Na pierwszy rzut oka: 7. sezon The Walking Dead

Bez zbędnych wstępów – The Walking Dead wróciło w wielkim stylu. Wiele osób miało pretensje po finale ostatniego sezonu, że twórcy zdecydowali się zostawić widzów w takiej niepewności, z oczywistą kalkulacją, że będą musieli obejrzeć kolejny odcinek, by dowiedzieć się, kto stał się ofiarą Negana (jest to nieco podobny zabieg, choć o mniejszym rażeniu, co Jon Snow w Grze o Tron). Jeśli jednak efekt będzie tak spektakularny, jak w tym przypadku, to myślę, że każdy sezon może się kończyć w ten sposób. The Day Will Come When You Won’t Be to chyba najlepszy epizod serialu do tej pory.

The Walking Dead season 7

Do historii wracamy niemal w tym samym momencie, w którym ją zostawiliśmy. Niemal, bo pierwsza rozmowa Negana z Rickiem ma miejsce już po egzekucji. To bardzo dobry pomysł, który wprowadza odpowiednie napięcie. Co ważne – rośnie ono wraz z rozwojem odcinka, który trzyma odbiorcę za gardło i nie pozwala się wyrwać. Twórcy robią więc z publicznością to, co Negan z Rickiem i jego grupą. Wszelkie próby oporu są bezcelowe i mogą tylko pogorszyć sytuację. Jak powiedział Negan – You can breathe, You can blink, You can cry. I chociaż nie każdy uroni łzę, to jednak mocne emocje będą towarzyszyć każdemu. Pierwszy odcinek siódmego sezonu The Walking Dead jest świetnie poprowadzony narracyjnie, nie ma tu nawet jednej zbędnej sceny (a wszyscy wiemy, że nie można tego powiedzieć o wielu epizodach tego serialu) i aż szkoda, że nie trwa dłużej. Nigdy nie sądziłem, że powiem to o tym serialu, ale w ogóle nie żałuję, że wcześniej wstałem, by obejrzeć dalsze losy Ricka i jego drużyny.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 3 sezon Black Mirror

Nie wygląda, by miały one być specjalnie wesołe w dalszej części sezonu, która z pewnością – to nieuniknione – będzie słabsza. Nasi bohaterowie jeszcze nigdy nie znaleźli się w tak trudnej sytuacji. Zwłaszcza Rick, który bazując na swoich dotychczasowych doświadczeniach mógł sądzić, że ze wszystkim da sobie radę. Wielką zaletą pierwszego epizodu jest to, że Negan bardzo szybko wyprowadza go z błędu. Zostaje to doskonale oddane przez Andrew Lincolna, który – co bardzo cieszy – wciąż potrafi wznieść się na wyższy poziom aktorstwa. Tutaj doskonale pokazuje zmianę, jaka stopniowo, wraz z upływem czasu, zachodzi w Ricku. Wie on, niezależnie od tego, co ewentualnie planuje, że po tym, co wydarzyło się przed chwilą nic już nie będzie takie samo. A z pewnością Rick nie będzie już tym człowiekiem, którego wszyscy znaliśmy.

The Walking Dead season 7

Pytanie, kto zginie wraz z premierą siódmego sezonu The Walking Dead nie było jedynym, co kazało wszystkim na nią czekać. Dla mnie znacznie ważniejszy był sam Negan, który już podczas swoich pierwszych dziesięciu minut zrobił na mnie ogromne wrażenie. Pierwszy epizod – jak i zapewne cały sezon – należy zdecydowanie do niego. Ledwie 56 minut czasu ekranowego wystarczyło do stworzenia pełnokrwistej, jednocześnie przerażającej i mającej nieodparty urok postaci, którą kocha się nienawidzić. I której nie da się nie podziwiać, bo konsekwencja, z jaką łamie ducha Ricka, tym samym podporządkowując sobie całą grupę musi robić wrażenie. Bez dwóch zdań może być to rola życia Jeffreya Dean Morgana – każdy jego grymas, każdy gest, sposób intonacji kolejnych kwestii jest dopracowany do perfekcji. Aktor bezbłędnie balansuje między luzem, pewnością siebie, robieniem niemal wszystkiego z uśmiechem na ustach, a bezwzględnością, całkowicie kontrolowanym szaleństwem – chociaż nie wiem czy to dobre słowo, bo Negan ani trochę nie sprawia wrażenia obłąkanego. I może właśnie to budzi największy strach. Rola Morgana to absolutne mistrzostwo (klękajcie narody) i osobiście byłbym skłonny już teraz wręczyć mu Złotego Globa.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 2. sezon DC’s Legends of Tomorrow – recenzja pierwszych dwóch odcinków

Wiele razy byłem bardzo bliski porzucenia The Walking Dead. Za każdym jednak razem twórcy sprawiali, że miałem na co czekać i chciało mi się oglądać kolejne odcinki. Tym razem nie muszą się już tak starać. Bo nawet jeśli kolejne epizody będą mieć głupie i niewiarygodne akcje, dłużyzny i idiotyzmy, to zawsze będzie można pocieszać się tym, że jest Negan. A dla niego warto przetrzymać wszystkie niedogodności.

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Przede wszystkim redaktor serwisu warszawa.ngo.pl. Do tego dziennikarz piszący o filmach i serialach dla wielu portali internetowych. Wszystkie recenzje można znaleźć na fanpage'u Cisza na planie. W ten sposób można się też ze mną skontaktować ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?