„Listy do M. 2” – recenzja sequela przebojowej komedii romantycznej!

Czar świąt Bożego Narodzenia

„Listy do M. 2” okazały się jedną z najbardziej zaskakujących produkcji ostatnich lat. Film w reżyserii Mitja Okorn znanego wówczas jedynie z serialu „39 i pół” stał się niewątpliwym przebojem, zyskując zarówno uznanie wśród krytyków, jak i ludzi. Polska odpowiedź na produkcję Richarda Curtisa pt. „To właśnie miłość” pozwoliła kinomanom oderwać się na całe dwie godziny od rzeczywistości i zanurzyć w świat świątecznej Warszawy, gdzie spełniają się sny i marzenia, a problemy, zresztą tylko chwilowe, uszlachetniają ludzi, którzy po przykrych doświadczeniach odnajdują w życiu cel, a także szczęście i spełnienie. Po upłynięciu czterech lat (kontynuacja pojawiła się w kinach niemalże w tym samym czasie, co poprzedniczka, czyli w pierwszej połowie listopada), twórcy zapraszają widzów na drugie spotkanie ze znanymi bohaterami pierwowzoru, przedstawiając tym samym ich dalsze dzieje. Niech Was nie zdołuje więc za oknem listopadowa, deszczowa pogoda i niska temperatura, ponieważ święta Bożego Narodzenia tuż-tuż, a produkcja Macieja Dejczera to doskonała okazja, aby wprawić się w świąteczny nastrój, zapewnić sobie odrobinę radości z życia i szeroki uśmiech na twarzy, a co najważniejsze przywrócić wiarę w miłość, przyjaźń i ludzką dobroć. Dacie się zatem kolejny raz ponieść magii ośnieżonej Warszawy?

„Listy do M. 2” skrupulatnie kontynuują znane z pierwowzoru historie. Akcja obrazu osadzona jest cztery lata po wydarzeniach z jedynki (dokładnie tyle samo trwał okres produkcji filmu, co w dużym stopniu przekłada się na realność dzieła, pod którym pojęciem rozumiem tutaj zmiany w Warszawie oraz wyglądzie aktorów), dzięki czemu widzowie mogą zobaczyć, w jaki sposób podjęte przez bohaterów w poprzedniczce decyzje wpłynęły na ich współczesne życie, a te w przypadku poszczególnych rodzin uległo drastycznej zmianie. Na ekranie zatem ponownie pojawią się m.in.: wstydliwy radiowiec Mikołaj Konieczny wraz z jego synkiem Kostkiem oraz dziewczyną Doris; niepoprawny i niezmienny Mel; przeżywająca rozstanie familia Lisieckich; a także Małgorzata, Wojciech i ich adoptowana córeczka Tosia, których spotkało wielkie nieszczęście. Ponadto twórcy obrazu nie zapomnieli również o wzbogaceniu swojej produkcji poprzez dodanie kilku nowych bohaterów. Tym razem są nimi zakręcona Magda, która podczas wizyty w Warszawie wpada na swojego niedoszłego chłopaka Redo oraz mały Antoś z całą jego rodziną. Podobnie zatem jak w pierwszej części, mamy do czynienia z fabułą stanowiącą mieszaninę na pozór niepowiązanych ze sobą historii, które z rozwojem akcji zaczynają się wzajemnie przeplatać, dążąc do zaskakującego i optymistycznego rozwiązania. Twórcy doskonale zapamiętali wszystkie rozpoczęte i niekiedy niezakończone w pierwszej części wątki, co w dużej mierze przekłada się na dobrą ciągłość i płynność produkcji; znając końcówkę jedynki, bez problemu możemy domyślić się początku dwójki. Cieszy również fakt, że w produkcji niemalże od pierwszych minut można się bez problemu odnaleźć – dotyczy to zarówno kinomanów, którzy oglądali pierwowzór, jak i tych, co dopiero zdecydują się na swoją przygodę z „Listami do M”.

