Powrót do przeszłości – Recenzja filmu „Zoolander” (2001)

Środowisko modelek, modeli i projektantów mody to od zawsze wdzięczny temat do żartów. Kiedy jedni żyją nowymi trendami, pokazami i kolekcjami, inni wyśmiewają ten sztucznie pompowany świat, a także próżność i głupotę jego przedstawicieli. Zgrabnie wykorzystał to chociażby Filip Chajzer w swoim reportażu obnażającym ignorancję ludzi mieniących się ekspertami od szeroko pojętego stylu. Na długo przed nim, bo już w 2001 roku, o wiele mniej subtelnie zrobił to Ben Stiller w swoim filmie „Zoolander”, którego sequel lada moment zagości w polskich kinach.

Tytułowy bohater, Derek Zoolander, to pozostający na fali model, który wprawdzie robi karierę, ale jest uważany za totalnego jełopa, zresztą całkowicie zasłużenie. Któregoś dnia ktoś wpada na diaboliczny plan zmanipulowania naszego poczciwego modnisia i wykorzystania go do popełnienia zbrodni – zamordowania premiera Malezji. Z pomocą Derekowi przyjdzie piękna dziennikarka Matilda (Christine Taylor) i jego największy konkurent z wybiegu – Hansel (Owen Wilson).

Pretekstowa fabuła to oczywiście stały element tego typu filmów, kręconych wyłącznie ku uciesze gawiedzi żądnej prostackiego i głupkowatego humoru. I to jeszcze byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że „Zoolander” po prostu nie jest śmieszny. Chociaż Ben Stiller (tu w roli głównej oraz na stołku reżysera) robił co mógł, podobnie jak partnerujący mu Owen Wilson, z karykaturalnych postaci uosabiających modowy rynek nie udało się wykrzesać wiele. Zabawne żarty można dosłownie policzyć na palcach jednej ręki – cała reszta to krzyki, wygłupy i niezbyt mądre miny.

„Zoolander” jest pusty jak świat, z którego się nabija, co z jednej strony wygląda na całkiem sprytne założenie twórców, z drugiej kompletnie nie sprawdza się jako uzasadnienie dla tego prawie półtoragodzinnego seansu. Nie ma tu scen, które zapadają w pamięć, jest za to festiwal nietrafionych lub niezrozumiałych dowcipów.

Docenić wypada natomiast całą masę gwiazd show-biznesu, kina, mody czy polityki, które przewijają się przed kamerą. Oprócz epizodycznych ról Milli Jovovich, Davida Duchovnego czy Johna Voighta, wprawne oko widza zauważy m.in. Donalda Trumpa, Christiana Slatera, Cubę Goodinga Jra, Natalie Portman, Lenny’ego Kravitza, Paris Hilton, Gwen Stefani, Davida Bowie, Freda Dursta, Billy’ego Zane’a czy Karla Lagerfelda. A to tylko wycinek wszystkich cele brytów, którzy pojawili się na ekranie.

Ostrze satyry, aby spełniło swoją rolę, musi być celne i niestępione. W tym przypadku niestety tak nie jest. Chociaż trudno nie zauważyć, że potężna dawka kiczu została tutaj wpompowana celowo, nie można usprawiedliwić faktu, że „Zoolander” to po prostu bardzo kiepski film.

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?