Robert Lewandowski i Bohemian Rhapsody – dlaczego nagrodom, którym brakuje sensu, nie brakuje znaczenia

Robert Lewandowski nie dostał dziś Złotej Piłki France Football. Najbardziej prestiżowa indywidualna nagroda świata wciąż nie trafiła w jego ręce. W Polsce nam to jednak niespecjalnie będzie przeszkadzać, w dalszym ciągu będziemy przecież mówić, że mamy najlepszego piłkarza na świecie. Dokładnie tak, jak wczoraj.

To strona o popkulturze, więc zaraz o popkulturze i o filmach, ale jeszcze chwila tej Złotej Piłki. W piłce nożnej, która niewątpliwie jakimś tam elementem współczesnej popkultury jest, co już pojawiają się dwa tematy najbardziej absurdalnych debat. Pierwszy to oczywiście okienka transferowe i plotki pisane o wszystkich przez wszystkich w sezonie ogórkowym. Każdy przechodzi wszędzie, każdy klub obserwuje każdego, pojawiają się ciągłe, mniej lub bardziej odjechane newsy. Drugi to oczywiście Złota Piłka, tylko tu problem jest gorszy. Debatuje się bowiem, kto jest najlepszym piłkarzem świata i kogo, w nieobarczonym żadnymi kryteriami głosowaniu, napiszą na swoich karteczkach dziennikarze z całego świata. Ja już pomijam fakt, że nawet gdyby te kryteria były, nie są one do końca mierzalne (porównaj wkład bramkarza i środkowego napastnika), bo w tym plebiscycie zawsze zastanawia mnie głównie jedno. Jak tego typu bujda na resorach może zajmować dziennikarzy i pasjonatów tego sportu na całym świecie przez cały bity rok.

fot. Marco Donato-FC Bayern/Pool /Getty Images

I mógłbym tu zacząć wymienianie nonsensów plebiscytu, które skończyłbym pewnie w nowym roku, dlatego też posłużę się tymi większymi. Już mówiłem o tym, że porównywanie piłkarzy grających na totalnie różnych pozycjach nie ma sensu, ale to tylko wierzchołek całej góry lodowej. Wchodzą oczywiście równie spowodowane brakiem jakichkolwiek kryteriów przedziwne głosy, przytaczane co już w przeciekach. Na Sri Lance dwa lata temu dziennikarz stwierdził, że piłkarzem roku był Trent Alexander Arnold, ktoś inny postawił na Frenkie De Jonga. Absurd? Oczywiście, ale przy okazji głos, który w najbardziej prestiżowym plebiscycie na świecie liczy się dokładnie tak samo jak każdy inny. W tym roku najlepszym piłkarzem świata mogą dziennikarze mogli ogłosić najlepszym piłkarzem świata Phila Fodena z Manchesteru City. W momencie gdy piszę ten tekst, nie wiem, czy ktoś to zrobił, mam jednak nadzieję, że tak.

Zobacz również: Bo we mnie jest seks – recenzja filmu. Kalina jakiej nie znamy

Dodajmy do tego, że piłkarz roku jest wybrany pod koniec listopada, a sami głosujący mają czas do końcówki października. Powiecie, że to nieważne, bo większe rozgrywki już się rozstrzygnęły, a nowe dopiero w maju, ale… czy nie można wtedy przyznać tego wyróżnienia po sezonie, mundialu czy Lidze Mistrzów, wtedy kiedy wiemy, kto i jak zaprezentował się od początku do końca. W obecnym modelu wspomniany grudzień czy listopad wypada nam z obiegu totalnie. Warto przy tym wspomnieć, że w przypadku drużyn ligi angielskiej, czyli tej najbogatszej i najbardziej medialnej odrzucamy najbardziej intensywny okres w roku. Dla przykładu, taka Chelsea, czyli najbardziej reprezentatywny przykład, zwycięzca Ligi Mistrzów w okresie roku nieobjętym głosowaniem na piłkarza roku rozegra 16 meczów, które stanowią ponad 24 % wszystkich. A w przypadku zespołów, które aż tak długo na wiosnę w pucharach nie grają, jest ich tylko więcej.

