Zbliża się dzień otwarty Instytutu Xaviera. Wydarzenie ryzykowane, choć tym razem niebezpieczeństwo nie czai się po stronie ludzi. Pewien zdolny telepata po załamaniu nerwowym, na które nałożyła się śmierć uwielbianego mutanta-celebryty tworzy wokół siebie antyludzkie stowarzyszenie. I wszystko zapewne byłoby tylko chwilową uczniowską rebelią, gdyby nie doszły do tego narkotyki wzmacniające zdolności, a sam ich prowodyr nie osiągnął poziomu omega. Mowa tu o Quentinie Quierze, znanym jako Kid Omega.
Grant Morrison zostawił po sobie w świecie X-Men dość sporo. Po Kukułkach Stepford, Cassandrze Nova szkocki scenarzysta dał światu wspomnianego wyżej psionika, któremu udało się zatrząść posadami szkoły Xaviera. Kolejny ostateczny łotr? Nic z tych rzecz. Quentin to postać ciekawa, której do dziś nie udało się zepsuć kolejnym scenarzystom, a jego przyszłość maluje się w pozytywnych tonach. W debiucie ujrzymy jednak x-menową wersję Alexa DeLarge’a z Mechanicznej pomarańczy. Buntownika stojącego na czele bandy, która znudzona altruizmem Charlesa idzie w stronę metod Magneto.
Morrison nie skupia się wyłącznie na szkolnej rewolcie, tworząc inne wątki. Pierwszy z nich ma charakter romantyczny i ciągnie się od pierwszego tomu. Emma Frost i Scott Summers wyraźnie mają się ku sobie, lecz Jean Grey z mocą Phoenix na pewno nie jest kobietą, która udaje, że nie widzi harców męża. Morrison tworzy tu dodatkową płaszczyznę napięcia, która w czasie kolejnych kłopotów w placówce Xaviera trzyma czytelnika jeszcze mocniej. Kolejna historia związana jest z przeszłością Logana, a raczej próbą przez niego jej odkrycia. Tu scenarzysta idzie w superbohaterską akcję, ale oczywiście na odpowiednim poziomie.
New X-Men tom 3: Bunt w Instytucie Xaviera autor rozszerza kulturowy i socjologiczny charakter homo superior. Mutanci to już nie mniejszość z kilkoma wybitnymi jednostkami na czele, a rosnąca w siłę społeczność, posiadająca własnych idoli, mody i filozofię. Zamordowany na początku tomu Jumbo Carnation co prawda nie różni się wiele od gwiazdeczek dobrze nam znanych z portali plotkarskich, ale pomyślcie. Czy wcześnie jakiś scenarzysta tak wyraźnie podkreślał mutację w przypadku osoby publicznej? Morrison nadał X-Men pewien kierunek, który porzucony został na rzecz komiksowego heroizmu i nawet jeśli niekiedy był on przedstawiony bardzo dobrze, to szersza perspektywa twórcy We3 uczyniłaby świat Marvela bardziej zróżnicowanym.
W New X-Men rysownicy zdają się dobierani do charakteru historii. Część z udziałem Quentina Quiare’a tworzy Frank Quietely i dla mnie to on zdefiniował wizualnie New X-Men. Acz tutaj natomiast wyróżnia się ktoś inny, a mianowicie Chris Bachalo. Znany choćby z Uncanny X-Men Bendisa twórca pokazuje się z najlepszej, bardzo charakterystycznej strony. Jego prace przedstawiają historię z udziałem Fantomexa i odcinają się od reszty opowieści z tego albumu. Bachalo świetnie sprawdza się jako twórca właśnie historii z herosami, ale jego nazwisko jest gwarantem ciekawej estetyki. Czyli krótko mówiąc- pasuje idealnie do finału tego albumu.
Grant Morrison to autor, który ze swoją pozycją i uznaniem mógłby przyjąć obrażoną na komiks postawę Alana Moore’a i nie tylko zerwać z medium, ale też kręcić nosem na zjawisko herosów. Zamiast tego woli tworzyć wspaniałe historie w ramach tego gatunku i odmieniać go, nadając mu nawet nowe kierunki, a New X-Men są tego najlepszym przykładem. Co prawda na początek przygody z mutantami nie jest to dobry wybór, ale po wstępnym zapoznaniu się z tym elementem świata Marvela run Morrisona jest obowiązkową pozycją, jeśli oczekuje się czegoś wyjątkowego. Przed nami drugi tom Ery Apocalypse’a, okresu zupełnie innego, ale równie wartego uwagi.
Tytuł oryginalny: New X-Men #134-145
Scenariusz: Grant Morrison
Rysunki: Frank Quitely, Chris Bachalo, Phil Jimenez, Keron Grant
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Mucha Comics 2020
Liczba stron: 304
Ocena: 90/100