Tom otwiera mniej znany bohater. Widmowemu Przybyszowi zdarza się przewijać przez wiele eventów, aczkolwiek należy do magicznej, mniej sztandarowej strony świata DC. Jego moce powiązane są z buńczucznie brzmiącymi Panami Ładu, a on sam robi wrażenie w swej fedorze i rozłożystym płaszczu. W historii Paula Kuppenberga staje przed wyzwaniem ocalenia świata przed zagładą ze strony piekielnych sił, a sama historia łączy w sobie ślady grozy, sensacji i thrillera politycznego. Gościnnie pojawiają się tu nawet Reagan i Gorbaczow. W kontekście zamysłu całego albumu ważniejsze jest jednak to, że demony zaczynają przybierać tu kształt dobrze znany z serii o Piekielnym Chłopcu.
Bohaterem z największą ilością czasu antenowego jest tu Superman. Jeśli komuś brakuje klasycznych, a jednocześnie niezbyt zakurzonych historii z Człowiekiem ze Stali, to dobrze trafił. Kal-El mierzy się z Silver Banshee na irlandzkiej ziemi z motywem magii w tle. Powraca też na Kryptona, który jakimś cudem nie jest stertą popiołów. Skoro już wspominam o rodzinnej planecie Clarka, John Byrne przenosi na nią akcję i to w czasy, gdy miała się względnie dobrze. Względnie, gdyż okres prosperity przerywa wewnętrzny konflikt, który dużo później doprowadza do wiadomego końca tego globu. Fani dobrego SF będą zadowoleni.
Myślę, że nie tylko ja czekałem na Batmana. Jeśli czyjeś przygody miałyby ukazać najbardziej znaną stronę twórczości Mignoli, to z pewnością te związane z Mrocznym Rycerzem. Swego czasu mieliśmy okazję czytać Zagładę Gotham w ramach WKKDC i historia z lovecraftowskim duchem była jednym z najlepszych albumów tej kolekcji. Sanktuarium utrzymane jest w podobnym nastroju i jeśli stężenie Kryptończyka z poprzednich rozdziałów namieszało wam w głowach, to mrok tej historii szybko was otrzeźwi. Najbardziej „hellboyowa” jest historia Gdyby człek z gliny powstał, utwierdzająca mnie w przekonaniu, że Mignola powinien częściej wpadać do DC. Gdzieś w międzyczasie dostajemy historię o przeciwniku Potwora z Bagien – Floronic Manie. Opowieść ta pojawiła się w jednym ze zbiorów opowiadań Neila Gaimana, ale zdublowanie niezłej i przystępnej historii nie mierzi. Tym bardziej że rysownik naprawdę się postarał.
Mike Mignola wyrobił sobie markę na Hellboyu i to na tyle silnie, że to głównie z nim i stylem, jaki tam pokazuje, jest kojarzony. Charakterystyczne ujęcia nasączone gotyckim klimatem tutaj też się pojawiają, ale przez większość czasu potrzebnego na lekturę mamy okazje poznać autora z innej strony. Epickie World of Krypton, będące widowiskowym hard SF czy wspomniana już opowieść z udziałem Floronic Mana pełne są panoramicznych kadrów, a paleta barw jest tam naprawdę szeroka. Plansze w zawartych w Uniwersum DC według Mike’a Mignoli historiach to nie wszystko. Wydawca zadbał, aby znalazło się tam sporo okładek, czyli tego, w czym tworzeniu Mignola stał się ikoną. I tu naszła mnie myśl, że choć nie stworzył on dla Marvela zbyt wiele, to odpowiednik tego albumu i uzupełnienie jego dzieł w zbiorczym tomie byłoby spełnionym marzeniem wielu jego fanów.
Uniwersum DC według Mike’a Mignoli to zbiór interesujący, lecz sam tytuł jasno wskazuje, że skierowany przede wszystkim do fanów tego artysty. Historie w nim zgromadzone są mądrze dobrane pod kątem ukazania jego ewolucji i zróżnicowania kreski na przełomie lat. Ortodoksyjni fani Hellboya znajdą tu coś dla siebie, choć początkowo będą kręcić nosem. Z kolei poziom fabularny jest zróżnicowany. Historie z Widmowym Przybyszem czy Supermanem to przyjemny, lecz daleki od wybitności oldschool. Znacznie bardziej przemawiały do mnie te z Batmanem. Album ten na pewno zasłużył na miejsce w DC Deluxe i wart jest odnotowania, ale z pewnością nie trafi w gusta komiksiarzy preferujących sporadyczne romanse z tym medium.
Tytuł oryginalny: DC Universe by Mike Mignola
Scenariusz: Neil Gaiman, Mike Mignola, John Byrne, Paul Kupperberg, Roger Stern, Jerry Ordway, George Perez, Dan Raspler, Steve Purcell
Rysunki: Mike Mignola
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 400
Ocena: 80/100