Amerykański przemysł filmowy, a konkretnie ten w Hollywood, miał swoją złotą erę wiele lat temu. Powstawały wtedy niezwykłe dzieła zaliczane dziś do absolutnej klasyki. Ale i inny odłam kina zza wielkiej wody miał swój własny rozdział, niemniej ważny, a mianowicie filmy rysunkowe, czyli kreskówki, które też kilkadziesiąt lat temu przeżywały swój „złoty wiek amerykańskiej animacji”. Myszka Miki, Królik Bugs, Woody Woodpecker – te i wiele innych niezapomnianych postaci powstało właśnie wtedy. Czasy te przypadały na okres od 1928 roku do późnych lat 60., a więc identycznie jak w przypadku filmów fabularnych. Ten artykuł poświęcam produkcjom spod szyldu Warner Bros., a ściślej mówiąc najbardziej ich znanej serii „Looney Tunes”.
Na znane u nas jako „Zwariowane melodie” składały się „Looney Tunes” i „Merrie Melodies”. Od pewnego momentu nie było między tymi seriami różnic, ale warto cofnąć się do początków. W 1929 roku Warner Bros. zaskoczone sukcesem filmów rysunkowych z Myszką Miki podjęło się produkcji własnych kreskówek mogących promować muzykę z biblioteki wytwórni i konkurować z Disney’em (nazwa „Looney Tunes” to odpowiednik „Disnejowskich” „Silly Symphonies”). Pierwszą z nich była „Sinkin’ In the Bathtub” z maja 1930 roku, w której pojawiła się postać Bosko – potem można go było oglądać jeszcze w 38 innych produkcjach. Tak wygląda to oficjalnie, bo w maju 1929 roku powstał prawdziwy pierwszy film „Bosko, the Talk-ink Kid”, który nie był znany szerokiej publiczności aż do roku 2000.
https://www.youtube.com/watch?v=pgmIjmH1YJA
W 1931 roku wystartowały bliźniacze „Merrie Melodies” produkowane przez Harman-Ising Productions, podlegające pod Leon Schlesinger Productions (odpowiedzialne za „Looney Tunes”), które z kolei zmieniło się w 1944 roku w Warner Bros. Cartoons. Pierwszy film sygnowany przez „Merrie Melodies” to „Lady, Play Your Mandolin!” wprowadzający postać Foxy’ego, pochodnego Myszki Miki. Od 1934 „Merrie Melodies” zaczęły być produkowane w Technicolorze, choć „Looney Tunes” pozostały czarno-białe aż do 1943 roku. To wtedy obie serie stały się od siebie nie do odróżnienia za wyjątkiem innej czołówki. A po co w ogóle było „Merrie Melodies” skoro tak bardzo pokrywało się z „Looney Tunes”? Był to wymysł wytwórni – Leon Schlesinger, najważniejszy „kreskówkowy” producent w studiu miał pod sobą zespół odpowiedzialny za „Looney Tunes”, a po sporym sukcesie tej serii, włodarze Warner Bros. nakazali stworzyć mu bliźniaczy cykl z druga ekipą, który… notabene nie wnosił niczego nowego. „Merrie Melodies” też promowały piosenki z filmów fabularnych wytwórni, i tez były krótkometrażówkami puszczanymi w kinach jako dodatek do produkcji pełnometrażowych. Oprócz tego, że szybciej pojawiły się w kolorze, to były to głównie „jednorazówki”, tzn. jeden główny bohater miał swój jeden film – odwrotnie niż w „Looney Tunes”. Z czasem, tak jak wspomniałem, te różnice zaczęły zanikać.
