Być może dla niektórych będzie to zaskoczenie, ale najnowsza odsłona serii Red Dead nie jest tak naprawdę drugą z kolei, a trzecią. Wszystko zaczęło się we wczesnych latach 2000, kiedy Angel Studio rozpoczęło prace nad grą o tytule Red Dead Revolver pod okiem Capcomu. Miała ona być bowiem duchowym spadkobiercą wydanej przez japońskiego wydawcę arcade’owego shootera – Gun Smoke. W 2002 roku ogłoszono pracę nad grą oraz zaprezentowano pierwszy trailer, który przedstawiał między innymi fruwających w powietrzu kowbojów oraz ich przeciwników podpisanych jako czarodzieje. Wedle wypowiedzi twórców z Angel Studios, włodarze Capcomu chcieli również, aby jedną z postaci był osobnik o wyglądzie podobnym do Frankensteina, chodzący w damskich ciuszkach po ich uprzednim zamordowaniu. Z klasycznym westernem projekt nie miał wiele wspólnego i jak się możemy domyślać nigdy nie ujrzał ostatecznie światła dziennego, ale rzeczony trailer wciąż można znaleźć w sieci.
Kiedy stwierdzono, że Red Dead Revolver jest tytułem agrywalnym, projekt poszedł w odstawkę rok po ogłoszeniu jego urzeczywistniania. Potencjał w grze dostrzegli jednak włodarze Take-Two Interactive, którzy postanowili wziąć Angel Studios pod swoje skrzydła i nadać im nazwę Rockstar San Diego. W ten sposób nadzieja dla pierwszego RDRa narodziła się na nowo i po złożeniu do kupy wielu jej niedokończonych elementów (na przykład scenariusza), gra została wydana 4 maja 2004 roku na PS2 oraz Xboxa. Protagonistą Red Dead Revolver był Red Harlow – rewolwerowiec o charakterze bliskim postaciom kreowanym w westernach przez Clinta Eastwooda, szukającym zemsty na mordercach swojej rodziny. Chociaż gra nie zestarzała się najlepiej, czuć w niej było ducha pozostałych produkcji Rockstara – poruszała tematy chciwości oraz krytykowała legendarny amerykański sen i oczywiście nie brakowało jej przy tym pokaźnej dawki brutalności.
Tytuł nie oferował jednak otwartego świata, a zamiast tego był liniową strzelanką z widokiem trzeciej osoby. Fabuła prowadziła nas do różnych lokacji, w których można było zmierzyć się z wieloma przeciwnikami, w tym też z bardziej wymagającymi bossami. Pomiędzy rozgrywanymi misjami można jednak było zatrzymać się w mieście Brimstone, gdzie poza przyjmowaniem zleceń, można było zrobić zakupy oraz zawitać do saloonu. Oprócz tego gra wprowadziła dobrze nam znany dzisiaj pod polską nazwą system Zabójcza precyzja. Jak dobrze wiemy, pozwala ona na oznaczenie w spowolnionym tempie wrażliwych punktów na ciałach oponentów, aby następnie zalać ich gradem pocisków. Ostatecznie gra spotkała się z umiarkowanymi ocenami, ale chwała serii nadeszła kilka lat później…
Pracę nad kolejną grą z serii rozpoczęły się już w 2005 roku. Tym razem jednak deweloperzy z Rockstar San Diego postanowili postawić poprzeczkę bardzo wysoko i stworzyć wiarygodny, otwarty świat osadzony na Dzikim Zachodzie. Szacuje się, że nad Red Dead Redemption pracowało około 800 osób, a budżet produkcji mieścił się w przedziale 80 – 100 milionów dolarów, co uczyniło ją wówczas najdroższym projektem w historii wirtualnej rozrywki. Z uwagi na tak rozległy świat, twórcy mieli twardy orzech do zgryzienia, aby uczynić go interesującym. Prace więc nie obyły się bez przeszkód. W styczniu 2009 roku pojawiły się plotki na temat ówczesnego stanu gry – według niektórych źródeł była to wtedy totalna klapa. Po latach do opinii publicznej wypłynęły informacje, jakoby projekt w ogóle miał nie wypalić. Sprawujący nad nim pieczę bracia Houserowie mieli w tamtym czasie desperacko szukać pomocy u prezesa Rockstar North, Lesliego Benziesa. Niewykluczone, że to właśnie dzięki jego organizacyjnym zdolnościom gra została ukończona kilka miesięcy później. Tak przynajmniej można by wywnioskować z jego pozwu skierowanemu przeciwko Take-Two w 2016 roku. Jak jednak zwykł pisać Tolkien – o tym opowiemy innym razem.
Red Dead Redemption został ostatecznie wydany w maju 2010 roku i z miejsca zdobył poklask pośród krytyków oraz graczy. Jego akcja rozgrywa się na początku XX wieku, zatem w czasach, kiedy dobrze nam znana z kultowych westernów era wielkich rewolwerowców chyli się ku końcowi. Protagonistą gry został niejaki John Marston – niegdyś członek gangu Dutcha van der Linde, który próbuje zerwać ze swoją przeszłością i wraz z żoną oraz synem ułożyć życie na nowo. Jak się jednak okazuje dawne czasy nie dają o sobie zapomnieć i Marston szantażowany przez Pinkertonów musi pomóc w schwytaniu pozostałych członków byłej „rodziny”, a w szczególności jej lidera, aby oczyścić swoje imię. W odróżnieniu od poprzednika, Red Dead Redemption cechuje się otwartym światem na modłę dobrze nam znanego GTA, pełnym cieszących oko krajobrazów prerii oraz masą aktywności, które potrafią przykuć do niej gracza na dobre kilkadziesiąt godzin.
Oprócz głównych zadań, w grze roi się od misji pobocznych, zleceń na gorszych od protagonisty bandziorów, minigierek takich jak poker, blackjack, czy gra w rzucanie podkową. Można również uprawiać kłusownictwo oraz zbieractwo czy ujarzmiać dzikie wierzchowce. Red Dead Redemption opatrzone jest również systemem moralności – w przypadku popełniania dobrych uczynków nasz wskaźnik honoru rośnie, a spada w przypadku złych. W grze obecna jest również zainicjowana w Red Dead Revolver Zabójcza Precyzja, która sprawia, że strzelaniny wyglądają naprawdę efektownie. Wszystko to okraszone jest świetną, wciągającą fabuła, w której nie brakuje niejednoznacznych, zapadających w pamięć postaci, a zakończenie do dzisiaj potrafi budzić nie lada satysfakcję. Red Dead Redemption pokazał, że można stworzyć świetny tytuł osadzony w westernowych klimatach, które nie cieszyły się szczególną popularnością wśród deweloperów z tej branży, będąc jednocześnie jedną z najlepszych produkcji wydanych na konsole siódmej generacji. Warto jeszcze wspomnieć o trybie multiplayer oraz wydanym później dodatku Undead Nightmare, który był ciekawym mariażem apokalipsy zombie z westernem. Oczywiście gra posiadała parę mankamentów, ale w porównaniu z ilością zalet produkcji były one zaledwie małą łyżką dziegciu w tej cysternie miodu. Czy zatem można było stworzyć grę, która przebiłaby ten niedościgniony wzór? Rockstar San Diego kilka lat później pokazało, że jak najbardziej tak!