TOP5 najgorszych ekranizacji komiksów, jakie kiedykolwiek powstały

Albert, 3 lutego 2016

Od kiedy Bryan Singer zapoczątkował serię „X-Men” w 2000 roku, filmowe adaptacje znanych komiksów stały się w świecie kina chlebem powszednim. Największe studia bez umiaru ekranizują wydawnictwa takich gigantów jak Marvel lub DC Comics, a multipleksy co rusz szturmowane są przez filmy Zacka Snydera czy Matthew Vaughna. Widzowie kochają ten specyficzny fason. Ostatnimi czasy ciężko trafić choćby na kwartał bez szeroko promowanej ekranizacji komiksu, władającej podiumami światowych box-office’ów przez długie tygodnie. Trend przynosi kinomanom satysfakcjonujące plony; wystarczy wspomnieć tak znakomite tytuły jak „Mroczny Rycerz”, „Historia przemocy” czy „Sin City: Miasto grzechu”. Jest jednak i druga strona medalu, o której wspomina się raczej rzadko: komiksowe adaptacje bywają przerysowane zbyt grubą kreską, są niekiedy tak plastikowe i wymuszone, że aż żenujące. Idąc w ślad za Jasonem Stathamem, który stwierdził, że każdy potrafiłby nakręcić ekranizację Marvela (patrz: klip poniżej), postanowiliśmy sporządzić zestawienie najbardziej upośledzonych artystycznie adaptacji znanych komiksów. W Wasze oczy oddajemy prawdziwy crème de la crème nieumiejętnego filmotwórstwa i złego smaku.

https://www.youtube.com/watch?v=smKOpPqgpV0

5. „Żyleta” (1996), reż. David Hogan

 http://www.film.org.pl/images2/heroiny/12.jpg

Postapokaliptyczny remake „Casablanki”, osadzony w klubie ze striptizem – tak określana bywa adaptacja komiksu „Barb Wire” z piersiami Pameli Anderson w rolach głównych. Film nakręcony został przez reżysera teledysków, a napisany przez… byłego członka NAVY SEALs i pisarkę-lesbijkę. Niewydarzony duet stworzył jeden z najbardziej mylących scenariuszy swoich czasów: „Żyleta” z jednej strony chce stanowić feministyczną opowieść o kobiecej sile, z drugiej natomiast przelewa na tytułową bohaterkę najbardziej stereotypowe fantazje seksualne. W podobny sposób uprzedmiotowywany jest zastęp szablonowych postaci epizodycznych. Nominowany do sześciu Złotych Malin film to jeden z najbardziej mizoginistycznych obrazów, jakiego zmalowało kino, a przy okazji dzieło pozbawione umiaru w zabawie z kampową konwencją.

4. „Stalowy rycerz” (1997), reż. Kenneth Johnson

http://devel.telemagazyn.ppstatic.pl/21/f7/76b8e7675541e8f8441b6ba039f3.1000.jpg

Jeśli bohaterkami „Żylety” były piersi Pameli Anderson, centralną postacią „Stalowego rycerza” jest aktorski analfabetyzm Shaquille’a O’Neala. Reżyserowana przez no-name’a Kennetha Johnsona katastrofa miała zrewitalizować filmową karierę Shaqa po zmaltretowanym przez krytyków „Czarodzieju Kaazamie”. Tak się jednak nie stało, a „Steel” okazał się klapą finansową i jednym z najgorzej ocenianych obrazów 1997 roku. Piętnowano przede wszystkim – jakżeby inaczej – zdolności członków obsady oraz jakość wykonania filmu, który, pomimo 16-milionowego budżetu, przypominał produkcję telewizyjną. Po premierze „Stalowego rycerza” O’Neal odciął się od kręgów filmowych i zaprzestał dalszej karierze aktorskiej. Dopiero cztery lata później nieśmiało pojawił się w komedii „Freddy Got Fingered” – uhonorowanej zresztą pięciomami Złotymi Malinami…

