Gdy po raz pierwszy usłyszałem o pomyśle na zekranizowanie przygód młodego Hana Solo pomyślałem, że to może, choć nie musi się udać. Widownia nigdy nie potrzebowała wiedzieć co takiego robił Han w młodości. Tą historię mogły świetnie uzupełnić książki lub komiksy. Disney zdecydował się jednak na skok na głęboką wodę, co widać nie do końca się udało. Tragiczne otwarcie pokazało, że widownia nie jest zbytnio zainteresowana tematem.
Sukces Łotra 1 pokazał, że lepiej promować nowe historie oraz bohaterów, zamiast kurczowo trzymać się postaci z oryginalnej trylogii. Do tego wszystkiego data premiery filmu była bardzo nietrafiona. Film wchodził do kin w momencie, gdy wszyscy żyli trzecią częścią Avengers oraz Deadpoolem 2. Premiery trzech wielkich blockbusterów w odstępie miesiąca musiały sprawić, że któryś z nich zarobi gorzej. Publika przyzwyczaiła się już do tego, że filmy Star Wars miały swoją premierę w okolicy świąt Bożego Narodzenia. Wtedy łatwiej o większy zarobek, ponieważ film zazwyczaj był jedyną gorącą premierą w tym okresie.
Widownia może być już trochę zmęczona natłokiem filmów z logiem Star Wars. Odnoszę wrażenie, że na siłę próbowany jest model, który udał się w przypadku uniwersum Marvela, to znaczy produkowanie po kilka filmów na rok. Wynik finansowy Solo odzwierciedla zmęczenie materiału.
W Lucasfilmie na pewno mają teraz mały ból głowy. Po zakończeniu nowej trylogii, marka musi jakoś iść do przodu. Zapowiedziano spin-off o Boba Fettcie, a o ewentualnym solowym filmie o Obi-Wanie słyszy się coraz głośniej. Kathleen Kennedy musi rozważnie przemyśleć budowę całego uniwersum Gwiezdnych Wojen. Jeżeli spin-offy oraz dziewiąty epizod nie zarobią odpowiednich pieniędzy szefowa Lucasfilm może pożegnać się ze stołkiem. Solo prawdopodobnie jeszcze trochę zarobi, a może nawet wyjdzie na zero. Ta klapa może jednak oznaczać, że z marką Star Wars nie jest tak kolorowo jak myśleliśmy.
Ilustracja wprowadzenia.Materiały prasowe