Listy do M. 2 (1)

Sam scenariusz sequela prezentuje podobny poziom do pierwszej części, a nawet pod niektórymi względami znacznie go przewyższa. Pierwsze, co rzuca się w oczy podczas seansu, to znacznie dojrzalsze historie. Poprzednio mieliśmy do czynienia przede wszystkim z romantycznymi opowiastkami o miłości przedstawionej pod różnymi postaciami. Tym razem produkcja charakteryzuje się słodko-gorzkim wydźwiękiem. Dalej mamy do czynienia ze świąteczną opowieścią z przezabawnymi elementami komediowymi (wystarczy przytoczyć tutaj rewelacyjnego Tomasza Karolaka w roli Mela oraz Macieja Stuhra jako niezastąpionego Mikołaja Koniecznego), jednakże w przeciwieństwie do pierwowzoru, gdzie pojawiające się problemy były jedynie delikatnie nakreślone, w drugiej części zostały oczyszczone z przykrywającego ich śnieżnego puchu i wydobyte na pierwszy plan. Historie są mniej romantyczne, w wielu przypadkach przybierają dramatycznego posmaku, co niezgodne jest z reklamową maksymą:Komedia jeszcze bardziej romantyczna. Na szczególną uwagę zasługują wątki rodziny Antosia oraz Małgorzaty. Obie opowieści poruszają nad wyraz ciężkie, jak na komedię romantyczną tematy. Szkoda, że zostały w filmie przedstawione zbyt powierzchownie; scenarzyści mieli ogromne pole do popisu – mogli przekazać coś naprawdę ważnego, a skończyli tylko na ukazaniu problemu. Warto też zaznaczyć, że tym razem to nie historia Mikołaja Koniecznego, który był niejako głównym bohaterem pierwszej części, prowadzi omawiany film. Twórcy oddali stery w kontynuacji Magdzie. Jej opowieść jest znacznie mniej romantyczna niż Mikołaja i Doris, ale nadrabia to elementami humorystycznymi. Jak możecie więc zauważyć, sequel został zrealizowany zgodnie z przyjętym w pierwowzorze schematem. Przedstawione przez twórców historie są nadal zabawne, romantyczne oraz pełne ciepła, jednak tym razem wyraźnie postawiono nacisk na ukazanie pewnych wartości – miłości, przyjaźni, rodziny, a także określonych zjawisk w społeczeństwie. Wszystkie są równo absorbujące i każda opowiada o innym problemie. Oczywiście nie udało się uniknąć zapożyczeń z pierwszej części – niektóre opowieści wydają się trochę zbyt podobne, mimo to, zastosowane powielenia zupełnie nie przeszkadzają w seansie. Należy też wspomnieć o dużej naiwności całej fabuły, jednakże „Listy do M. 2” to nie filozoficzny wykład na temat zachowań międzyludzkich, tylko prosta świąteczna produkcja. Poza tym wyobrażacie sobie wigilijną opowieść bez dobrego zakończenia? Co z tego, że naiwne i mało prawdopodobne, skoro jest przy tym pokrzepiające i wzruszające, a ponadto stanowi doskonałą klamrę zamykającą wszystkie opowieści; idealne posumowanie filmu? Przecież obrazy nie muszą być realistyczne, aby mogły nam coś przekazać. Ponadto, jeśli mogą umilić nam czas i zapewnić uśmiech na twarzy, to drobne niedociągnięcia oraz przekłamania można scenarzystom wybaczyć.