3. „Superman IV” (1987), reż. Sidney J. Furie

https://cdn-images-1.medium.com/max/800/0*AvcqJ5CmLcjVXn_c.jpg

Pomimo obecności bardzo zdolnych aktorów w obsadzie, „Superman IV” często nazywany bywa jednym z najgorszych filmów, jakie kiedykolwiek powstały. Opiniodawcy nie zostawili na czwartej odsłonie kultowej serii suchej nitki. Obraz okrzyknięto niezamierzoną autoparodią, na tyle niezdarną, że bliższą serialowej adaptacji „Batmana” z lat 60. niż ówczesnym blockbusterom. W krytycznych ocenach jest sporo prawdy, a „Supermana IV” nie sposób traktować na poważnie: w jednej scenie Christopher Reeve piecze kaczkę przy użyciu wzroku, w innej pojawia się na zebraniu ONZ, by zapewnić Ziemian, że uwolni ich świat od okowów broni jądrowej. Prawdziwymi klasykami są jednak ujęcia w kosmosie, opracowane przy użyciu najuboższych efektów komputerowych. Dowiadujemy się z nich między innymi, że mieszkanki Błękitnej Planety zdolne są do oddychania poza obszarem ziemskiej atmosfery.

2. „Kapitan Ameryka” (1990), reż. Albert Pyun

http://filmmakeriq.com/wp-content/uploads/2016/05/Captain-America.jpg

Umówmy się: marvelowski „Kapitan Ameryka” nigdy nie miał szczęścia do ekranizacji – bez względu, czy mowa o filmie, czy telewizji. Przy Rebie Brownie, tytułowym superbohaterze z dwóch małoekranowych adaptacji z 1979 roku, Chris Evans sprawia wrażenie oscarowego wyjadacza. Poza wymienionymi aktorami postać Steve’a Rogersa miał okazję odegrać też Matt Sallinger. „Kto?”, zapytacie zapewne. Sallinger to mający 1,9 m wysokości były adonis, który życiowe role wykreował w filmach Cirio H. Santiago i Roela Reiné’a. „Kapitan Ameryka” z jego udziałem najbardziej drażni, gdy uporczywie przybiera wydźwięk polityczny. Rogers, zamiast wojować z tarczą w dłoni, zachęca przykładowo widza do wspierania ustawy o ochronie środowiska. Kapitan w wydaniu Sallingera nie jest uosobieniem potęgi militarnej, a niedojdą, której najskuteczniejsza technika bojowa to… udawanie chorego. Na koniec szybka ciekawostka: film wyreżyserował w Jugosławii (!) Albert Pyun, twórca takich pereł jak „Kickboxer 4” czy „Nemesis 3: Pętla czasu”.

1. „Fantastyczna Czwórka” (1994), reż. Oley Sassone

http://www.hollywoodreporter.com/sites/default/files/2015/07/fantastic_four_1994.jpg

Film, który nie powinien ujrzeć światła dziennego, i w pewnym sensie faktycznie go nie ujrzał: nie został bowiem dopuszczony do dystrybucji, a widzom znany jest jedynie z obskurnych, nielegalnych kopii. Największym problemem „Fantastycznej Czwórki” w reżyserii Oleya Sassone’a jest absurdalnie minimalny budżet. W produkcję, która rozsądnego nakładu finansowego wymaga bardziej niż czegokolwiek innego, włożono niespełna milion dolarów. Ubytki budżetowe rzucają się w oczy ilekroć w kadrze gości Ben Grimm alias Rzecz. Stwór bardziej niż jak z kamienia wygląda jakby powstał z… fekaliów. Bawi też Reed Richards, wraz ze swą plastikową dłonią na długim kiju… Film nakręcono w ciągu paru tygodni, a zgromadzonych na planie aktorów ubrano w kostiumy rodem z halloweenowej wyprzedaży. Odtwórcy ról tytułowych nie władają krztyną charyzmy, a reżyserujący całość Sassone nie przejawia najmniejszego zainteresowania uczynieniem „Fantastycznej Czwórki” obrazem choćby oglądalnym.

„Honorable” mention: „Ghost Rider” (2007)„Nick Fury” (1998)„Wojownicze Żółwie Ninja III” (1993).

Albert Stały współpracownik

Autor bloga HisNameIsDeath.wordpress.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *