Zobacz również:
Poznajmy się od filmowej strony #1 – Łukasz Kołakowski
Poznajmy się od filmowej strony #2 – Dominik Dudek
Poznajmy się od filmowej strony #3 – Krzysztof Wdowik
Poznajmy się od filmowej strony #4 – Szymon Góraj
Poznajmy się od filmowej strony #5 – Bartosz Tomaszewski
Poznajmy się od filmowej strony #6 – Angelika Borucka
Poznajmy się od filmowej strony #7 – Tomasz Małecki
Fanką mitologii greckiej i wszystkiego, co z nią związane jestem już od dość dłuższego czasu i gdybym była wredna (ale nie jestem), to pewnie zanudziłabym was długim wywodem na temat znaczących różnic pomiędzy filmową Troją, a tą napisaną przez Homera. Oczywiście tego nie zrobię, bo kogo obchodzi kilka pominiętych/inaczej poprowadzonych wydarzeń, kiedy samego Achillesa gra Brad Pitt i wraz Ericem Banem (Hektorem) odgrywa jeden z najbardziej ikonicznych pojedynków. Sama końcówka filmu i ukazanie Achillesa jako niezdecydowanego, zagubionego króliczka już podobała mi się trochę mniej, ale za sam sposób poprowadzenia historii i jej ogólną świetność jestem w stanie przymknąć na to oko.
Czasami mam takie małe wrażenie, że chyba jako jedna z nielicznych osób na całym świecie wolę najnowszego Blade Runnera od tego sprzed 35 lat. Sama się sobie dziwię, bo po seansie Łowcy Androidów Ridleya Scotta raczej należałam do grona osób, które tę produkcję bardzo chwaliło. Trzeba przyznać, że Harrison Ford wykonał kawał dobrej roboty, a sam monolog wygłoszony przez Roy’a przeszedł chyba do historii kina Sci-Fi, ale po seansie Blade Runnera 2049 to właśnie jego scenariusz i piękne kadry bardziej mnie do siebie przekonały. Tak dobra produkcja powstaje raz na jakiś czas i innym twórcom będzie naprawdę ciężko ją pobić albo chociaż w jakimś stopniu jej dorównać.
Początkowo miałam tu wstawić ukochanego Zimowego Żołnierza, ale po entym seansie Ragnaroka stwierdziłam, że bezdyskusyjnie to właśnie on powinien się tu znaleźć. I bynajmniej nie chodzi o świetną fryzurę Thora, a sam sposób przedstawienia historii zawartej w filmie. Z daleka widać, jak bardzo Thor: Ragnarok różni się od innych produkcji z MCU i głównie dzięki swojej świetnie poprowadzonej inności jest jednym z najlepszych filmów Marvela. Naprawdę szkoda, że dopiero ostatnia część trylogii została stworzona przez Taikę.
Kiedy inne dzieci kładły się już spać już po dobranocce, mała Wiola siedziała z poduszką przyciśnięta do twarzy i wraz ze swoją starszą siostrą oglądała (chociaż w sumie bardziej zerkała na ekran) horrory do czasami naprawdę późnych godzin. Jednym z nich był właśnie Koszmar z Ulicy Wiązów ze straszliwym Freddim Kruegerem w roli głównej. Powiem szczerze, że jako dziecko średnio rozumiałam historię zawartą w filmie, a sam Freddy wydawał mi się zwykłym potworem, na widok którego zdecydowanie powinnam zasłonić twarz poduszką. Dopiero później zrozumiałam, jak ciekawą (i nadal przerażającą) postacią jest Krueger. Miło również było popatrzeć na młodego Johnny’ego Deppa, który akurat w tej produkcji zaliczył swój aktorski debiut.
Za każdym razem, gdy ktoś w moim otoczeniu powie Lepiej późno niż wcale, mam przed oczami Leonardo DiCaprio, leżącego gdzieś w lesie w starych łachmanach i atakowanego przez niedźwiedzia. Wreszcie, po tylu latach w branży aktorskiej zdobył upragnionego Oscara i to dzięki roli w naprawdę, ale to naprawdę dobrym filmie. Owszem, Zjawa ma dość ciężki klimat, jest sporo krwi i trochę brutalności, ale te czynniki prędzej intrygują widza i przyciągają do siebie, a nie odpychają. No, przynajmniej ze mną tak było.