Slow cinema – kino w wolnym tempie

Majka Jankowska, 15 grudnia 2016

Weźmy głęboki oddech. Przypomnijmy sobie ostatni film, który widzieliśmy, siedząc w wygodnym fotelu na sali kinowej. Jeśli wybraliśmy się do tak zwanego multipleksu, to zapewne produkcja obfitowała w akcję oraz nieoczekiwane zwroty w fabule. Jednak, tak jak wspominałam wcześniej, ta szybkość przyczynia się do tego, iż nie czujemy się zobowiązani do śledzenia ze skupieniem całego przebiegu wydarzeń w ciągu logicznym. Wystarczy nam dynamizm – szybkie ujęcia, wybuchy oraz ekspresja emocji – sama fabuła momentami, po zastanowieniu, okazuje się być pozbawiona większego sensu. Zmieniło się coś jeszcze w percepcji filmów – kiedyś jedynym miejscem, gdzie obejrzeć można było wyświetlany obraz było kino, natomiast w obecnych czasach wraz z nowymi technologiami możemy włączyć sobie niemal dowolną produkcję na ekranie laptopa, nie wychodząc przy tym z domu. Dodajmy, że wraz z tym nie zmienia się wyłącznie wielkość ekranu, ale również pojawia się możliwość między innymi zastopowania filmu w dowolnym momencie czy przyśpieszenia „nudniejszych” fragmentów. Na tym tle wyłania się ten nowy środek odbiorczy nazywany slow-watching, który przede wszystkim wymaga koncentracji. Aby zrozumieć slow cinema, należy przeniknąć do świata przedstawionego oraz mu się poddać. Jest to o wiele trudniejsze, niż mogłoby się wydawać.

nienawistna ósemka

Zobacz również: „Nienawistna ósemka” – recenzja najnowszego filmu Tarantino

Zanim przejdziemy do pozycji filmowych wpasowujących się w klimat kina kontemplacyjnego, warto przywołać nazwisko Harry’ego Tuttle’a, prowadzącego blog o nazwie Unspoken Cinema. Promuje on nazwę Contemporary Contemplative Cinema (CCC) dla produkcji, które charakteryzują się małą ilością intryg, dialogów oraz występujących tam gwiazd filmowych. Według niego widz powinien postrzegać wyświetlany obraz przez pryzmat stanu umysłu bohatera. Tuttle wymienia cztery warunki, które należy spełnić, aby mówić o obrazie wpisującym się w CCC – po pierwsze, ograniczenie intrygi (plotlessness), co przekłada się na brak wyraźnego początku oraz puenty, za to z otwartym zakończeniem. Fabuła nie jest najistotniejsza w kontekście odbioru obrazu. Kolejnym wymaganym elementem jest wordllessness – a więc ograniczenie słów, nie tylko w rozumieniu wypowiedzi bohaterów, którzy w slow cinema będą albo lakoniczni albo milczący, ale również ograniczeniu języka ciała. Po trzecie – ogólne spowolnienie (slowness) poprzez użycie długich ujęć oraz nieruchomej kamery – widz musi uświadomić sobie niejako istnienie czasu. Ostatnim warunkiem jest alienacja (alienation) prezentowana na różne sposoby – poprzez dystans kamery od postaci, bądź też ukazywanie pustych przestrzeni, co potęguje poczucie samotności, nudy czy rutyny. Z pewnością pojawią się produkcje które mimo niespełnienia wszystkich punktów wskazywanych przez Tuttle’a, zaliczylibyśmy do CCC, jednak próba scharakteryzowania slow cinema prezentowana na stronie Unspoken Cinema stanowi sensowną teorię kina kontemplacji.

Syn

Zobacz również: Recenzja filmu 4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni (2007)

Gdy już udało nam się przebrnąć przez postrzeganie slow cinema „na sucho”, przejdźmy do przykładów filmowych. Z pewnością, jeśli dopiero rozpoczynamy naszą przygodę z tego rodzaju kinem, nie wybierajmy od razu najdłuższych albo najtrudniejszych w odbiorze produkcji. Wbrew pozorom dobrym początkiem może okazać się Nienawistna ósemka Tarantino, która będzie pewnego rodzaju testem. Kiedy przetrwamy tę część filmu, w której, potocznie mówiąc, nic się nie dzieje, a co oznacza, że zaprezentowano widzowi jedynie dialogi bohaterów na tle pięknych, długich ujęć wraz z rewelacyjną muzyką Morricone jako wypełnienie obrazu – możemy sięgnąć po następne pozycje. Zacząć możemy również od utworów rumuńskiego reżysera, Cristiana Mungiu – Egzamin albo 4 miesiące, 3 tygodnie, 2 dni, które przygotują nas na ograniczenie intrygi, pokazując, iż to nie fabuła jest najważniejsza. Oczywiście twórca, który nasuwa się nam na myśl, kiedy myślimy o kinie kontemplacji, to nikt inny niż Bela Tarr wraz z jego siedmiogodzinnym Szatańskim tangiem składającym się z 39 scen. Ale przywołać można krótsze, a tak samo wybitne jego dzieła – przykładowo Harmonie Werckmeistera, mogące wciągnąć widza poprzez stosowany w filmie symbolizm. Nie dajmy się zrazić w sytuacji, gdy będziemy odczuwać znużenie – przystosowani do biegu, nie przyzwyczajeni jesteśmy do powolnej kontemplacji filmów. Spróbować można również z twórczością braci Dardenne’ów, sięgając po Syna czy Rosettę, wpisujące się w omawiany nurt. Tajlandzki reżyser – Apichatpong Weerasethakul, w 2010 roku otrzymał nagrodę za najlepszy film. Wujek Boonmee, który potrafi przywołać swoje poprzednie wcielenia – kolejny przykład slow cinema otrzymał Złotą Palmę. Najnowszy film twórcy, Cmentarz Wspaniałości, obejrzeć można było w Polsce między innymi na festiwalu we Wrocławiu – Nowe Horyzonty. Ponownie czekała nas powolna podróż w głąb człowieka, często milcząca, często niezrozumiała. Sięgnąć możemy także znacznie bliżej – w Polsce również powstają produkcje w nurcie CCC, a za przykład posłużyć może Las Piotra Dumały. Powolne ujęcia, wypowiedzi bohaterów ograniczone do minimum, brak wyraźnej fabuły – wszystko to składa się na próbę zobrazowania granicy życia i śmierci. Również Marcin Dudziak spróbował zmierzyć się z slow cinema w swoim filmie Wołanie pokazującym wędrówkę ojca z synem po lesie w poszukiwaniu – ciężko doprecyzować, czego konkretnie. Warto zmierzyć się z tą pozycją, choć może nie należy ona do szczególnie udanych, to mimo wszystko obraz przyjemny jest dla oka.

Las

Zmęczeni codziennym życiowym biegiem mogą być podatni na kino kontemplacji, w którym odnaleźć można to, czego ciągle nam brakuje – czas. Nie można zaprzeczyć, iż z uwagi na tendencje kina do przyśpieszania, zwolnione seanse stanowią nie lada wyzwanie. Trzeba się odciąć od świata, usiąść wygodnie i po prostu dać się porwać. Niekiedy będziemy się nudzić, ale to nic złego, bowiem w slow cinema niejako wpisane jest znużenie. Piotr Dumała mówiąc o Lesie, stwierdził, iż reżyserzy przeważnie biorą swój film, wycinają wszystko to, co nudne i taki obraz prezentują widzowi. Natomiast on postanowił wyciąć wszystko to, co wydawało się być interesujące – z tym co zostało kazał zmierzyć się odbiorcy. Lepszego podsumowania slow cinema nie można sobie wyobrazić.

źródło: tekst powstał w oparciu o rozdział Bunt wolnych – narodziny neomodernizmu z książki Rafała Syski Filmowy neomodernizm.

Przeczytaj więcej
Majka Jankowska

Chodźmy do kina!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *