Klisza za kliszą, czyli śmierć dziesiątej muzy

Taśmowy recykling

Dużo się mówi o tym, że w literaturze i filmie wszystko już było, wszystko już wymyślono. Tego typu głosy to oczywiście podejście skrajne, patrzenie na pustą połowę szklanki i idealizowanie tego, co było kiedyś (a więc zostało przypudrowane przez wspomnienia i wybiórczość pamięci). Współczesne kino w porównaniu do tego sprzed lat jest przede wszystkim bogatsze. Wypuszczane niemalże fabrycznie filmy kasują coraz to większe rekordy, powstają coraz to nowsze filmowe uniwersa-molochy (tak pęczniejące, że zapadają się pod własnym ciężarem i… rodzą rebooty restartujące opowieści).

http://i1.wp.com/static2.hypable.com/wp-content/uploads/2014/05/XMenQuiz.jpg

Sytuacja przypomina trochę zmiany, jakie nadeszły w hollywoodzkim kinie po latach 70. Produkcje takie jak Gwiezdne Wojny, Park Jurajski i Powrót do przyszłości były przełomem otwierającym epizod kina przygody, w którym – nie ma co tego ukrywać – dużą rolę odgrywały efekty specjalne, zaś warstwa fabularna zbudowana była na pewnych schematach, uniwersalnej mitologicznej strukturze. Dzieła takie jak saga Gwiezdnych Wojen nie tylko zafascynowały widzów, otworzyły też puszkę Pandory, z której zawartością coraz częściej mamy do czynienia.

http://i1.wp.com/cdn4.lomography.com/26/799166f7a388198fdfed08251757a3a46bc5d7/800x541x2.jpg?resize=686%2C464

Popkultura ma to do siebie, że równa w dół szukając jak najniższego wspólnego mianownika, by przemówić do jak największej liczby konsumentów. XXI wiek to nowe pokolenie i nowa grupa docelowa, dla której formułowane są współczesne filmy (co widać choćby po tym, że wiele historii jest ugrzecznionych byleby tylko zmniejszyć kategorię wiekową i podciągnąć wyniki sprzedażowe). Nic więc dziwnego, że hodując nowego klienta ogromne wytwórnie filmowe i armie marketingowców co rusz wyciągają z szafy jakąś legendę by animować trupa i na (często koślawej) kalce oryginału wjechać do box office. Przykładami można sypać z rękawa: nowy Ścigany, Bourne, remake Jumanji (news swoją drogą chłodno przyjęty przez czytelników Movies Room ), czy też zbędna kontynuacja historii ze świetnym, lekko niedopowiedzianym zakończeniem, w postaci drugiej części Łowcy Androidów. Ciekawym przykładem są wspominane już w tekście Gwiezdne Wojny, które doczekały się w pewnym sensie trzeciego startu serii. O ile części I-III były częściowo uzasadnione, to VII będzie de facto kontynuacją zakończonej opowieści.

Znamiennym jest, że nawet jeśli pojawi się powiew świeżości mogący tchnąć nowe życie w gatunek – zdawałoby się – nie mający racji bytu to konsekwencją jest wysyp wypluwanych niczym pociski z karabinu maszynowego przeróbek, różniących się detalami, czy otoczką wokół głównego bohatera (kinowe uniwersum Marvela nie grzeszy oryginalnością i różnorodnością choć zdarzają się miłe zaskoczenia jak na przykład Zimowy Żołnierz). Budujące jednak jest to, że nawet tuż obok mainstreamu może pojawić się interesujące, nowe spojrzenie na dany temat. W kontekście deficytu oryginalnych idei współczesnego kina i blockbusterów opartych na komiksach nie sposób w tym momencie przywołać ciekawego pod wieloma względami Birdmana, filmu raczej nie wychwalającego obecnego stanu rzeczy.

http://i0.wp.com/images.contentful.com/7h71s48744nc/3CERe8pvywwYyu6aUE6Wo/fbea30e92f1a5bb359ca478d146e2dba/avatar.jpg?resize=732%2C412

A momentami faktycznie bywa kiepsko. Coraz częstszy recykling to jedno, ale wielu malkontentów znad Wisły uważa, że efekty specjalne, green screen, motion capture i inne technologiczne cuda zabijają magię kina. Zapewne przejście z kina niemego do udźwiękowionego też spotykało się z oporami (co przy każdej zmianie jest czymś naturalnym), nie potrafię się jednak oprzeć wrażeniu, że głosy mówiące o przesyceniu filmów efekciarstwem kosztem pisanej na kolanie fabuły mają w sobie dużo racji. O tym, jak bardzo do czynienia z wyrobnictwem może świadczyć chociażby to, że dzisiejsze filmy są robione na szybko, byleby jak najwcześniej zacząć na nich zarabiać, dlatego dla reżyserów i scenarzystów każde opóźnienie może być zbawienne. Nie twierdzę, że nie ma niszowego, czy ambitnego kina, albo że powinno się tworzyć tylko wyrafinowane treści. Wydaje mi się jednak, iż coraz częściej cierpimy na deficyt porządnego kina środka – raczej prostego w odbiorze, ale odkrywającego pewne fabuły na nowo. Z wartością dodaną pobudzającą widza. Skoro jednak wszelkie prequele i sequele trafiają w gusta grup docelowych, to powielanie schematów nie jest niczym zaskakującym. Zapewne przez jakiś czas będzie nas czekać festiwal odgrzewanych kotletów. To chyba jednak nie wystarczy do zabicia dziesiątej muzy… prawda?

Redaktor

Twórca cyklu "Powrót do przeszłości". Wielki miłośnik spaghetti westernów, kina szpiegowskiego i fantasy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?