Siedem lat temu napisaliśmy pierwsze słowa w treatmencie i zaczęliśmy rozwijać scenariusz. To oczywiście nie oznacza, że pracowaliśmy nad tym projektem dzień w dzień. Intensywna praca preprodukcyjna trwała ponad rok. Potem w trakcie postprodukcji robi się już zupełnie inne rzeczy. Ale faktycznie praca nad Najmro pochłonęła dużo czasu.
To było pomocne w kontakcie z operatorem zdjęć, ale też ze studiem postprodukcyjnym, które już wcześniej przygotowało sobie plan pracy. Łatwiej jest pokazać, narysować to, co chce się zrobić. Nie przeceniałbym jednak tej roli, ponieważ czasami jest to droga na skróty. Trzeba mieć do tego dystans, ale to się zawsze przydaje. Jak już umie się rysować, to można z tego korzystać.
To jest bardzo kompleksowa sprawa. Jak się wymyśla taki film, to ustalenie konwencji staje się wyzwaniem koncepcyjnym i strategicznym. To musi być określone już na etapie pisania scenariusza. Wiedzieliśmy, że chcemy zrobić film z rozmachem. Taki, który będzie hybrydą gatunkową, a nie typowym filmem biograficznym. Chcieliśmy bardzo mocno wykreować filmową rzeczywistość. I to była bardzo sumienna praca polegająca na tym, że musiałem spróbować jak najszybciej określić swoją wizję. A potem zapraszając współtwórców, musiałem im tę wizję przekazać, żebyśmy mogli tworzyć to wszyscy razem. Przy realizacji Najmro spotkała się grupa fantastycznych, utalentowanych ludzi. Najważniejsze było pilnowanie, aby nie wypaść z konwencji, aby wszyscy ją zrozumieli i zaakceptowali. To były wielogodzinne spotkania, rozmowy, wysyłanie sobie referencji dotyczących kolorystyki, faktury obrazu. Wszystko opiera się na spekulacjach, bo to są pewne założenia, które nie wiadomo, jak będą wyglądać w gotowym filmie, dopóki się tego nie zrobi.
Tak, bardzo szybko określiliśmy, czy to ma być poważne, czy śmieszne. Łukasz ma bardzo ironiczne spojrzenie na życie, co widać w jego tekstach. Chcieliśmy, żeby w tym filmie nie było rechotu, tylko właśnie humor autoironiczny. W miarę inteligentny, ale czasami też sytuacyjny, pociągnięty grubą krechą. To już nasz znak towarowy, bo kiedy piszemy coś razem, to teksty mają tego typu charakter.
Na szczęście nic nie było dziełem przypadku. Ze dwa, trzy utwory mieliśmy już wybrane wcześniej. Zresztą jeden z nich musiał być nagrany w nowej aranżacji autora muzyki Andrzeja Smolika. Potem dobieraliśmy utwory na etapie montażu. Jak już je dobraliśmy, to okazało się, że licencje kosztują bardzo dużo i nie mamy na to pieniędzy. Dzięki pomocy producentów i Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej otrzymaliśmy dodatkowe dotacje, za co jesteśmy wdzięczni. Muzyka jest bardzo ważnym elementem filmu, niemal dodatkowym bohaterem.
Wszystkie sceny akcji były bardzo trudne do zrealizowania. Wymyśliliśmy sobie, że będziemy kręcić z linecama, czyli kamery zawieszonej na linie na bardzo długim dystansie. Gdy w filmie jest pierwszy pościg, kiedy gonią się dwa fiaty, to po zejściu z planu byłem pewien, że nie mamy materiału do montażu. Wszystko z powodu problemu technicznego z kamerą, ale na szczęście się udało. Bardzo wymagająca była scena na giełdzie, ale rozplanowaliśmy to na tyle szczegółowo, że niewiele nas tam zaskoczyło. Najtrudniejszą sceną okazała się ta na końcu filmu, gdy wiele postaci spotyka się wspólnie w jednym pomieszczeniu. Podczas kręcenia zaatakowały nas komary, mieliśmy bardzo dużo ustawień, było ciasno i prawie nie dało się pracować. Wtedy faktycznie ekipa była bliska buntu.
Zajmuję się teraz właśnie gatunkowymi projektami – katastroficznym i sensacyjnym. Najbliższy będzie współczesnym, ironicznym filmem akcji. Tym razem z wyrazistą główną bohaterką. W przyszłym roku mają być zdjęcia, niestety nic więcej nie mogę powiedzieć. Jak zwykle będzie trudno, ale mam nadzieję, że efekt będzie przynajmniej tak satysfakcjonujący jak w Najmro.
Ilustracja wprowadzenia: zdjęcie nadesłane przez Mateusza Rakowicza