Nowy serial amerykańskiej stacji SyFy, który w Polsce emitowany jest na Showmaxie, to produkcja jawnie składająca hołd kinu eksploatacji. Trzeba przyznać, że powstanie Blood Drive jest swego rodzaju zagadką, bo nie da się ukryć, że rozpoczęta dekadę temu przez Tarantino i Rodrigueza moda i wysyp produkcji grindhouse’owych, szczególnie po ostatniej kinowej porażce sequela Maczety mogła wydawać się tematem zamkniętym. Kto wie, może to właśnie telewizja i platformy VOD staną się ostoją tego rodzaju produkcji, szczególnie jeśli w kolejnych odcinkach Blood Drive dalej będzie taką bezwstydną rozrywką. Wtedy będzie miał wszelkie dane, by zabawiać nas dłużej niż jeden sezon.
Na pewno serial stworzony przez Jamesa Rolanda (Trawka) jest produkcją, która nie trafi do wszystkich. Od samego początku wymaga wejścia w konwencję świadomego kiczu i większej niż zwykle tolerancji na ekranowe wydarzenia, bo nawet Gra o Tron z całym swoim inwentarzem przy Blood Drive jawi się jako produkcja familijna. Nie może być jednak inaczej skoro serial nawiązuje do kina eksploatacji nie tylko od strony technicznej (zdjęcia, przejścia niczym urwanie taśmy VHS, a w polskiej wersji smaczkiem jest lektor Tomasz Knapik), ale przede wszystkim ikonografii oraz dominujących na ekranie ogromnych ilości gore, seksu i ogólnego upadku moralności. Na szczęście nie jest to ani bezcelowe szokowanie, ani bezsensowna jatka czy pobudzanie prymitywnych instynktów, gdyż sceny te okazują się przede wszystkim okazją do zaprezentowania czarnego humoru twórców, więc miejmy nadzieję, że w kolejnych odcinkach dalej powyższe elementy będą przełamywane podobną inwencją twórczą. Póki co Blood Drive to jedyny serial, w którym seks w samochodzie urasta do rangi ratunku przed śmiercią, dźwignia skrzyni biegów szpikulcem na perwersyjnych kierowców, a wszystko bardziej skandaliczne próbują maskować wyskakujące z nienacka czarne plansze udające ocenzurowanie scen.
Zobacz również: Ostra noc – recenzja komedii dla dorosłych ze Scarlett Johansson
Pierwszy odcinek o niezwykle subtelnym tytule Jebany glina zabiera nas w stylistyczny miszmasz świata łączącego steampunk, Mad Maxa i dystopijne science-fiction. W zdeprawowanej, sprywatyzowanej, ekologicznie zniszczonej, postapokaliptycznej Ameryce odbywa się undergroundowy turniej dla psychopatów ścigających się o 10 milionów dolarów w wyścigu aut napędzanych ludzką krwią. Los sprawia, że w parę złączono prowadzącego na własną rękę śledztwo idealistycznego policjanta Arthura oraz niepozorną, ale śmiertelnie niebezpieczną femme fatale Grace, która skrywa motywacyjne drugie dno. A jest jeszcze wpleciony poboczny wątek partnera z policji, który kontynuując śledztwo natrafia na spisek z cyborgami w tle.
Odcinek ten jest więc typowym epizodem wprowadzającym w serial. Poznajemy najważniejsze postaci, ich cechy, motywacje, główne wątki oraz klimat serialu. I trzeba przyznać, że robi to nieźle, a w przypadku wprowadzenia do serialu postaci Grace mamy do czynienia właściwie z perfekcją, gdyż wszystkiego co niezbędne dowiadujemy się bez słów, a do tego w całkiem efektowny i zarazem efekciarski sposób. Tak właściwie, to do większych wad należy wyłącznie uznać finalizowanie odcinka, w którym nadmiernie skakano między przeplatającymi się wątkami pierwszego etapu Wyścigu Krwi oraz śledztwa.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 2. sezon Wynonna Earp
Na plus za to zaliczyć należy casting produkcji. Trzeba przyznać, że aktorzy idealnie wpasowali się w swoje role i choć do grania mają same szablony, to wyciskają z nich pełnię możliwości. Bezapelacyjnie wszystkie sceny kradnie Christina Ochoa (Grace) seksowna automobilistka z piekła rodem, ale radę dają też Alan Ritchiston (Arthur vel Barbie), jako mydełkowaty idealista z misją czy kreacja diabolicznego nemezis bohaterów w wykonaniu Colina Cunninghama.
Blood Drive zapowiada się więc, jako idealny materiał na grzeszną rozrywkę i najpikantniejszy serial tegorocznych wakacji. Banalna i niewymagająca fabuła, absurdalne zwroty akcji, zabawa kinem klasy B, czarny humor. Na starcie amerykańska produkcja ma świeżość wyróżniając się na tle innych seriali. Zobaczymy jak będzie na mecie.
Ilustracja wprowadzenia: SyFy