Jako że pierwszy odcinek Genezy poświęcony był Batmanowi, logicznym posunięciem jest nakreślenie jego totalnego przeciwieństwa – Człowieka ze Stali. Superman znany jest chyba każdemu, kto jako tako funkcjonuje w dzisiejszym społeczeństwie. Należy do nieodłącznych elementów współczesnej popkultury. Nawet Ci, którzy od komiksów i całej otoczki z nimi związanej trzymają się z daleka, chociaż w pewnym zarysie będą wiedzieli, o kogo chodzi. I nie ma się co dziwić – to w końcu archetyp superbohatera. Zatem choć wielu osobom dziś wydaje się już być nieco anachroniczny, wspomnienie jego historii jest wręcz nieodzowne w kontekście całej historii komiksu. W tym odcinku poświęcę mu zatem nieco miejsca, rzucając światło na wybrane przez siebie zagadnienia związane z jego genezą.
Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale pierwotna wersja Supermana to złoczyńca, z bohaterem jakiego znamy dzielący tylko wspólne imię. W roku 1933 Jerry Siegel i Joe Shuster stworzyli na łamach swojego fanzinu – Science Fiction – „The Reign of the Superman”. Sama idea pochodzi bezpośrednio od filozofii Friedricha Nietschego. Opierając się na zawartej w „Tako rzecze Zaratustra” idei Übermenscha (Nadczłowieka), powołali do życia historię Billa Dunna, zwykłego człowieka, który został poddany eksperymentom przez szalonego naukowca, w efekcie zyskując ogromne moce telepatyczne. Ten Superman jest postacią z gruntu złą, chce wykorzystać swe niemal nieograniczone moce, aby zagarnąć cały świat. Łysy mężczyzna, w zwyczajnym ubraniu, który nie ma nic wspólnego z byciem superherosem – bardzo możliwe, iż nawet sami twórcy nie spodziewali się, kto narodzi się z tej persony już pięć lat później.
Zobacz również: [SPOILER] „Batman v Superman”: Zack Snyder tłumaczy zakończenie filmu!
W 1938 roku, w „Action Comics vol. 1 #1”, Siegel z Shusterem dokonali zupełnego zwrotu, jeżeli chodzi o koncepcję tej postaci. Pozostawili jego potęgę (a nawet pod pewnymi względami ją zwiększyli), diametralnie zmieniając jego charakter. Stał się obrońcą uciśnionych, gotowym zawsze wesprzeć tych, którzy są w potrzebie. Co więcej, nie pochodził już nawet z Ziemi, tylko ze znajdującej się gdzieś w odległej galaktyce planety Krypton. Jeden z naukowców – Jor-L (w późniejszych wersjach będzie to jego ojciec, Jor-El), świadom zbliżającej się apokalipsy swojego świata, ratuje swojego syna Kal-La (potem Kal-Ela), wysyłając go w kosmos w rakiecie. Interesującą kwestią jest to, że w pierwszych komiksach młody Clark Kent nie wychowuje się na farmie pod okiem kochających rodziców, tylko w sierocińcu.
Zobacz również: Jeszcze więcej Batmana w „Legonie Samobójców”?
Patrząc na Supermana w swoich pierwszych latach, warto jest nie spuszczać z oczu kontekstu historycznego. W latach 30. heros rozwiązywał w głównej mierze współczesne problemy USA, związanych m.in. z wysokim poziomem przestępczości czy korupcji. Odnotować należy, iż musiało minąć nieco czasu, nim przeciwko Kryptończykowi do boju stawać zaczęły zastępy wrogów obdarzonych nadprzyrodzonymi zdolnościami. Znaczenie to niemałe, bowiem znakomicie ukazuje, że Superman był swojego rodzaju ukojeniem dla swojego kraju. Należał do czynników umacniających „amerykański sen”, tak bardzo płytki z powodu ciągle nawarstwiających się konfliktów. Gdy zaś wybuchła II wojna światowa, szybko dołączył do szerokiego grona superbohaterów, których wizerunki wykorzystywano do propagandy. U Supermana zaczęło się to, rzecz jasna, z dużym hukiem, gdyż od razu zdążył „pojmać” Hitlera ze Stalinem, do czego zresztą wystarczyły mu zaledwie dwie strony komiksu pt. „What if Superman Ended the War?”. Nawet w późniejszych czasach, po wielkich konfliktach świata, Superman nigdy nie przestał być ważnym symbolem dla Ameryki. Niemal niezwyciężony, szlachetny heros, przywodzący na myśl mitologicznych półbogów zawsze w pewien sposób reprezentował ideały tamtejszego społeczeństwa.
Zobacz również: Geneza superbohatera #1 – Batman
Z biegiem czasu i wraz z rozwojem kolejnych herosów, podejście do Supermana zaczyna być coraz bardziej chłodne. W przeciwieństwie do chociażby Batmana, Człowiek ze Stali nie jest w stanie iść tak dobrze z duchem czasu, nadążając za kolejnymi, coraz bardziej skomplikowanymi – szczególnie od strony psychologicznej – superbohaterami. Jakby tego było mało, w zasadzie każda kolejna jego inkarnacja po 1945 roku była coraz potężniejsza i wprost proporcjonalnie łagodniejsza. Dziwnie to brzmi, gdy się pomyśli, że pierwsze jego wersje nie potrafiły nawet latać. Wśród komiksów z mającymi problemami, coraz bliższymi ludziom protagonistami Superman wydaje się dziś być zupełnie niezbalansowany i po prostu nazbyt jednowymiarowy, a nade wszystko jego półboska koncepcja w tym wypadku bardziej ciąży niż pomaga – ludziom bowiem tym trudniej się z nim utożsamić. Dlatego też czymś ciekawszym wydaje się samo zagadnienie genezy Supermana. W końcu sam jego exodus z ginącej planety to przeniesiona w przestrzeń kosmiczną historia Mojżesza. Niezłą, choć nie zawsze idącą w parze z jakością, próbą był mający sporą popularność serial „Tajemnice Smallville”, gdzie obserwujemy dorastającego Clarka Kenta. Okazuje się także, że znacznie lepiej niż wersja kanoniczna prezentować się może ta alternatywna – starcy wspomnieć o rewelacyjnym komiksie „Superman: Czerwony Syn”, który w 2015 został wydany w naszym kraju przez Egmont Polska. Opowiada on o sytuacji, w której przyszły Człowiek ze Stali zamiast na farmę Kentów, dotarłby na tereny Związku Radzieckiego. Konkludując, Superman może nie jest uniwersalnym, działającym perfekcyjnie w każdym okresie superbohaterem – głównie przez wzgląd na to, że zawsze w pewnym stopniu pozostanie anachronicznym pomnikiem – ale za to ma więcej niż solidne „origin story”, które bez przeszkód można na nowo interpretować.
Ilustracja wprowadzenia – materiały prasowe