 

Biorąc pod uwagę te, jak i wiele innych argumentów, wybory laureata Złotej Piłki prezentują się absurdalnie. Nieważne kto wygra, nawet jeśli z mojego punktu widzenia nie sposób się z wyborem kłócić, zastanawia mnie, jak na poważnie brać tego typu nagrodę. A co, jeśli dziennikarzy jak Pan ze Sri Lanki byłoby więcej. A co, jeśli któregoś dnia zmówiliby się, aby dla beki wybrać Phila Foden czy Nicolo Barellę. Jak, biorąc pod uwagę wszystkie tego typu głosy, możemy z całą pewnością wykluczyć, że takie rzeczy nie będą miały miejsca.

Zobacz również: Nasze magiczne Encanto – recenzja filmu. Dom to też rodzina

Większość z Was pewnie chodzi do pracy, w taki czy inny sposób zarabiając na swoje utrzymanie. Waszym zadaniem w niej jest wykonywać powierzone obowiązki jak najlepiej, jak najstaranniej. Jeśli to się nie udaje, jest ryzyko jej utraty bądź stracenia wiarygodności. Przekładając to na opisywany plebiscyt, zastanawiam się, na jakim poziomie stoi wiarygodność Złotej Piłki, która już nie raz i nie dwa, swój obowiązek wybrania najlepszego piłkarza świata, skompromitowała. No, powinna na żadnym, powinna leżeć na podłodze, a w jakimś stopniu cały czas jara większość świata. Jak to się ma natomiast do innych rozdawanych w różnych branżach nagród?

fot. Golden Globes

Weźmy takie Złote Globy. Ach, to dopiero jest kółko wzajemnej adoracji. Jeśli dyrdymałem jest Złota Piłka, a to staram się udowodnić i głosić od lat, to drugie po Oscarach nagrody w Hollywood przebijają ją kilkukrotnie. Mówi się, że zawsze tego typu nagrody będą konkursem popularności, jednak rzecz w tym, żeby nie były tak bezczelne, jak te, które co roku wręcza Hollywodzkie Stowarzyszenie Prasy Zagranicznej, czyli twór, który nie zrzeszało nawet setki dziennikarzy, a w ich działalności pokazano dużo, eufemistycznie rzecz ujmując, niezbyt etycznych praktyk. Gwiazdy w końcu zaczęły tę galę bojkotować, co sprawiło, że ta najnowsza do tej pory nie ma potwierdzonej formy i transmisji. Globy próbują z tym walczyć i bardziej zróżnicować swoją ekipę, otwierając się na współprace z nowymi dziennikarzami różnego pochodzenia etnicznego, jednak są to tylko pozorne i niewielkie zmiany. W istocie ta nagroda to wciąż dość szeroko celebrowany żart. Miejmy nadzieję, że już niedługo.

Zobacz również: Papaya Films produkuje dokument o Robercie Lewandowskim dla Amazon Prime Video!

Nie wszyscy jednak mogą chcieć się zagłębiać w kulisy takich nagród, ale tu dostajemy dodatkowy argument. Lobbowanie i konkursy popularności prowadzą do absurdalnych wyników, a niepotrzebnie wykreowany podział na Dramat oraz Komedię/Musical nawet do równie dziwnych nominacji. Głośna była afera, która ujawniła, dlaczego do Najlepszego Serialu Komediowego nominowano przeciętną Emily w Paryżu (KLIK). Nie jest była to jednak decyzja, która przynajmniej u mnie prywatnie, przeważyła szalę. Złote Globy w moich oczach skompromitowały się doszczętnie chwile wcześniej, gdy główną nagrodę przyznały katastrofalnemu Bohemian Rhapsody. Ktokolwiek używa w jednym zdaniu tytułu tego filmu i słowa najlepszy, traci wiarygodność w tego typu wyborach na zawsze. Wspominając jeszcze raz o analogii z pracą na etacie, zdecydowanie nie jest to dobrze wykonana praca. Powiedziałbym, że wręcz taka, która grozi dyscyplinarką z wpisem do akt.

fot. Deadline

Ważniejsze są w branży filmowej wyłącznie Oscary i choć one też mają wiele za uszami, a z bzdurnych wyborów można ułożyć równie długą listę, wyglądają one w zestawieniach, czy to procedur wybierania czy grupy wybierających zdecydowanie lepiej. Nagrody filmowe śledzę jednak z tysiąc razy większym zainteresowaniem, niż wspomniany wcześniej plebiscycik, w którym do dzisiaj nie wiedzieliśmy, czy wygra Leo Messi, czy Robert Lewandowski. W przemyśle filmowym nagrody promują filmy i zwracają ku nim dyskusje. Celebracja święta kina, jakim są takie Oscary, przebiega dużo lepiej z uwagi na fakt, że może przekierować uwagę kinomanów z całego świata na konkretne tytuły. Czy mielibyśmy okazję oglądać w Polsce arcydzieła pokroju Manchester by the Sea czy perełki z kategorii nieanglojęzycznej, gdyby nie towarzyszył im cały oscarowy vibe? Czy tak szeroko w debacie publicznej podejmowano by rozmowy na temat wyższości Obiecującej. Młodej. Kobiety. nad Nomadland i odwrotnie. Śmiem wątpić, stąd oscarowy sezon zazwyczaj śledzę. Wpływ Złotej Piłki na moje zainteresowanie konkretnymi rozgrywkami jest dla porównania absolutnie żaden.

