Strażnicy Galaktyki w komiksie przez ostatnie lata awansowali ze stosunkowo młodej grupy oryginałów do naczelnego zespołu reprezentującego międzygwiezdną stronę Marvela. Niebagatelny wkład miały w to miały oczywiście filmy Jamesa Gunna, ale ludzie tacy jak Dan Abnett również włożyli sporo wysiłku w rozwój zespołu. W Strażnikach w rozsypce scenariusza Briana Michaela Bendisa grupa Star- Lorda stała się na tyle popularna, że sam Iron Man zaoferował im wsparcie w postaci nowego członka równie niezwykłego, jak pozostali Strażnicy- Agenta Venoma.
Szybkie przypomnienie- wspomniany bohater to przyjaciel z dzieciństwa Petera Parkera- Flash Thompson. Jako jeden z nielicznych stworzył duet z symbiontem, który nie skłania ku jak najszybszej ucieczce. Okazuje się, że mimo wzmocnienia Strażnikom Galaktyki nie wiedzie się za dobrze- zespół zostaje rozbity i poszczególni członkowie samotnie muszą mierzyć się z przeciwnikami wagi ciężkiej- wśród nich z Bractwem Badoon i Imperium Shi’ar.
Rolę głównego czarnego charakteru pełni jednak ojciec Petera Quilla- król J’son. I tak naprawdę nie jest on jakimś komiksowym łotrem, a kimś, kogo codziennie widzimy w mediach- realnym politykiem. Bez pudru pozytywnego publicznego wizerynku przywódcy, bez pięknych słów zdobiących usta- J’son to człowiek, który rozkochał się we władzy- wręcz uważa się za jej personifikację. I może dlatego nie widzę w jego zachowaniu nic straszliwie złego- ot po prostu nadmiernie zadufany w sobie ojciec pragnący przyszpilić swego krnąbrnego syna. Może tylko trochę bardziej wyszukanymi środkami, na miarę możliwości władcy kosmicznego imperium.
Czwarty tom obfituje też w godne uwagi historie dodatkowe, wśród których wyróżnia się Captain Marvel #1, gdzie Carol Danvers przyjmuje ostatecznie pseudonim i dziedzictwo legendarnego Marv- Vella. Bohaterka, którą uważałem dotąd za ozdobę dla reszty superbohaterów, teraz nareszcie pokazuje, że stać ją na wiele więcej. Dla fanów pozostałych herosów też się coś znajdzie- geneza Groota pióra Andy’ ego Lanninga i Agenta Venoma Dana Slotta krótkie, acz treściwe historie. Jakby i tego było mało, otrzymujemy spektakularny występ Strażnik Galaktyki z roku 3014. Major Victory i jego zespół nie ustępują pola grupie Star- Lorda i godni swego miana czynią kawał porządnej superbohaterskiej roboty w konfrontacji z Badoonami.
Rysowników tu ci mnogo- głównie ze względu na bonusowe opowiadania. Naczelny ilustrator, Nick Bradshaw, prezentuje dość klasyczny i sprawdzony styl. I czapki z głów przed tym, w jaki sposób ukazuje różne aspekty kosmosu Marvela- Kree, Brood, Skrulle, Badoon… Na jego planszach przewija się niemal przekrój pozaziemskich cywilizacji. Spośród dodatkowych zeszytów najlepiej spisał się rysownik historii z udziałem Kapitan Marvel- Dexter Soy’a. Sentymentalna i nasycona emocjami opowieść dzięki niemu jest jeszcze dojrzalsza. Z kolei wizja Phila Jimeneza ukazująca wczesne lata Groota aż prosi się o kontynuację.
Strażnicy w rozsypce jest najbardziej różnorodnym i bodaj najciekawszym z wydanych z runu Bendisa tomem- nie licząc oczywiście crossoveru z młodocianymi X- Men. Dopiero teraz naprawdę jasno widać relacje pomiędzy członkami grupy Star- Lorda i ich rolę w świecie Marvela. Już nie jako nieco dziwacznej pozaziemskiej zbieraniny osobliwości, a teamu na miarę Avengers. Co prawda komiksowy pierwowzór zaczyna coraz bardziej przypominać jego filmową adaptację, lecz, biorąc pod uwagę fenomen obu kinowych części, czy to zła tendencja? Jeśli ktoś do tej pory wątpił w ten cykl, może bez obawy sięgnąć po jego czwarty tom- zdecydowanie podnoszący poziom ogółu.
Tytuł oryginalny: Guardians of the Galaxy: Guardians Disassembled
Scenariusz: Brian Michael Bendis i inni
Rysunki: Nick Bradshaw i inni
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 108
Ocena: 80/100