Gustavo Nielsen – Auschwitz – recenzja

Kiedy otrzymałem do recenzji egzemplarz „Auschwitz” Gustavo Nielsena, nastawiałem się na literaturę faktu, bądź kolejny moralizatorski traktat o naturze holocaustu. Jakiekolwiek przeczucia, dobre i złe, nie targały moją duszą, na szok który spotkał mnie podczas obcowania z prozą Argentyńczyka nie byłem przygotowany.

W tym dziele Auschwitz jest nazwiskiem jednej z bohaterek. Pierwsze skrzypce gra jednak Berto. Nie można zdecydowanie nazwać go protagonistą, gdyż bohater to antagonista pełną gębą. Berto nienawidzi wszystkiego i wszystkich – jest rasistą, ksenofobem, homofonem, antysemitą i generalnie bardzo nieprzyjemnym typem. Z żydówką Rosaną Auschwitz połączy go seks. Podczas wspólnie spędzonej nocy Berto zostaje okradziony – traci prezerwatywę wypełnioną swoim nasieniem, a wraz z nią poczucie bezpieczeństwa, przez co wpada w wir odrealnionych wydarzeń, których po części sam jest katalizatorem. Snując spiskowe teorie, w których wątki realistyczne mieszają się z science-fiction, bohater popada w coraz większą paranoję.

Zbity z tropu Berto odnajduje się szybko w świecie destrukcji i okrucieństwa. Nielsen oddaje te zjawiska w najbrutalniejszy z możliwych sposobów. Apogeum jest tu szósty rozdział – powolny, bolesny i niesamowicie drastyczny opis torturowania małego chłopca. Z horrorem mam do czynienia od wielu lat, lecz po raz pierwszy miałem ochotę po prostu rzucić książkę w kąt. Autor przekracza granicę nie tylko dobrego smaku, ale smaku jakiegokolwiek. A robi to – jak sam mówi – przeciwko ograniczaniu sztuki i literackiej poprawności, stosowanej głównie przez młode pokolenie argentyńskich pisarzy.

Na każdym kroku czuć w książce pozostałości po minionym reżimie wojskowym. Koszmar, przez który przechodzili obywatele, na zawsze odbił się na ich poglądach i zachowaniach. Ciche przyzwolenie robiło z ludzi bestie, a bestie kroczą ulicami, zakamuflowane, przebrane w piękne szaty prawdziwych ludzi. Ten z pozoru ciężki, zwłaszcza dla tamtejszego społeczeństwa temat, jest potraktowany jednak przez Nielsena w sposób groteskowy i humorystyczny i to właśnie zestawienie z potwornością i realizmem przemocy wydaje się w powieści najbardziej przerażające.

Jak Nielsen sam stwierdza – pomysł na powieść urodził mu się podczas sesji z dużą dawką LSD. Czemu powieść nosi tytuł „Auschwitz”? Ma prowokować. Książka jest manifestem przeciwko ograniczaniu i ugrzecznianiu sztuki. Czy skutecznym? Nie bardzo, bo komu będzie się chciało pod zwałem arcybrutalnych, a zarazem groteskowo lekkich opisów doszukiwać się głębszego sensu? Powieść, być może niezamierzenie, sprawdza się jako krótka opowiastka o paranoi, strachu i nienawiści. Macie ochotę na utaplanie się w moralnej zgniliźnie? Sięgnijcie po „Auschwitz”. Taki nieprzyjemny prysznic od czasu do czasu jest wskazany.

Gustavo Nielsen
„Auschwitz”
Wydawca : Muchaniesiada 2009
Tłumaczenie : Tomasz Pindel
Stron : 207
Ocena: 65/100

 

 

 

 

 

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?