„Dying Light: Aleja koszmarów” to powieść, stanowiąca prequel do wydarzeń opowiedzianych w grze wrocławskiego Techlandu o tym samym tytule, która z początkiem zeszłego roku przebojem wdarła się na rynek i podbiła serca graczy, stawiając na karkołomne, aczkolwiek interesujące połączenie: żywe trupy i parkour. Książka Bensona to jednak osobna całość, a znajomość gry „Dying Light” nie jest obligatoryjna, by cieszyć się lekturą.
Akcja osadzona jest w tureckim Harranie, tuż przed Światowymi Igrzyskami Atletycznymi, które skupiają na sobie uwagę kibiców i mediów z całego świata. I tak zatłoczone i niebezpieczne uliczki staną się jeszcze bardziej zagrożone, kiedy w mieście pojawią się pierwsze przypadki tajemniczych zachorowań. Ludzie popadają w obłęd i dokonują potwornych zbrodni, tracą nad sobą kontrolę i zaczynają zachowywać się agresywnie wobec innych. Lekarze bezradnie rozkładają ręce, a władze Harranu nie chcą nawet słyszeć o odwołaniu imprezy, która może dać finansowego kopa regionalnej gospodarce.
Bohaterką powieści jest młoda i atrakcyjna, nastoletnia Mel Wyatt, która jest świetnym sportowcem i osiąga znaczące sukcesy w parkourze. Wraz z rodzicami przyjechała do Harranu, by wziąć udział w Igrzyskach. Pech chciał, że trafiła w sam środek tajemniczej epidemii, która w krótkim czasie zamieni miasto w arenę walki na śmierć i życie, gdzie pozostałe przy życiu niedobitki będą walczyć o przetrwanie.
Krótko mówiąc: Mel ma przekopane. Nie dość, że została ugryziona i z każdą kolejną godziną przestaje być sobą, to jeszcze musi odnaleźć swojego młodszego, autystycznego brata, który zaginął, a jego los pozostaje nieznany. Czy zdąży na czas odnaleźć antidotum? I czy okaże się ono skuteczne? Zegar tyka, zapada zmrok, a potwory robią się coraz agresywniejsze…
Za „Aleję koszmarów” odpowiada doświadczony amerykański autor, który nie tylko napisał wiele powieści o Jamesie Bondzie, ale znowelizował też wątki z gier takich jak „Metal Gear Solid”, „Splinter Cell” czy „Hitman”. Pisarz miał zresztą błogosławieństwo samego Techlandu, aby dopowiedzieć historię, która w grze nie jest tak rozwinięta, jak mogłaby być. Książkowy „Dying Light” to po prostu rzemieślnicza robota na zlecenie, ale wykonana całkiem sprawnie.
„Aleja koszmarów” to młodzieżowa, dynamiczna powieść z szokującym finałem i bohaterką, której nie powstydziłaby się seria „The Walking Dead”. Takich żywych trupów, jak w „Dying Light”, próżno szukać gdziekolwiek indziej, a klimat upalnego Harranu udzieli się czytelnikom tak bardzo, że będą musieli uważać, aby sami nie stali się ofiarami krwiożerczego wirusa. To prosta lektura, bez wielkiej głębi i z umiarkowaną dozą dramatyzmu, ale zapewniająca odpowiednią dawkę frajdy podczas czytania. Dla miłośników uniwersum znanego z gry Techlandu, jest to natomiast lektura obowiązkowa.