The Wicked + The Divine tom 1: Faustowska zagrywka – recenzja komiksu

Od początku dziejów człowiekowi towarzyszyły opowieści o cudownych istotach, odpowiadających za poszczególne partie ich rzeczywistości, których przychylność mogła zapewnić ogromne łaski. Z czasem starzy bogowie odchodzili, zastępowani przez nowych – co nie oznacza, że niegdysiejsze bóstwa odchodziły w niepamięć. Dziś co prawda nie znajdziemy zbyt wielu wyznawców Baala, Odyna czy Zeusa, ale pojawiają się oni w naszym otoczeniu w nieco innej formie – bohaterów rozmaitych powieści, komiksów i filmów, gdzie są tak ukształtowani, aby ich mitologiczne naleciałości komponowały się zjadliwie z teraźniejszym światem. Oryginalnym i ciekawym przykładem tego zjawiska jest komiks The Wicked + The Divine: Faustowska zagrywka, gdzie bogom dana jest chwała, tylko w nowocześniejszej wersji.

Strona komiksu The Wicked + The Divine tom 1: Faustowska zagrywka

Główną bohaterką jest nastolatka o imieniu Laura. Przejawia ona dość niezdrową fascynację gwiazdami, którym zdarza się napomknąć, iż są wcieleniem antycznym bóstw. Rzecz jasna Laura wierzy w to niepewnie rezerwą, ale wir wydarzeń, w który zostaje wciągnięta, weryfikuje jej wątpliwości. Na swej drodze spotyka bowiem wcielenie japońskiej bogini Słońca Amaterasu oraz samego Lucyfera, kryjącego się pod postacią androgynicznej blondynki. Znajomość z personami tego formatu po prostu nie może dobrze się skończyć.

Bogowie i inne postaci mitologiczne według Kierona Gillena to nie podupadłe istoty rodem z Amerykańskich bogów Gaimana, pragnące odzyskać dawną chwałę, ani też nie nagle zbudzone ze snu potęgi, pragnące zresztą tego samego, tyle że stosujące nieco więcej środków przymusu bezpośredniego. Gillen wypośrodkowuje te dwa obrazy – Lucyfer, Baal i cała reszta nieśmiertelnego towarzystwa jest dość łasa na uwielbienie ludzi i nie boją się oni używać swych nadprzyrodzonych zdolności, ale nie są to znowuż wszechmocne istoty z legend. A jak dokładnie wyglądają owe nadprzyrodzone istoty? Wszelkie boskie aspekty odeszły w przeszłość. Zamiast brody godnej patriarchy – kolorowe pasemka. Zamiast śnieżnobiałej szaty czy antycznego pancerza – modne i błyszczące ciuchy. Oto bogowie XXI wieku. Wystarczy wspomnieć, iż Lucyferowi bliżej do Davida Bowie, niż do swojego rogatego archetypu, a Odynowi do członków grupy Daft Punk.

Strona komiksu The Wicked + The Divine tom 1: Faustowska zagrywka

Dialogi i fabuła nie są subtelne i wielopoziomowe, lecz nie jest to przypadkowe, ani tym bardziej nie wynika z zaniedbania autora. Podniosłe, przesadnie sceniczne wypowiedzi bogów nie pasowałyby do ich aktualnego wizerunku. Są więc dość obcesowe, brutalne, ale nie znaczy to, że prymitywne, przywodzące na myśl dialog dyskotekowych lwów z potańcówek rodem z początków lat 90 gdzieś na polskiej prowincji. Jest to wręcz intrygujące, jak bezczelność celebrytów wpasowuje się w naturę niektórych bóstw – żądza sławy, blichtr, epatowanie elitarnością, skandale i wiele, wiele innych cech łączących postaci z pierwszych stron tabloidów z postaciami z podań i legend.

Pod płaszczykiem perypetii starożytnych nieśmiertelnych we współczesnych świecie, kryje się niezwykle trafna satyra na showbiznes. Gillen nie bez powodu upodobnił swoich bohaterów do realnych postaci. Patrząc na status społeczny i zachowanie niektórych gwiazd można dojść do wniosku, iż żyją one w równoległym świecie, w którym męczące pozostałą część społeczeństwa problemy nie istnieją. Najmocniej wyróżnia się tu Baal, wyglądający i zachowujący się jak Kanye West – z całym jego zapatrzeniem w siebie i uwielbieniem swej persony. Symboliczny jest też krótkotrwały, dwuletni limit żywotu bogów – czyż większość sław nie cieszy się uwielbieniem jedynie przez krótki czas, bardzo rzadko uzyskując status ponadczasowych legend?

Strona komiksu The Wicked + The Divine tom 1: Faustowska zagrywka

Wystarczy jedno spojrzenie na okładkę, aby zauważyć, że oprawa wizualna to mocna strona tego komiksu. Dla odmiany pierw jednak pochwalę kolorystę. Wilson Cowles doskonale wyczuł klimat scenariusza Gillena, co zaowocowało iście estradowymi barwami. Neonowo-odblaskowe kolory krzyczą wręcz swym nasyceniem, kontrasty oscylują na granicy kiczu i fantazji, co sprawia, że żadna z postaci nie jest nudna i nawet jeśli nie pojawia się tak często, jak Lucyfer, to i tak zapada w pamięć. Rysownik Jamie McKelvie z kolei subtelnie wzoruje swoje postaci na współczesnych gwiazdach estrady, co pozwala na lepszą asymilację boskiej natury z rolą celebryty. Wspomniałem na początku okładkę tomu- pozostałe, przypisane do poszczególnych zeszytów są równie widowiskowe i bez wstydu mogą służyć za plakaty – przykuwające uwagę oblicza tchną mocą i gwiazdorską dumą, przyciągająca wzrok co bardziej skłonnych do ich uwielbienia.

Pierwszy tom zdaje się ledwie rozkręcać serię, która wyraźnie kryje w sobie ogromny potencjał. Co prawda temat uwspółcześnionych bogów w popkulturze jest już stałym motywem, ale oryginalne i ironiczne podejście do niego wyróżnia ten tytuł spośród oceanu przeciętnych historyjek. Gillen dodatkowo nie odsłania wszystkich kart, pozwalając się jedynie domyślać niektórych faktów, wręcz drażniąc czytelnika niedopowiedzeniami. Seria  nadal trwa i warto wspomnieć, iż posiada swoją dźwiękową oprawę, aktualizowaną na bieżąco przez samego autora, liczącą obecnie niemal trzy setki utworów. Zakończenie komiksu nie pozostawia złudzeń – bogom może nie jest przeznaczone żyć długo wśród śmiertelników, lecz kto, jak nie właśnie oni, ma prawo do ustalania i łamania wszelkich reguł?


Okładka komiksu The Wicked + The Divine tom 1: Faustowska zagrywka

Tytuł oryginalny: The Wicked + The Divine Vol 1: Faust Act

Scenariusz: Kieron Gillen

Rysunki: Jamie McKelvie

Tłumaczenie: Piotr Czarnota

Wydawca: Mucha Comics 2017

Liczba stron: 160

Ocena: 80/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?