Pomimo szeregu nie mniejszych sukcesów artystycznych oraz współpracy z największymi reżyserskiego panteonu świata filmu, aktor odnotował też w swojej karierze parę niezapomnianych wpadek. Nie sposób przejść obok nich obojętnie i nie ma się w sumie czemu dziwić. Johnny Depp to od wielu już lat jedno z najgorętszych nazwisk Hollywoodu, a oczekiwania wobec kunsztu i warsztatu jego ekranowych popisów zawsze są bardzo wysokie.
NAJLEPSZE ROLE
Edward Davis Wood Jr. – „Ed Wood” (1994), reż. Tim Burton
Podobnie jak w przypadku „Paktu z diabłem”, na planie biograficznego komediodramatu „Ed Wood” Depp stał się bohaterem, którego grał. I to bohaterem nie byle jakim, bo tytułowym Edwardem Davisem Woodem Jr. – według wielu, najgorszym reżyserem wszech czasów. W wywiadzie z października 1994 roku aktor wyznał, że przed przyjęciem roli odczuwał apatię i znudzenie. Występ u Tima Burtona ożywił w nim miłość do aktorstwa i da się to zauważyć na ekranie. Szaleńczą mimiką twarzy oraz ekstrawertyczną choreografią ciała Depp doskonale oddał ekscentryzm Wooda, znanego z niezdrowego, choć urzekającego optymizmu. Nie widzimy w tym filmie Deppa, widzimy Wooda – niemal we własnej osobie. „Ed Wood” dowiódł, że Depp to aktor uniwersalny, zwinnie balansujący między dramatem a komedią.
Sir James Matthew Barrie – „Marzyciel” (2004), reż. Marc Forster
Najbardziej uduchowiona kreacja w karierze Deppa, nie bez powodu wyróżniona nominacjami do Oscara oraz Złotego Globu. „Marzyciel” to quasibiografia twórcy „Piotrusia Pana”, z której dowiadujemy się, kto zainspirował powstanie jednej z najsłynniejszych powieści dla dzieci. Znakomicie spisuje się cała obsada filmu, nad Dustinem Hoffmanem czy Freddiem Highmorem dominują jednak Depp i Kate Winslet. „Chemia” między parą aktorów zachwyca bezpretensjonalnością, a intensywność ich występów dostaje się głęboko pod skórę. „Marzyciel” jest jednym z tych filmów, które nie chcemy, by dobiegły końca – to opowieść o odnajdywaniu nadziei, siły i inspiracji w najgorszym czasie i miejscu, a przy tym elektryzujące love story. Duża w tym zasługa Deppa oraz jego ekranowej towarzyszki, których role same w sobie są przesłaniem: życie jest takie, jakim je sobie napiszemy, wystarczy marzyć.
Zobacz również: Johnny Depp nie może być sam. Powstała petycja o usunięcie Amber Heard z obsady Aquamana 2
Edward Nożycoręki – „Edward Nożycoręki” (1990), reż. Tim Burton
Pierwsza współpraca Johnny’ego Deppa i Tima Burtona okazała się jednym z największych sukcesów dla obydwu. W przypadku Deppa imponuje już sama energia: żmudne przygotowania kostiumu oraz make-upu nożycorękiego bohatera każdorazowo zajmowały bite dwie godziny, a aktor poruszał się po planie niczym gazela. Bardziej niż gimnastyka Deppa imponują jednak jego predyspozycje aktorskie. Właśnie „Edwardem…” Depp miał okazję po raz pierwszy dowieść, że jest więcej niż bożyszczem nastolatek. Tytułowy bohater to w końcu indywiduum skomplikowane i niejednoznaczne: pełen lęku, radości, niewinności, ale też nieokrzesania, bywa bohaterem oraz antybohaterem – herosem i ofiarą. „Edward Nożycoręki” to sztandarowe dzieło Burtona, a jego niezwykła postać centralna jest jednym z najjaśniejszych punktów filmografii Johnny’ego Deppa.
Kapitan Jack Sparrow – seria „Piraci z Karaibów” (2003–2011)
Chyba nie sądziliście, że pominiemy tę rolę? Dla wielu nazwisko Deppa to synonim imienia Jack Sparrow. Działa to na szczęście w dwie strony, a Sparrowa w żadnym wypadku nie mógłby odegrać ktokolwiek inny niż dotychczasowy odtwórca. Sukces i popularność noszącego ostry make-up międzymorskiego kapitana wiąże się z brawurą Deppa, któremu udało się wykreować najoryginalniejszego, ale też najinteligentniej zabawnego pirata w historii kina.
Kochamy cię, Jack!
Honorable mention: Gilbert Grape – „Co gryzie Gilberta Grape’a” (1993), reż. Lasse Hallström; Raoul Duke – „Las Vegas Parano” (1998), reż. Terry Gilliam
NAJGORSZE ROLE
Barnabas Collins – „Mroczne cienie” (2012), reż. Tim Burton
Barnabas Collins, dwustuletni wampir uwolniony z trumny po dekadach katuszy, to bohater absolutnie niewydarzony. Dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie jest sporo. Nade wszystko razi jednak nadinterpretacja postaci przez Deppa, który podejmuje jedną niesłuszną decyzję odnośnie swojej kreacji za drugą. Z płytkiego i marnie rozpisanego antagonisty chce uczynić dostojnego krwiopijcę jak z „Zagadki nieśmiertelności”. Bardziej niż jak czarny charakter z prawdziwego zdarzenia Barnabas jawi się jednakże jak „czarny charakter” rodem z seriali dla juniorów z lat 90. Gorący temperament i ekranowa wylewność, choć zawsze są siłą kunsztu aktora, w „Mrocznych cieniach” biją po oczach głupotą. Collins to jak dotąd najbardziej niezdarna kreacja w długiej przecież karierze Johnny’ego Deppa.
Tonto – „Jeździec znikąd” (2013), reż. Gore Verbinski
Dla wielu już sam wybór Deppa do roli rdzennego Amerykanina okazał się niewypałem. Jest w tym pewna słuszność. Choć wielu aktorów o tubylczych korzeniach mogłoby jako Tonto sprawdzić się doskonale, udział w „Jeźdźcu znikąd” w udziale przypadł Deppowi, który z reżyserem Gorem Verbinskim nakręcił trzy kasowe filmy z serii „Piraci z Karaibów”. Niestety, problem występu Deppa w danym projekcie to nie tylko błąd castingowy. Jak zauważyli krytycy, kreacja aktora jest wtórna i wypruta z jakiejkolwiek oryginalności, a sam Depp sprawia we własnej (wszechogarniającej) monotonii wrażenie na wpół żywego. Jeśli chcecie poświęcić grubo ponad dwie godziny swego czasu Johnny’emu w mocnym makijażu, powtórzcie którąkolwiek odsłonę „Piratów…” – Jack Sparrow jest stokroć bardziej przebojowy niż Tonto.
„Honorable” mention: występ cameo – „Freddy nie żyje: Koniec koszmaru” (1991), reż. Rachel Talalay; Sam – „Benny i Joon” (1993), Jeremiah S. Chechik