Jego Wysokość Bill Murray, czyli o królu tragikomedii

Na szczęście, na rozważaniach się skończyło. I dobrze, bo w 2012 roku Murray został prezydentem – w komedii Weekend z królem nonszalancko, lecz z dbałością o wszystkie pozornie nieistotne szczegóły, sportretował Franklina D. Roosevelta. Dwa lata później swoją premierę miały dwie zupełnie różne produkcje, udowadniające wszechstronny talent aktora – tak komiczny, jak i dramatyczny. Na ekrany kin weszła bowiem komedia Mów mi Vincent, w której wcielił się w podstarzałego, przebojowego opiekuna młodego chłopca, zaś na kanale HBO zadebiutował miniserial Olive Kitteridge – stosunkowo rzadko przez Murraya podejmowana decyzja o wzięciu udziału w projekcie telewizyjnym i wcielenie się w postać wdowca Jacka Kennisona zaowocowały nominacją do Złotego Globu i statuetką Emmy dla Najlepszego aktora drugoplanowego w serialu, miniserialu lub filmie telewizyjnym. Nim to się jednak stało, Lisa Cholodenko musiała złożyć mu propozycję zagrania w produkcji. W rozmowie z IndieWire tak wspominała właściwy takiej sytuacji proces:

Bill Murray nie posiada telefonu, więc trzeba zadzwonić do jego prawnika i napisać list, który on mu przekaże.

W tym samym wywiadzie reżyserka dodała, że lepiej nie zdradzać mu zbyt wiele o sobie, bo, prócz bycia bardzo skrytym, jest równocześnie dowcipny i surowy, a wiedzę dotyczącą innych potrafi wykorzystać w dwójnasób. 

To ten typ człowieka, który z całą pewnością może wykręcić ci jakiś zabawny i upokarzający numer, jeśli tylko dasz mu dobry materiał.

To również typ człowieka, któremu składa się hołdy za życia; w San Francisco DJ Ezra Croft zrobił to, organizując The Murray Affair – ekstrawagancką wystawę powstałą ze zgłaszanych przez rozmaitych artystów – i wykorzystujących wszelkie media – prac. Event ten zorganizowano, aby uhonorować legendarne komediowe kreacje aktora: występy w SNL, Pogromcach duchów, Dniu świstaka czy Kosmicznym meczu.

Kto, jeśli nie Murray, miałby rzucić w minione Boże Narodzenie rękawicę Kevinowi McCallisterowi? Za pośrednictwem Netflixa, razem z Coppolą, Miley Cyrus i George’em Clooneyem życzył on wszystkim A Very Murray Christmas, użyczył także głosu niedźwiedziowi Baloo w najnowszej, filmowej wersji Księgi dżungli. Już w lipcu będzie go można zobaczyć na dużym ekranie, w żeńskim reboocie hitów z jego udziałem, czyli Ghostbusters. Pogromcach duchów oraz na małym, ponownie na kanale HBO, tym razem jednak w komediowej roli w serialu Wicedyrektorzy

Zobacz również: Vice Principals – Bill Murray w nowym teaserze serialu HBO

Od momentu debiutu w latach siedemdziesiątych ani nie zwalnia tempa, ani nie osiada na laurach, ani nie traci na charyzmie. Regularnie pojawia się w mniej lub bardziej udanych produkcjach, bez względu jednak na ostateczną jakość tych projektów, do jego ról nie sposób mieć zarzutów. Naturalność, niewymuszoność komizmu przemawiającego przez mimikę, gesty, ton głosu czy sposób bycia czyni go odpornym na upływ czasu, na zmieniające się gusta kolejnych pokoleń widzów. Po stokroć zabawniejszy od Jasia Fasoli, Louis de Funèsa, Leslie Nielsena i Jima Carreya razem wziętych, dał się także poznać od strony dramatycznej, kształtując obraz wszechstronności, warsztatu, ale i wrażliwości. Nie bez powodu bohater Woody’ego Harrelsona w Zombielandzie (2009) tak emocjonalnie zareagował na ignorancję pewnej nastolatki – nikt przecież nie ma wątpliwości, że Bill Murray żywą legendą jest. 😉

https://www.youtube.com/watch?v=3_h6xjoa6rM

Ilustracja wprowadzenia: The Murray Affair – mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?