Jak już gala w Paryżu minęła, powoli możemy zwrócić się w Polsce ku kłótniom o to, kto powinien zostać najlepszym sportowcem roku nad Wisłą. Taki plebiscyt rokrocznie organizuje Przegląd Sportowy i gdybym miał znaleźć coś, nad czym debatowanie jest równie absurdalne, co nad tym, kto zostanie najlepszym piłkarzem świata to tutaj jestem w stanie wskazać mocną konkurencję. Bo o ile porównanie Lewandowskiego i Messiego da się sprowadzić do jakichś argumentów, schody zaczynają się, kiedy ten sam Robert staje w szranki z Marią Andrejczyk czy Piotrem Żyłą. A problem z tym jest dokładnie ten, o którym myślicie. Jeden gość gra w piłkę, inna rzuca oszczepem, a jeszcze inny skacze na nartach. Konia z rzędem temu, kto powie, jakie mamy możliwości w sprawiedliwym porównaniu tego. Wystawić Majkę w meczu Bundesligi? Dać Lewemu pocisnąć oszczepem na jakimś lekkoatletycznym mitingu? Nie, przecież logicznym jest, że najlepiej pozwolić widzom wysyłać SMS-y. Widzieliście kiedyś bardziej sensowną metodę?

fot. Przegląd Sportowy

Forbes co roku publikuje ranking 50 najbardziej wpływowych osób w polskim sporcie. Żeby przeanalizować wszystkich kandydatów i wyznaczyć tę topkę, trwają wśród jego redakcji przez długi czas gorączkowe debaty, w których jej członkowie nie przekrzykują się decydując, a wraz z zewnętrznymi firmami próbują opracować model, który będzie w stanie wybrać ten ranking jak najsprawiedliwiej i najbardziej jasno. Okazuje się, że jak się chce to można i choć trudno nam zweryfikować słuszność rankingu, to mamy do tego podstawy. Zamiast tego typu regułami kierować się w większych plebiscytach, obserwujemy puste festiwale popularności, które nijak mają się do tego, co rzeczywiście wybierają, a co kryje się pod słowem najlepszy. Po tym, jak poznamy wynik, chwilę będziemy się wyzłośliwiać, będą le cabarety, po czym zapomnimy i pasjonować się będziemy znowu. Dlatego też, w większości dawno już sobie to darowałem, a z tego typu rankingów, co nie jest zbyt łatwe, staram się wyciągać pozytywy dla siebie. A dla mnie Robert Lewandowski w 2021 roku będzie (chyba że coś się zmieni, bo jak wspomniałem wcześniej warto pamiętać, że jeszcze miesiąc) najlepszym piłkarzem świata. Niezależnie od tego, co powiedziano na pełnej niepotrzebnego blichtru gali w Paryżu. Przegranej tej, na kartkach u dziennikarzy, nigdy nie będę bowiem współczuć bardziej, niż jakiejkolwiek na boisku.

PS. W tym roku jednak ZP troszkę mnie interesowała, bo na Roberta postawiłem niewielką sumę pieniędzy. Szkoda dwóch dyszek 🙁

PS 2. Robert nie przegrał ZP dzisiaj. Pierwsze takie głosy zaczęły przecież pojawiać się w marcu, gdy Bayern trafił w LM na PSG i odpadł. Wtedy mówiono, że większe szanse mają grający w Paryżu Neymar czy Mbappe. Rozkładając to na czynniki pierwsze, mówiło się, że roczny plebiscyt Robert przegrał w marcu, w dodatku w meczu, w którym nie mógł grać z uwagi na kontuzję. Debatujący nad nią dziennikarze również nie pomagają Złotej Piłce 😊

ilustracja wprowadzenia: Marco Donato-FC Bayern/Pool /Getty Images

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?