50. Królestwo niebieskie (2005), reż. Ridley Scott
50. miejsce w rankingu prezentującym najlepsze filmy historyczne rzutem na taśmę załapał się nasz ulubiony, nieśmiertelny Ridley Scott. Jego Królestwo Niebieskie to może nie film historyczny pełną gębą, gdyż wielokrotne uproszczenia faktograficzne na rzecz fabuły uniemożliwiają taką klasyfikację, lecz sam z siebie broni się całkowicie. Szczególnie w wersji reżyserskiej, która dopowiada i uzupełnia skrócony zapis oryginału. Oto bowiem skromny, pobożny, lecz wątpiący kowal, spotyka po wielu latach swojego ojca, z którym wyrusza w podróż do Ziemi Świętej. Jak możemy się domyśleć, pielgrzymka ta zmieni naszego bohatera, a z kującego stal parobka, zmieni się on w noszącego stal rycerza. W przenośni i dosłownie. Czyli klasyczny hollywoodzki, bezpieczny, poprawny politycznie i projudaistyczny film. Ale czy nie za to je kochamy?
49. Krzyżacy (1960), reż. Aleksander Ford
W takim rankingu nie mogło zabraknąć polskiego rodzynka, a jak polski rodzynek to na pewno Krzyżacy. Wszyscy przerabialiśmy ten schemat – nudna lektura szkolna, obejrzyjmy film! O cholera, ale przecież on trwa prawie trzy godziny… To nic. Przecież wszystkich nas nie obleją. A tak na poważnie, to Krzyżacy Aleksandra Forda stanowią bodajże najlepszy przykład peerelowskiej szkoły kina historycznego, którym nasi dziadkowie i rodzice byli zalewani po same uszy. Nie znaczy to, że jest to film taśmowy, pozbawiony uroku i autorskiego zacięcia. Co to, to nie. Historia Juranda ze Spychowa przetrwa bowiem każdą próbę czasu i nawet dziś, ponad 50 lat od premiery, budzi ona podziw oraz zapiera dech w piersi. Tak się robi kino!
48. Jak zostać królem (2010), reż. Tom Hooper
Obsypany milionami nagród (hiperbola) film Toma Hoopera to przede wszystkim pokaz niesamowitego kunsztu aktorskiego Colina Firtha oraz Geoffreya Rusha. Nawet tacy wyrobnicy jak Helena Bonham Carter, Guy Pearce, czy Timothy Spall nie mają wiele do gadania, gdy powyższa dwójka wchodzi do akcji i kradnie całe show. A to show oparte jest na ich relacji – relacji angielskiego Króla Jerzego VI oraz australijskiego specjalisty od pracy nad poprawną dykcją. Historia odgrywa tu zatem niejako rolę drugoplanową, rozgrywa się w tle emocjonujących dialogów i ekspozycji, lecz bynajmniej nie jest pomijana i marginalizowana jak to ma miejsce chociażby we wspomnianym Królestwie Niebieskim. To jest jeden z tych filmów, którym te nagrody rzeczywiście się należały.
47. Faraon (1965), reż. Jerzy Kawalerowicz
Starożytny Egipt, Ramzes, kapłani… Ile już takich historii w kinie było. Może i wiele, ale ile z nich pochodziło z Polski? A no właśnie! Film Jerzego Kawalerowicza w niczym nie ustępuje hollywoodzkim standardom, a kostiumy sprawiają wrażenie zaprojektowanych przez samą Coco Chanel do spółki z Salvadorem Dali. Nie gorzej rzecz wygląda ze scenografią i biorąc pod uwagę, że budżet Faraona był dość ograniczony, to nominacja do Oscara powinna się zamienić w statuetkę. Tak się jednak nie stało, ale my nie narzekamy, ponieważ tego typu perełek ze świecą szukać nawet w peerelowskim rozmachu historycznym.
