„Fascynują mnie ostatnie słowa” – tak rozpoczyna się serial Szukając Alaski, będący adaptacją książki Johna Greena o tym samym tytule. Pędzący pośród mroku i deszczu samochód, który po chwili rozbija się o stojący na drodze radiowóz, wznosi się wysoko niczym ulotność młodości, a kiedy zderza się z ziemią… Od tego momentu nic w waszym życiu nie będzie już takie samo.
„Muszą nas zobaczyć” – James Dean
Miles, główny bohater opowieści, z zamiłowaniem bada ostatnie słowa wielkich artystów. Najbardziej lubi jednak te wypowiedziane przez François’a Rabelais, francuskiego pisarza, który zakończył życie słowami: „Udaję się na poszukiwanie Wielkiego Być Może”. Odnalezienie mistycznego „Wielkiego Być Może” staje się misją głównego bohatera, który w przeciwieństwie do Rabelais, pragnie odkryć je jeszcze za życia.
To, co zaraz przeczytacie, potraktujmy więc jako swego rodzaju manifest młodego mężczyzny, który już za parę chwil zakończy wielką studencką przygodę, by pokazać światu, na co go stać. Rozsiądźcie się wygodnie i przypomnijcie sobie zeszłoroczny film Kurier Francuski z Liberty, Kansas Evening Sun i Timothee’go Chalamet’a piszącego „manifesto” w wannie (tak, na to starczyło mi już czelności).
„Albo ja, albo ta tapeta” – Oscar Wilde
Odnoszę wrażenie, że jako Pokolenie Z przeżywamy właśnie moment, w którym zbiorowo podnosimy wzrok i zaczynamy dostrzegać labirynt, po którym błądzimy za wyśnionym celem. Wysublimowana oniryczność, którą otaczamy swoje aspiracje i drogę do nich wiodącą niczym Nić Ariadny, zdaje się prowadzić nas do tego mistycznego miejsca, jakim jest wyjście. Spędzamy więc w tym labiryncie noce i dnie. Teraźniejszością staje się nieustanne myślenie o przyszłości, niesprecyzowanym momencie uniesień tak wysokich, że tylko one pozwalają przetrwać nam to, z czym borykamy się na co dzień. Wykorzystujemy przyszłość, by móc uciec od teraźniejszości.
Opierając się na historiach niesamowitych osób, z którymi dane mi było dotychczas kroczyć przez życie, z przykrością stwierdzam, że za mało w nas genu przypisanego do młodzieńczości – buntu. Pokoleniowo, zdaje się, że odczuwamy mocniej względem tych, którzy żyli przed nami. Przyjmujemy do siebie emocji więcej niż W głowie się nie mieści, schodzimy przez to do skali mikro tak mocno, że umykają nam rzeczy dotykające otoczenie szersze niż to, które ogarnia nasze ego. Przymykanie oka na cudzą krzywdę i to najpowszechniejsze „nie moja sprawa” przylgnęło do nas wraz z kulturową przemianą wczesnego XXI wieku. Pokrzepiające jest jednak przebudzenie, które zdaje się nastąpiło w sercach większości z nas na przestrzeni ostatnich lat.
Zegar zmian odlicza do godziny zagłady każdą kolejną minutę i dopiero gdy wybija za pięć dwunasta, budzą się pokolenia. Tak też jest i teraz, gdy nienawiść zaczęła wybijać się na niespotykany wcześniej poziom, rzeczy na które wcześniej przymykaliśmy oko, stają się dla nas nie do przyjęcia. Wybudzenie trwa, a my zaczęliśmy się zastanawiać – „z czego otaczający nas labirynt właściwie został zbudowany?”. Czy jego ściany zostały wyciosane z życia czy śmierci? Próbujemy uciec przed światem, a może jego końcem?
„Niepotrzebnie przerzuciłem się ze szkockiej na martini” – Humphrey Bogart
Tak jak bohaterowie Szukając Alaski, żyjemy po to, by dowiedzieć się, czymże jest owe „Wielkie Być Może”. Z poszukiwaniami mistycyzmu związana jest jedna, niezwykle magiczna zasada. Nie ma tu znaczenia fakt, że nasi przodkowie i tysiące osób kroczących niegdyś po tych ziemiach, również poszukiwali tego boskiego pierwiastka. Uniwersalność została zaklęta w indywidualizmie, przemieniając „Wielkie Być Może” w wielki oksymoron. Niemożność jego poznania nie stoi jednak na przeszkodzie w jego poszukiwaniu. Na tym polega właśnie „Wielkie Być Może”.
Nieuchwytność i labirynt są ze sobą nierozłącznie zespolone. Jasne jest, że jedyną drogą na opuszczenie niekończących się korytarzy, jest to proste i szybkie wyjście. Labirynt jest miejscem tragicznym, a my i tak będziemy go wybierać.
Musimy żyć z tym, co zrobiliśmy, bądź na co nigdy nie mieliśmy odwagi. Za każdym zakrętem, decyzją, stoi poczucie, że ów wybór jest na tę chwilę najwłaściwszy. Potencjonalna pozytywność rodzi się wiary i z nieumiejętności przewidywania przyszłości. Każdy wybór spotyka się następnie z konsekwencją, tworząc przy tym system naczyń połączonych. Nie możemy przewidzieć dokąd on nas zaprowadzi i jaka reakcja wyniknie ze spotkania się tych wszystkich porozrzucanych po czasie elementów. Kiedy już się dowiadujemy, ów wiedza staje się nieużyteczna.
Nic nie jest wieczne. Ostatnie słowa Thomasa Edisona to: „Tam po drugiej stronie jest bardzo pięknie”. Nikt z nas nie wie, gdzie druga strona jest, jednak mamy nadzieję, że rzeczywiście jest tam pięknie. Ludziom przypisane zostało błądzenie, bo tylko ludzie są w stanie niestrudzenie szukać drogi wyjścia. To, czy owe wyjście odnajdziemy, nigdy nie miało większego znaczenia. Życie jest „Wielkim Być Może”. Poszukiwaniem tego, co kryje się za kolejnym zakrętem. Czerpaniem lekcji ze swoich niepowodzeń i przekuwaniem ich w doświadczenie. Nieustannym podnieceniem wynikającym z odkrywania tajemnic, jakie ukryli dla nas mądrzejsi niż czas.
Ilustracja wprowadzenia: materiały promocyjne