Niejednokrotnie, to właśnie dla nich jesteśmy gotowi powtórnie obejrzeć cały film. To one zapadają na długo w naszej pamięci, aby być tam odtwarzane dziesiątki razy. To one są odtwarzane przez najmłodszych fanów, którzy z przyjemnością wcieliliby się w jednego z ich bohaterów lub bohaterek. Oto naszym zdaniem najlepiej zrealizowane pojedynki z filmów science-fiction, które mogliśmy zobaczyć na przestrzeni lat.
„Avengers: Czas Ultrona”, 2015, reż. Joss Whedon
Ostatnia odsłona losów drużyny Mścicieli nie należy co prawda do arcydzieł kinematografii, ale trzeba przyznać, że twórcy postarali się o efektowne sceny walk. Potyczka Tony’ego Starka z Brucem Bannerem jest jedną z niewielu naprawdę udanych scen filmu, jeśli nie najlepszą z nich wszystkich. Fani Marvela od dawna wyczekiwali walki pomiędzy dwoma partnerami, która tak często lubi być przedstawiana w oryginalnych komiksach. Tych kilka minut to imponujący popis efektów specjalnych, dzięki którym możemy podziwiać pojedynek pełen brutalnej siły, przypominający próbę ujarzmienia byka, którym w tym przypadku jest Hulk. Gadżety i zbroja Iron Mana nie wystarczą jednak aby powstrzymać rozwścieczonego zielonego potwora…
„Terminator 2: Dzień Sądu”, 1991, reż. James Cameron
Sporą część historii zawartej w drugiej odsłonie dzieła Camerona można streścić jako walkę pomiędzy dwoma robotami z przyszłości. Ich wzajemne uprzykrzanie sobie „życia” jest rozciągnięte praktycznie przez cały film, jednak jego prawdziwa kulminacja następuje dopiero w finale, kiedy rozpoczyna się ostateczny pościg, mający zakończyć się w hucie stali, gdzie dojdzie do starcia pomiędzy maszynami. To jeden z pionierskich pojedynków, który wpłynął na wiele spośród tych, które mogliśmy zobaczyć w późniejszych latach i z pewnością jest jednym z najlepszych, w całym dorobku filmowym Camerona. To co jest najbardziej niezwykłe w całym starciu, to sposób zachowania obu postaci. Nie odzywają się do siebie. Nie są wybredne w metodach walki. Nie żywią do siebie żadnej urazy. Są jedynie zaprogramowanymi robotami, mającymi za zadanie wypełnienie swych misji. Za wszelką cenę.
„Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy”, 2015, reż. J.J. Abrams
Finałowy pojedynek z najnowszej odsłony legendarnej serii był już krytykowany nie tylko przez tabuny fanów, ale i przez samego Samuela L. Jacksona. Nie przypomina on bowiem niezwykle szybkich i dynamicznych walk z trylogii prequeli Lucasa. Opiera swój sukces na czymś innym. Jest to niczym nieskrępowany pokaz topornych ciosów i bloków, wyprowadzanych przez niedoświadczonych użytkowników mieczy świetlnych. Jest on jednak wzruszającym odwołaniem do Oryginalnej Trylogii, w której walki wyglądały właśnie w taki sposób. Dzięki temu faktowi, oraz towarzyszącemu tym scenom utworowi The Ways of the Force Johna Williamsa, ten wyczekiwany z dawna pojedynek okazuje się być mistrzowskim posunięciem ze strony twórców. Pozwolił nam na bliższe poznanie bohaterów, którzy już wkrótce powrócą na ekran w kontynuacjach. Jak będzie wyglądać ich kolejne spotkanie, gdy ich umiejętności będą wyższe? Przekonamy się.
„Obcy – Decydujące Starcie”, 1986, reż. James Cameron
Dwa potwory: jeden mechaniczny, drugi organiczny. To dzięki ich walce, James Cameron po raz drugi gości w tym zestawianiu. Mimo, że kontynuacja „Obcy: Ósmy pasażer Nostromo” powstała przed trzydziestoma laty, efekty zastosowane przy jej tworzeniu nadal imponują. Ripley staje tu w obronie małej Newt, którą darzy matczynymi uczuciami, przeciwko Królowej Obcych, której „dzieci” zostały przez nią uśmiercone. To pojedynek dwóch rozwścieczonych kobiet, które za wszelką cenę starają się uprzykrzyć sobie życie. Cameron umieszcza go w niespodziewanym momencie historii, gdy jesteśmy już pewni, że nieliczni bohaterowie pozostali przy życiu, są całkowicie bezpieczni, dzięki czemu wprowadza olbrzymie napięcie, które utrzymuje się aż do efektownego finału, rozegranego – obowiązkowo – na statku kosmicznym.
„Pacific Rim”, 2013, reż. Guillermo del Toro
Kiedy oglądacie film, w którym kilkuset tonowy kontenerowiec zostaje wykorzystany w walce pomiędzy olbrzymim robotem a kosmicznym potworem, jako maczuga, to przeczuwacie, że patrzycie na coś niezwykłego. Starcie między wysłużoną Gipsy Danger, a Kaiju kategorii czwartej, to eksplozje efektów specjalnych podsycanych przez dynamiczną muzykę Remina Djawadi. Fani produkcji z lekko…wyolbrzymionymi postaciami, zauważą tu również liczne podobieństwa do filmów o Godzilli. Mimo iż cały pojedynek ma miejsce dopiero w połowie seansu, to właśnie on w pełni ukazuje nam siłę i możliwości gigantycznych potworów – zarówno tych stojących po stronie ludzkości, jak i pochodzących z innego świata. Nie często możemy oglądać takie potyczki.