46. Siedem lat w Tybecie (1997), reż. Jean-Jacques Annaud
U Jeana-Jacquesa Annauda nic nie jest takie, jakie wydaje się być na pierwszy rzut oka. Reżyser udowodnił już to podczas współpracy z materiałem źródłowym Umberto Eco na planie filmu Imię Róży. Siedem lat w Tybecie to na pewno nie ten sam kaliber, ale nie oznacza to, że można traktować go inną miarką. Podróż austriackiego himalaisty w szczyty nie jest bowiem wyłącznie biograficznym zapisem historii, lecz próbą wychwycenia subtelnych wartości konstytuujących wiarę jako taką. I nie przeszkadza w tym nawet mocno dalajlamowskie, buddyjskie zacięcie. Poszukujecie wrażliwych, poruszających, emocjonalnych treści ujętych w niebanalną i niepretensjonalną formę? Proszę bardzo!
45. Pan i władca: na krańcu świata (2003), reż. Peter Weir
Peter Weir nakręcił w swoim życiu kilka diamentów (m.in. Truman Show, czy Stowarzyszenie Umarłych Poetów), ale rzadko kiedy wśród nich wymienia się Pana i władcę. Być może dlatego, że jest to dzieło zupełnie inne od poprzednich – wyjątkowo manieryczne, można by rzec wręcz majestatyczne i rozpływające się nad samym sobą. Mniej w nim treści, więcej kontemplacji formy, co jednym przypasuje, drugim mniej. Ale na pewno się sprzeda, bo Russell Crowe i Paul Bettany to nie nazwiska z dolnej półki. Tym bardziej, że rzeczywiście wczuwają się w powierzone im role i nie odgrywają przysłowiowej kaszany. Pech jednak chciał, iż w tym samym roku premierę odnotowali pierwsi Piraci z Karaibów (na domiar złego zaledwie dwa miesiące wcześniej) i prawdopodobnie widownia nie załapała subtelnej różnicy pomiędzy obiema produkcjami. Tak czy owak, Pan i władca: Na krańcu świata (nawet nazwę Piraci następnie zerżnęli!), czyli opowieść osadzona w okresie wojen napoleońskich, cieszy oko i nie pozostawia widza obojętnym. A to już coś.
44. Młot na czarownice (1969), reż. Otakar Vávra
Kiedy słyszymy hasło „polowanie na czarownice”, to zapewne pierwszym naszym skojarzeniem są mniej lub bardziej udane produkcje wysokobudżetowe ostatnich lat, gdzie odziany w lśniącą zbroję Nicolas Cage do spółki z Ronem Perlmanem spuszczają manto piekielnym pomiotom. Jednak ku waszemu zdziwieniu, filmy o czarownicach nie muszą posiadać zabarwienia fantastycznego, lecz mogą także rozliczać się z historią człowieka, a nawet całego narodu. Tego typu narrację obrał swego czasu Otakar Vávra, słynny czechosłowacki reżyser, który w Młocie na czarownice bez skrupułów mierzy się z mroczną przeszłością własnego kraju. Jest tu oczywiście, krew, ból i zgrzytanie zębów, ale bynajmniej nie służą one twórcy jako metody wizualnego urozmaicania dzieła. Przede wszystkim celuje on w przekaz, który nie pozostawia suchej nitki na XVII-wiecznej polityce radnych czeskiej prowincji. To już niby nie średniowiecze, ba, XVII wiek to przecież postrenesansowe trendy kulturowe, ale mimo to zabobony nadal doprowadzały do rzezi i kataklizmów. I o tym właśnie opowiada Młot na czarownice.
43. Pan Wołodyjowski (1969), reż. Jerzy Hoffman
Pozostajemy jeszcze na chwilę w roku 1969, bo mniej więcej w tym samym czasie za północną granicą Czechosłowacji na świat przychodzi filmowa adaptacja powieści Henryka Sienkiewicza. I to za sprawą nie byle kogo, bo samego Jerzego Hoffmana, czyli człowieka, który na adaptacjach polskiej, narodowej literatury (a szczególnie Henryka Sienkiewicza) zna się jak nikt inny. Co prawda łatka ta została mu przypięta dopiero po latach, ale już Pan Wołodyjowski wysyłał wyraźne sygnały, że z Hoffmana nasza kinematografia będzie miała sporo pożytku. Film ten jest bowiem tzw. adaptacją idealną, których na świecie rzecz jasna sporo nie ma. Emocje towarzyszące nam podczas lektury są przeniesione w skali 1:1 na ekran, co naprawdę zasługuje na najwyższe wyrazy podziwu. Dobór aktorów do sienkiewiczowskich postaci również sprawia wrażenie dogadanego z samym laureatem literackiej Nagrody Nobla. No po prostu jeden wielki kciuk w górę i pozycja obowiązkowa w rankingu prezentującym najlepsze filmy historyczne!
42. Iwan Groźny i Iwan Groźny: Spisek bojarów (1944 i 1945), reż. Siergiej Eisenstein
W naszym zestawieniu nie mogło zabraknąć dubeltówki Siergieja Eisensteina, traktującej o legitymującym się wizytówką najokrutniejszego władcy w historii Europy carze Iwanie IV Groźnym. Legendarny radziecki reżyser stworzył bowiem dzieło komplementarne, zazębiające się i przede wszystkim – co znając warsztat Eisensteina nie powinno nas dziwić – dopracowane do najmniejszego formalnego szczegółu. Twórca był przecież czołowym przedstawicielem i w zasadzie założycielem sowieckiej szkoły montażu, która przetrwała próbę czasu lepiej niż jakikolwiek inny nurt w historii kina, a to właśnie dlatego, że metody kadrowania a la Eisenstein do dzisiaj stanowią podstawę każdego – powtarzam – każdego filmu fabularnego. Jedyną wadą jest chyba fakt, że stalinowska cenzura nie dopuściła do powstania trzeciej części (w zamyśle Iwan Groźny miał być trylogią) i de facto do zrujnowania kariery (i życia) reżysera. Historia zaprawdę jest okrutną su…
41. Trzej niegodziwcy w ukrytej twierdzy (1958), reż. Akira Kurosawa
Akiry Kurosawy nie trzeba przedstawiać nikomu i możecie być pewni, że jeszcze nie raz go tu w tym rankingu odwiedzimy. Szerzej znany z powołania do życia sztandarowego dzieła światowej kinematografii pod tytułem Siedmiu samurajów twórca, pewnego razu pokusił się o zmajstrowanie filmu historycznego. Nie był to jednak monumentalny posąg pokroju Ran, lecz lżejsza, podlana mocnym sosem komedii przygodówka, która przyczyniła się następnie do zaistnienia fenomenu współczesnej popkultury, czyli Gwiezdnych Wojen (tak, to dokładnie na tym filmie wzorowana była Nowa nadzieja). Wszystko dlatego, że odpalając Trzech niegodziwców w ukrytej twierdzy przenosimy się na nieco ponad dwie godziny do innego świata. Zapominamy o toczących nas chorobach i problemach, porzucamy troski dnia codziennego, przestajemy zastanawiać się nad naturą ludzkiej egzystencji i dajemy porwać się przygodzie. Film ten to bowiem osadzona w malowniczych realiach średniowiecznej Japonii awanturnicza opowieść o czwórce skrajnie różnych bohaterów, których łączy jedna cecha i bynajmniej nie jest nią miłość do arystokrackich konwenansów. Oto Kurosawa w wersji lajt!
słaba lista duzo lipnych i przegadanych filmow, gdzie apocalipto, jerozolima zdobyta,robin hood, ironclad, itd
królestwo niebieskie na ostatnim a na 1 jakies padlo czarno biale wytrzymałem do 15 minuty….stanowczo nie polecam tej listy