Zostań na chwilę i posłuchaj. Gram od kiedy pamiętam, a właściwie od czasu pierwszego uruchomienia Medal of Honor: Allied Assault. W większość gier wprowadził mnie starszy brat, resztę pokazywali znajomi. Dzieciństwo było czasem łączenia podwórka z PCtem. Ci sami ludzie offline i online, tylko inna rozrywka. Praktycznie każda pozycja w tym zestawieniu jest mocno nostalgiczna, a do wielu tytułów wracam co kilka lat. Przypominam sobie, jak to było za pierwszym razem: kumpel coś wspominał o nowej, fantastycznej grze, ja słuchałem, a potem kupowałem (no dobra, brat kupował). Wkręcałem się i ogrywałem kolejne tytuły, długimi godzinami, dzięki czemu powstała ta lista.
Zdecydowanie najlepsze dzieło Blizzard. Nie jest mi łatwo opisać słowami coś, w co gram od 8 roku życia i nadal sprawia mi mnóstwo frajdy. Potęgą Warcraft III nie jest singleplayer i jego kampania, chociaż jest fantastycznie zbudowana. Ciągle przypominam sobie słynne teksty Arthasa. To nie RTS, a multiplayer jest sercem produkcji. Edytor map Warcraft III sprawia, że można w tej grze robić wszystko: RTS, RPG, karcianki, FPS, TPS, zombie, roleplay, tower defense, wyścigi – co tylko można sobie wymarzyć. Moderzy ciągle robią coś nowego i nie dają grze umrzeć. Szkoda, że salon gier w Starcraft II nie wykorzystuje pełni swojego potencjału, ale to nie szkodzi. Nadal kontynuujemy z bratem tradycję grania w mapy, które znamy od lat.
W dowód wdzięczności za przeczytanie tego artykułu będe dla ciebie za darmo identyfikował przedmioty. Diablo II, czyli mój osobisty król hack’n’slash, chociaż Path of ExileKim ja mam teraz grać?, niech pierwszy rzuci kamieniem. Trzy słowa opisujące te grę: grind, rush, grind.
Kiedy Ty czytasz ten artykuł, ja znowu ogrywam Gothic I. Wiem, jestem heretykiem, bo stawiam trójkę na równi dwóch pierwszych części. Pomimo fatalnej optymalizacji, małych głów i dziwnej fabuły, Gothic III przypadł mi do gustu. Jedynkę kocham za toporną mechanikę walki, wspaniałe dialogi i przechodzenie przez chatę Kyle’a. Dwójkę uwielbiam za to, że zacząłem od niej przygodę z sagą, a także za Łowców Smoków i wieżę Xardasa, która za młodu przyprawiała mnie o ciarki. Zapomniałem o najważniejszym – lewo, lewo, lewo, prawo (cholera, trzeba zacząć od początku). Lewo, lewo, lewo, prawo…
Wspominałem o Medal of Honor: Allied Assault, ale z gier wojennych to Call of Duty II trzymam na półce w honorowym miejscu. Kampania to masa frajdy, szczególnie rosyjska – strach i samotne chodzenie rurociągami, kończące się umieraniem za każdym razem, gdy stanęło się w złym miejscu. Do tego wysadzanie budynku nazistów i szarże z kamratami przy fantastycznej muzyce. Brawa dla Call of Duty: World at War za podtrzymanie klimatu dwójki w kampanii. CoD II kupił mnie też multiplayerem, który był naprawdę przyjemnie zrobiony i wymagał umiejętności, dlatego swoje początki wspominam bardzo krwawo (moja krew lała się często).
Jeszcze jedna tura i idę spać albo Jeszcze jedna tura i kończymy chłopaki. Kocham i nadal gram z bratem czy znajomymi. Kiedy jakiś czas temu ożył multiplayer i zauważyłem tam setki graczy online, skusiłem się na granie rozgrywek rankingowych. Za każdym razem ubolewam nad problemem decyzyjnym niczym w Diablo II pt. Kim mam grać?. Pojawia się często, dlatego wybieranie kości zamiast zamku to dla mnie zbawienie. HoMM III nauczył mnie, że nieważne jak łatwo idzie Ci na początku – wszystko sprowadza się do final battle, ew. armageddonu.