Skalp to seria, której nie sposób nie lubić. Mocna, brutalna, wulgarna, brudna, przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników, na dodatek po brzegi wypełniona antypatycznymi postaciami. Serio, trudno na jej kartach znaleźć kogoś, kogo można byłoby tak zwyczajnie polubić. Jednocześnie opowieść Jasona Aarona ma w sobie coś magicznie przyciągającego. Jest też najlepszym dowodem na to, że w komiksie można znaleźć historię, która jakością nie ustępuję tym z powieści, filmów, czy telewizji.
Od razu zaznaczę, że lektura trzeciego tomu jest przeznaczona tylko dla osób zaznajomionych z dwiema poprzednimi odsłonami, zachowana jest tu bowiem ciągłość fabularna. Zanim jednak poznamy dalsze losy Dashiella Złego Konia, twórcy rzucą trochę światła na inne postacie, które zawędrowały w okolice Prairie Rose w Dakocie Południowej. Poznamy czarnoskórego oszusta i mordercę, który odegra ważny epizod w życiu głównego (anty)bohatera, wreszcie rozwiążemy też sprawę zabójstwa dwóch agentów FBI, które od 1975 rzuca się cieniem na rezerwat, powodując wiele antagonizmów i nakręcając fabułę.
Wreszcie dowiemy się więcej o Earlu Nitzu, człowieku, który zwerbował Dashiella do szpiegowania Czerwonego Kruka, a także zajrzymy w mroczną przeszłość Britta Fillenwortha, znanego jako Diesel. A co u Złego Konia? Znajdzie się w samym sercu wojny między ludźmi Lincolna i azjatyckim gangiem Hmongów. Kiedy na jaw wyjdzie, że w organizacji Czerwonego Kruka jest kret, Dashiell będzie musiał zdrowo się napocić, by nie dać się wziąć na celownik. Będzie o tyle trudniej, że w oparach narkotyków i alkoholu ciężko jest zachować trzeźwość umysłu.
Akcja Skalpu nabiera coraz większego rozpędu, relacje między postaciami ciągle się zazębiają i zmieniają, a niektórzy bohaterowie znikną ze sceny bezpowrotnie i to w mało przyjemnych okolicznościach. To historia, którą się chłonie, której wciąż jest jej czytelnikowi mało i do której po prostu trzeba się przekonać, nawet mimo dość wysokiego progu wejścia i koślawych rysunków R.M. Guéry, które nie spodobają się każdemu. Gwarantuje jednak, że po przemyśleniu nie będziecie potrafili znaleźć nikogo lepszego na jego miejsce. W trzecim tomie wspomagają go Davide Furno i Francesco Francavilla, który rysował m.in. Zorro, Black Panthera, Kapitana Amerykę i Detective Comics.
Osobiście nie jestem fanem retrospekcji jako zabiegu narracyjnego i uważam, że aby nie drażniły, muszą być bardzo dobrze poprowadzone. Skalp to idealny przykład kunsztu w tej dziedzinie – tutaj powroty do przeszłości nie tylko nie denerwują, ale wręcz doskonale uzupełniają opowieść i wnoszą bardzo dużo do jej odbioru, stanowiąc jeden z najmocniejszych punktów całości.
Trzeci tom doczekał się wreszcie kilku dodatków, mamy więc sporo szkiców, projektów i kilka alternatywnych okładek. Przekroczyliśmy już półmetek, a mnie po prostu szkoda, że pozostało mi do przeczytania mniej niż więcej, szczególnie że z tomu na tom ten komiks podoba mi się coraz bardziej. To obok Y – Ostatniego z mężczyzn jedna z najlepszych historii wydawanych obecnie przez Egmont i jeśli jeszcze nie ulegliście jej urokowi, lub zniechęcił Was najsłabszy póki co tom pierwszy, czym prędzej nadróbcie zaległości. Nie będziecie żałować, chociaż z podróży do Praire Rose rzadko wraca się żywym.
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: R.M. Guéra, Davide Furno, Francesco Francavilla
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Wydawca: Egmont 2016
Liczba stron: 256
Ocena: 90/100