Guy Lawson – Rekiny wojny – recenzja

W piątek na ekrany kin wszedł film pt. Rekiny wojny, dziś jednak zajmiemy się książką, na której to postawie nakręcono ww. pozycję. Biorąc ją do ręki, jak zwykle spojrzałam na tył okładki, by przeczytać krótki opis „zachęcający”. Historia o trójce kumpli, którzy wyciągnęli od rządu USA paręset milionów dolarów i zrobili ich w, że tak powiem, konia? Brzmi nawet nieźle. Jednak – jak to mówią – zawsze musi być jakieś „ale”.

Będąc szczerą, spodziewałam się powieści fabularnej, tyle że opartej na faktach. Zamiast tego mamy typową literaturę faktu. Lawson szczegółowo opisuje większość wydarzeń, polityczne zwichrowania i zasady handlu bronią w USA – zwłaszcza przez rząd. Odkrywa systemowe dziury i ciemną stronę wojny w Afganistanie czy Iraku, a także niezbyt udaną politykę Busha, powiązania polityczno-mafijne, korupcję na wielu szczeblach. Nie jestem akurat politologicznym znawcą, jednak nawet bez znajomości albo z niewielką można zrozumieć, co się działo.

Co mnie najbardziej irytuje w głównie amerykańskich pozycjach, to na siłę wpisywanie wszelakich marek, nazw lokali itp. Przykład? „Po przyjeździe do domu Packouz nabił swoją nową elektroniczną fajkę wodną marki Volcano (…). Kolację miał zjeść w Sushi Samba, hipsterskiej azjatycko-latynoskiej knajpie specjalizującej się w kuchni fusion. (…) Akurat kiedy kelner stawiał przed nim chilijskiego węgorza morskiego marynowanego w paście miso (…)”. Dla mnie to jest za dużo, zwłaszcza że książka napisana szczegółowo, dokumentalnym stylem, z dużą ilością wojskowych i politologicznych terminów. To, co palili czy co i gdzie jedli główni bohaterowie, nie ma dla mnie znaczenia i kojarzy mi się z amerykańskimi książkami dla nastolatków.

Książka była promowana jako „historia o fortunie i imprezach”… Mówiąc szczerze, to ja tych imprez naliczyłam parę, i to jeszcze wspomnianych bardzo pokrótce. Zaś co do fortuny, to chyba właśnie widać ją w tych amerykańskich wyliczeniach. Tekst z tylniej okładki powinien brzmieć raczej „historia o dążeniu do fortuny i despotycznym kumplu, który chciał oszukać rząd USA”.

Na minus również muszę dać niejaką niekonsekwencję autora. Po pierwsze, związaną właśnie ze stylem pisania (raz bardzo „luzackim”, raz – jak już wcześniej wspomniałam – zbędne [snobistyczne] wtrącenia, a jeszcze gdzie indziej bardzo oficjalnie, artykułowo. Decydując się na pisanie historii na faktach, powinno się trzymać jednej przyjętej zasady pisania. Chyba o wiele lepiej byłoby, gdyby całość została napisana jako fabularna historia. Zostało jeszcze po drugie, czyli urywanie wątków. Książka sprawia wrażenie napisanej fragmentarycznie, co czasami jest trudne do przeskoczenia.

Niemniej jednak, mimo wymienionych wyżej wad, historia okazuje się być ciekawą (dla mniej bardziej przy wojskowych fragmentach) i dającą wiele przemyśleń odnośnie działania współczesnej polityki. Pieniądz jest największą kartą przetargową, a jednostka wobec niekompetencji rządu często nie ma nic do gadania i staje się ofiarnym kozłem. Książkę polecić mogę raczej tym bardziej zainteresowanym we współczesnej historii i polityce. Trzeba przyznać, że Lawson – jako dziennikarz z doświadczeniem w pisaniu na wojskowe tematy – bardzo dobrze przyłożył się do zebrania informacji, dotarcia do źródeł. Zabrakło jednak konsekwencji w pisaniu i odpowiedniego przelania wszystkiego na papier. Próba ukazania historii trójki znajomych jako takiej o „milionach dolarów, trawce i imprezach” niezupełnie się udała, pomijając typowo dokumentalne, wojskowo-polityczne fragmenty.

 

Guy Lawson
Rekiny Wojny
Wydawca: Znak Literanova 2016
Tłumaczenie: Jacek Konieczny
Stron: 336
Ocena: 60/100

Dziennikarz

Korektorka MR. Miłośniczka dobrego filmu, książki, muzyki i Japonii. Nałogowa czytelniczka mang. Na co dzień grammar nazi i studentka prawa.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?