W tych realiach Wojna domowa nie skończyła się tak, jak to pamiętamy. Stany Zjednoczone podzieliły się na wschód i zachód, a główni liderzy obu frakcji zajęli intratne stanowiska. Steve Rogers dochrapał się stopnia generalskiego, zaś Tony Stark urzęduje w Białym Domu. Po stronie każdego z nich stoją konkretni herosi i mimo nieco mniejszej liczby potyczek, sytuacja jest napięta. Ponowny zapłon konfliktu następuje, gdy ginie kluczowa osoba, o której śmierć, jakżeby inaczej, panowie obwiniają siebie nawzajem. Dalej wydarzenia sprytnie łączą się z inną dużą historią, będącą konsekwencją… innego konfliktu o dużej skali. Skomplikowane? Radzę więc poznać dobrze eventy sprzed Marvel NOW!.
Sam zamysł Wojny domowej w oryginale wydawał mi się dość absurdalny, choćby ze względu na wspomniane więzi łączące bohaterów. Ot nagle dekady znajomości poszły w diabły ze względu na kontrowersyjną ustawę, będącą właściwie pyłkiem wobec trudności, jakie zdołali pokonać we wspólnej służbie pod banderą Avengers. Każdy wie, jakie były konsekwencje różnicy poglądów politycznych Starka i Rogersa, lecz to nic przy tej wersji rozwoju ich waśni. Tutaj rozwija się ona na dużo większą skalę i tym samym niesie za sobą więcej ofiar. Wszyscy wiemy, że ostatecznie konflikt między Starkiem i Rogersem zakończył się pojednaniem. Nie mogło być inaczej. Tu nie wyobrażam sobie czynnika, który doprowadziłby do pojednania niegdysiejszych Avengerów. A może się mylę?
Soule’owi dobrze wyszło stworzenie alternatywnych wersji bohaterów. Naczelni protagoniści zaciekawiają. Stark nieco ulega wiekowi, zaś Rogers z idealisty staje się niemal militarystą. Znacznie większą przemianę przechodzi Peter Parker. Spider-Man solidnie obrywał od życia, zawsze jednak pozostawał rzucającym żarcikami herosem. Tajne wojny: Wojna domowa ukazuje go w nieco mniej optymistycznym świetle. Nie inaczej jest z szeregiem innych bohaterów. Charles Soule miejscami balansował na granicy dobrego smaku. Rola, jaka przypadła jednemu z najważniejszych oponentów Spider-Mana i Daredevila zdecydowanie nie przypadnie do gustu konserwatywnym fanom Domu Pomysłów.
Mam problem ze stylem Leinila Francisa Yu. Z jednej strony rysownik potrafi w oryginalny sposób przedstawić nawet klasycznych bohaterów, nie wspominając już o ich odmiennych wersjach. Dobrze też czuje się w rysowaniu szybkich, bitewnych wydarzeń. Patrząc jednak na drugą stronę, po dłuższym czasie jego prace męczą. Odnoszę wrażenie, że autor o wiele lepiej sprawdziłby się w klimatach SF lub cyberpunkowych, w pełni rozwijających jego największe plusy. Mowa tu o wszelkiej technologii, która w tym komiksie pojawia się nierzadko. I może dlatego finalnie zasługuje on na pochwałę. Yu podołał bowiem stworzyć przekonujące ilustracje do dość śmiałej interpretacji swego czasu równie odważnego eventu.
Tajne wojny: Wojna domowa kończy się dość szybko i bynajmniej nie chodzi mi tu o objętość komiksu. Interpretacja scenariusza Millara, dokonana przez Charlesa Soule’a, wydaje się mieć znacznie większy potencjał. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę rolę T’Challi i jego „ludu”. Taka już specyfika tie-inów i choć zdaję sobie sprawę, że powyższa fabuła mogłaby być jedynie czymś w rodzaju What If?, to z chęcią zagłębiłbym się bardziej w realia Wojny domowej według Soule’a i Yu. W tej wersji jest to historia stanowczo za mało sycąca, choć wciągająca i ciekawa.
Tytuł oryginalny: Secret Wars: Civil War
Scenariusz: Charles Soule
Rysunki: Leinil Francis Yu
Tłumaczenie: Weronika Sztorc
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 132
Ocena: 75/100