie bardzo podkręcona, nieoczywista.

Piotr Głowacki

Fot. Jan Wasilewski

ŁK: Druga część Planety Singli kręci się wokół Grawitacji, czyli takiego algorytmu, który wyznaczyłby matematycznie dopasowanie do siebie ludzi. Czy myśli Pan, że miałoby to sens stworzyć coś takiego w realnym życiu?

Coś takiego już działało, czymś takim były swatki, które po prostu robiły za ten algorytm wchodząc do domów. Zbierając informacje dopasowywały pary. Tu algorytm jest po prostu bardziej bezduszny, szybszy, może więcej takich działań wykonać naraz. Ludzkość żyła jednak większość czasu w czasach algorytmów niż sentymentalnej miłości. Przecież to jest odkrycie ostatnich stu pięćdziesięciu lat myślę, cały czas się z nim jeszcze borykamy i ciągle uczymy.

ŁK: Jak Pan myśli, lepiej jest pasować w 92% czy 8%?

Ostatnio wymyśliłem takie zdanie, że kobieta i mężczyzna to dwie skrajności, a przeciwieństwa się przyciągają, więc to dobrze, ale w sytuacji, w której mamy styczność z dwoma przeciwieństwami, to jedno czego możemy być pewni to tarcie (śmiech).

JT: A jakby Pan się cofnął do lat swojej młodości, to skorzystałby Pan z Grawitacji, czy jednak powrócił do tradycyjnych sposobów?

Z ciekawości na pewno bym skorzystał; ogólnie jestem zwolennikiem świadomego dokonywania wyborów i zadawania sobie serio pytań, a nie poddawania się się grze hormonów. A często w młodości  najczęściej mylimy miłość z tą grą hormonów, a potem musimy żyć ileś lat z konsekwencjami tej pomyłki. Więc skoro wszyscy proponują losowy dobór partnerów, wiedząc jak często konsekwencje są niezbyt przyjemne, dlaczego nie spróbować odwrotnie?

Piotr Głowacki

Fot. Jan Wasilewski

WTK: Ile Marcel ma z Pana?

Na pewno około stu procent mojego ciała i całe sto procent mojego zaangażowania, kiedy jest na ekranie, to jest bardzo dużo. A do tego służyłem jako miejsce zbiorcze do pomysłów całej ekipy, jako ten łącznik gdzieś tam jestem, ale myślę że też trochę zostało z Marcela we mnie.

Dziękujemy bardzo.

Dziękuję.

Ilustracja wprowadzenia: Jan Wasilewski

Stały współpracownik

Uwielbia wymagające kino. Również takie, które porusza tematy ludzi zwykłych. Pasjonat muzyki i literatury. Zafascynowany historią. Indywidualista kochający wyzwania. Niby uczeń, a powoli pracoholik. Założyciel strony Culture Café, gdzie z przyjaciółmi pisuje o kulturze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?