„Mroczny Rycerz Powstaje”, 2012, reż. Christopher Nolan
Widok Batmana, zbierającego ciężkie cięgi, krzyczącego z bólu i upadającego na kolana przed swoim przeciwnikiem jest, łagodnie ujmując, niecodzienny. Taki jednak spotyka go los, gdy na jego drodze staje Bane w wykonaniu Toma Hardy’ego. Pojedynek mający miejsce w kanałach Gotham, w otoczeniu strug ścieków, jest niczym wyjęty z klasycznych komiksów o Człowieku Nietoperzu: to mroczny, przepełniony przemocą fragment znakomitego filmu, dzięki któremu możemy poznać nie tylko słabe strony samego Batmana, ale i jego niesamowitą determinację, która każe mu walczyć do samego końca, bez względu na odniesione rany.
„Matrix”, 1999, reż. Andy oraz Lana Wachowscy
Niektórzy twierdzą, że gdyby nie powtstał „Matrix” świat kina akcji i science-fiction wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Jaka inna produkcja dostarczyłaby nam wymian ciosów i strzałów w spowolnionym tempie, szalonych akrobacji i gęstego, niepowtarzalnego klimatu? Wszystkie te elementy zostały zawarte w kultowym pojedynku pomiędzy człowiekiem, a wytworem systemu komputerowego z pierwszego filmu trylogii. Wachowscy nie stronili tu od rozwiązań rodem z westernów oraz filmów o tematyce kung-fu, czy też karate. Czynią one z walki Neo i Smitha jedną z najbardziej pamiętnych scen w historii kina, jakiej jeszcze nikomu nie udało się w podobny sposób zrealizować. To walka najwyższych lotów, odpowiednia do legendy jaką stał się pierwszy (i niestety tylko pierwszy) „Matrix”.
„Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz”, 2014, reż. Anthony i Joe Russo
„Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz” to z pewnością najdojrzalsza i najlepiej zrealizowana produkcja filmowa Marvel Studios. Nie jest kolejną średnio skomplikowaną opowieścią o superbohaterach i ich kolorowych strojach. Dzięki takim scenom, jak pamiętny pojedynek Kapitana Rogersa z jego byłym przyjacielem Bucky’m, film nabiera niepowtarzalnego charakteru. Sama zaś walka pomiędzy dwoma bohaterami jest niesamowicie dynamiczna i agresywna, minimalnie tylko wspierana przez nieliczne w tych ujęciach efekty specjalne. Do wykreowania jednej z najlepszych potyczek w historii kina, twórcom wystarczył jedynie krótki nóż sprężynowy, tarcza, oraz pięści. Nie potrzeba było nawet wielu słów, które w tej sytuacji jedynie szkodziłyby zbudowanemu wokół tej walki napięciu.
„Mad Max: Na Drodze Gniewu”, 2015, reż. George Miller
Max Rockatansky pragnie napić się wody…Tak właśnie zaczyna się jedna z najlepszych przepychanek w historii współczesnego kina. Furiosa, pragnąca za wszelką cenę dojechać do swego upragnionego celu, nie cofnie się przed niczym aby powstrzymać tego, kto może jej w tym przeszkodzić. Nawet jeśli będzie to oznaczało zmiażdżenie jego głowy kluczem szwajcarskim, zastrzelenie go, czy po prostu obicie do nieprzytomności. Max stara się jednak wywalczyć sobie coś innego – szansę na przetrwanie, na przeżycie kolejnego dnia w piekle, na które jest z góry skazany. To pojedynek pomiędzy instynktem samozachowawczym a ideą – dwoma niezwykle niebezpiecznymi podmiotami, które potrafią doprowadzić człowieka do szaleństwa. Szaleństwa w jakim pogrążeni są bohaterowie filmu Millera…
„Gwiezdne Wojny: Imperium Kontratakuje”, 1980, reż. Irvin Kershner
Król jest tylko jeden i narodził się ponad 35 lat temu. Wielu twórców próbowało go niejednokrotnie przewyższyć, lub przynajmniej mu dorównać. Nikomu z nich się to jednak nie udało. Niektórzy, w akcie skrajnej desperacji próbowali tą walkę naśladować, umieszczając ją w swoich licznych „parodiach”, co nie oszczędziło im później licznych problemów prawnych (naśladownictwo jest najwyższą formą pochlebstwa). Pojedynek pomiędzy Lukiem Skywalkerem a jego złowrogim ojcem, przeszedł do historii kina jako symbol legendarnej sagi Georga Lucasa i jednocześnie jej najlepszy fragment. Dopiero dzięki wymianie ciosów pomiędzy dwoma kultowymi bohaterami, w pełni poznajemy potencjał mieczy świetlnych i potęgę Mocy, która będzie odtąd towarzyszyć nam aż po dziś dzień. Tym finałowym etapem „Imperium kontratakuje” Gwiezdne Wojny zostały zdefiniowane na całe lata, pozostając w pamięci widzów na lata. Trudno jest znaleźć osobę, która nie widziała tych kilku klasycznych minut, na które składa się cała walka. I właśnie na tym polega jej gigantyczny sukces – uwielbia ją bowiem każdy z nas i chętnie do niej wraca. To esencja kina sci-fi i wszystkich jego najlepszych elementów. To pojedynek wszech czasów, który prawdopodobnie nigdy nie zostanie całkowicie przewyższony. I szczerze powiedziawszy – nie powinien.