https://www.youtube.com/watch?v=7s21gNbCYXk
Bohaterów pokazywanych w „Warnerowskich” produkcjach było bardzo dużo, trudno wybrać jakieś konkretne do scharakteryzowania pomijając inne równie ważne, więc zaprezentuję Wam listę głównych postaci, wraz z rokiem ich debiutu:
Królik Bugs – „Porky’s Hare Hunt” (1938) jako Happy Rabbit, od 1940 roku i „Gonić króliczka” jako Bugs
Kaczor Daffy – „Porky’s Duck Hunt” (1937)
Prosiak Porky – „Nie mam kapelusza” (1935)
Elmer Fudd – “Aparat fotograficzny Elmera” (1940)
Tweety – “Bajka o dwóch kotkach” (1942)
Kot Sylwester – “Kuracja Smarkasia” (1939) jako “prototyp”, “Życie lekkie jak piórko” (1945) jako Sylwester
Yosemite Sam – “Królik cyngiel” (1945)
Kurak Leghorn – “Jastrząbek szuka czegoś na ząbek” (1946)
Marsjanin Marvin – “Nieziemski królik” (1948)
Skunks Pepé Le Swąd – “Kociak i jego odorator” (1945)
Speedy Gonzales – “Cat-Tails for Two” (1953) jako “prototyp”, “Speedy Gonzales” (1955) jako Speedy
Diabeł Tasmański – “Devil May Hare” (1954)
Wiluś E. Kojot i Struś Pędziwiatr – „Szybki i wściekło-włochaty” (1949)
Każdy z tych bohaterów ma swoje wyjątkowe cechy, ale łączy ich jedno – wszystkim głos podkładał Mel Blanc, legenda dubbingu i postać na tyle interesująca, że doczekała się już własnego artykułu na naszym portalu.
Od roku około 1942 kreskówki Warner Bros. znacznie przebiły popularnością produkcje Disney’a i utrzymały się na szczycie aż do schyłku „złotej ery”, czyli ponad dwadzieścia pięć lat. Nie brakło też nagród, nawet tych najważniejszych, czyli Oscarów. Statuetkę dla najlepszego krótkometrażowego filmu animowanego zdobyły „Łakomy kąsek” (1947), „Kuszący powiew milości” (1949), „Speedy Gonzales” (1955), „Birds Anonymous” (1957) i „Knighty Knight Bugs” (1958), a jeszcze kilkanaście innych nominowano. Natomiast „What’s Opera, Doc” (1957), „Duck Amuck” (1953), „Porky in Wackyland” (1938) i „One Froggy Evening” (1955) zostały dodane do listy „National Film Registry” Biblioteki Kongresu USA.
W ramach ciekawostki podam, że w kilku filmach pojawiały się prawdziwe postacie, m.in. popularna ówczesna piosenkarka Carmen Miranda, Humphrey Bogart (jako Humphery Bogart lub Bogey Gocart), Lauren Bacall (jako Laurie Bee Cool), a nawet… Adolf Hitler – w kreskówkach wspierających amerykańską armię. Jeden z moich ulubionych epizodów to „Zręczny królik” z 1947 roku, który jest 8-minutową parodią. Całość rozgrywa się w „The Mocrumbo”, które odnosi się do modnego nocnego klubu Mocambo, a w trakcie oglądania wprawne oko dostrzeże oprócz Bogarta i Carmen Mirandy również Sinatrę, Ray’a Millanda i Groucho Marxa.
W 1969 roku nastąpił tymczasowy koniec – „Injun Trouble” z Cool Cat’em zakończyło erę „Zwariowanych melodii” jak i innych konkurencyjnych kreskówek pokazywanych w kinach – wszystko przez rosnące koszty produkcji i znaczną popularność animowanych seriali emitowanych w telewizji. Warner Bros. Cartoons zamknięto i reanimowano dopiero dekadę później jako Warner Bros. Animation. Kolejna krótkometrażówka ujrzała światło dzienne w 1988 roku („Noc żywej kaczki”).
Od tamtego czasu popularność Bugsa i spółki jednak nie słabnie, bohaterowie dostali swoje własne seriale, były wznowienia, reprodukcje, spin-offy i wiele innych, raz udanych raz mniej produkcji (akurat mile wspominam aktorski „Kosmiczny mecz” z Michaelem Jordanem). Choć „Zwariowane melodie” raczej nie odejdą w zapomnienie, to ich czasy świetności też nie powrócą. Teraz to tylko odgrzewane kotlety – owszem, oglądalnośc nadal jest spora, a na bohaterach kreskówek wychowują się kolejne pokolenia dzieci, to jednak nie jest to już to samo, co produkcje klasyczne. Z pomocą przychodzą kolekcje DVD i internet, dzięki któremu po kilku kliknięciach możemy cofnąć się o ponad pół wieku i zanurzyć w świecie najlepszych czasów „Looney Tunes” i „Merrie Melodies”. Przez 40 lat powstało ponad tysiąc krótkometrażówek, więc jest co oglądać, do czego szczerze zachęcam!