Listy do M. 2 (3)

Mimo swojej prostoty i naiwności, „Listy do M. 2” to produkcja, która potrafi wzruszyć i skłonić do refleksji. Za poczynaniami większości bohaterów stoi przecież miłość w różnej postaci, a święta Bożego Narodzenia to pretekst do podjęcia przez nich odpowiednich kroków w celu realizacji swoich skrytych pragnień. Łatwo szydzić z miłość, wypominać jej naiwność, a także twierdzić, że jest przyczyną różnych złych rzeczy. Z drugiej strony trudno jednak zaprzeczyć, iż dzięki niej chce się żyć, walczyć dalej, podnosić się, gdy raz za razem upadamy. Sprawia, że jesteśmy lepszymi ludźmi. Taki właśnie przekaz można wydobyć z nowej produkcji Macieja Dejczera, która bez cynizmu oraz przesadnej cukierkowości stara się przedstawić wartość wspomnianego uczucia oraz świat Bożego Narodzenia.

Listy do M. 2 (2)

Niezaprzeczalną zaletą produkcji jest piękna sceneria przykrytej śniegiem Warszawy, która w akompaniamencie genialnego soundtracku buduje niezwykły klimat. Atmosfera świąt udziela się widzom już w pierwszych sekundach seansu, podobnie zresztą było w przypadku pierwszej części. Przystrojona świątecznymi ozdobami Arkadia, ośnieżone domy i ulice, a do tego lekkie utwory dobiegające do ucha – Boże Narodzenie, jak malowane. Jedyne, co przeszkadza w tym zjawiskowym i pełnym świątecznej magii i uroku obrazku, jest nagminne lokowanie produktów, które po pewnym czasie może się stać dla kinomanów nad wyraz męczące. Dopełnieniem „Listów do M. 2” jest stojące na przyzwoitym poziomie aktorstwo. Po seansie najbardziej zapadli mi w głowę komiczny Tomasz Karolak w roli nieokrzesanego mikołaja, zakręcona i urocza Magdalena Lamparska jako Magda oraz nie do zdarcia Agnieszka Dygant wcielająca się w Karinę Lisiecką. Tym razem obraz należał tylko do nich i mogę śmiało powiedzieć, że naprawdę przyjemnie mi się ich na ekranie oglądało. Reszta pochowała się w cieniu rzeczonej trójki, jednak trudno im cokolwiek zarzucić.

Listy do M. 2 (4)

„Listy do M. 2” to do bólu naiwna, do bólu romantyczna i do bólu świąteczna produkcja. Jednak czy stanowi to problem? Czasem potrzebujemy prostych, niezobowiązujących i relaksujących historii, chociaż tym razem z małą łyżeczką dziegciu. Filmów, które pozwolą nam marzyć i śnić, które przywrócą wiarę w wartość miłości i przyjaźni, a także zaszczepią w nas ducha i czar świąt Bożego Narodzenia. Jakby nie patrzeć, każda okazja oderwania się od rzeczywistości jest we współczesnym świecie pełnym trosk i problemów na wagę złota. A mówiąc szczerze, któż z nas nie chciałby przeżyć przygody, w której marzenia się spełniają, miłość czeka za rogiem, a każdą złą decyzję można w porę naprawić i uzyskać przebaczenie. Nie należy się tego wstydzić, bo wszyscy mamy prawo śnić o lepszym świecie. W tym tkwi piękno i urok produkcji Macieja Dejczera. Jego film daje nam to, czego wszyscy pragniemy, ale boimy się otwarcie do tego przyznać, czyli ciepła, radości, spełnienia, uczucia bycia potrzebnym i ważnym dla kogoś, a zgrabnie podsumowując jednym słowem – szczęścia.

„Listy do M. 2”, reż. Maciej Dejczer – ocena Movies Room to: 65/100

Listy do M. 2

Redaktor

Miłośnik kina akcji lat 80., produkcji młodzieżowych oraz wysokobudżetowych filmów przygodowych, fantasy i science-fiction. Widz szczególnym podziwem darzący oldskulowe animacje, a także pełne magii i wdzięku obrazy Disneya. Ukończył Politechnikę Gdańską i z wykształcenia jest specjalistą w dziedzinie szeroko pojętej chemii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?