W ciągu blisko 40 lat Tim Burton zdążył wyreżyserować 19 pełnometrażowych filmów. Na wstępie przyznam, iż będąc fanem większości z nich, rzadko padną tu słowa krytyki nawet w przypadku nisko uplasowanych tytułów. Być może ktoś uzna, że idealizuję projekty Burtona, w czym może być trochę prawdy. Mimo to stanąłem na wysokości zadania i zestawiłem je od (przyznajmy) najgorszego do najlepszego. Tym akcentem pragnę z przyjemnością przedstawić mój ranking filmów Tima Burtona.
Planeta małp to właściwie jedyny film Tima Burtona, o którym potrafię napisać, że go nie lubię. Niestety tym razem wizja reżysera nie zadziałała jak powinna, w wyniku czego powstało przeciętne kino przygodowe z kiepskimi bohaterami (jedynie Tim Roth jako generał Thade się broni) oraz niekorzystnie kiczowatą charakteryzacją. Szczerze powiedziawszy, pomimo licznych negatywnych opinii, liczyłem, iż Burton dostarczy w tym filmie cokolwiek pozytywnie zaskakującego. Finalnie otrzymałem projekt, który jest niemalże wyprany ze stylu reżysera.
Niewątpliwie Dumbo stanowi przykład dość nieudolnej próby odświeżenia starej marki Disneya. Aktorska wersja animacji o tytułowym słoniku cierpi na brak oryginalności oraz poświęcenie więcej czasu postaciom ludzkim wypadającym stosunkowo płytko. Z drugiej strony projekt ten to całkiem przyjemne kino familijne potrafiące zarówno bawić, jak i wzruszać. Na plus zapamiętałem przede wszystkim sceny pokazów cyrkowych, które są nie tylko ładnie nakręcone, ale także z łatwością można w nich dostrzec styl reżysera. Poza tym Danny DeVito w roli właściciela cyrku przywraca wspomnienia z Dużej ryby.
Alicja w Krainie Czarów to film, z którym mam mieszaną relację. Z jednej strony jestem zachwycony burtonowską wizją tytułowej Krainy Czarów oraz kreacjami postaci, które w niej spotykamy. Z drugiej jest mi przykro, że Mia Wasikowska w roli Alicji jest dość nijaka, przez co jej perspektywa oraz rozwój na przestrzeni filmu pozbawione są wiarygodności. Zdecydowanie lepiej prezentuje się drugi plan z Johnnym Deppem jako Szalony Kapelusznik na czele. Charakteryzacja zarówno tej postaci, jak i wielu innych jest świetna i stanowi swoisty atrybut tego filmu. Ponadto uznanie należy się także aktorom dubbingowym wpływającym na wyjątkowość świata przedstawionego.
Wielkie oczy to chyba drugi obok Planety małp film Tima Burtona, w którym odczułem brak wyraźnego stylu reżysera. Mimo to trudno mi jest szczególnie narzekać na ten tytuł. Wynika to z tego, iż jest to prosty, poprawny biopic spełniający swoje klasyczne założenia. Niemniej jednak w zestawieniu z Edem Woodem stwierdzam, iż Burtona stać na zdecydowanie więcej w przypadku tego typu produkcji. Wracając do samych Wielkich oczu, lubię kreację Amy Adams, Christoph Waltz jest irytująco przerażający, a klimat lat 50. i 60. wypada naprawdę dobrze.