Suicide Squad tom 1: Czarne więzienie – recenzja komiksu

Zdawać by się mogło, że wraz z Odrodzeniem nieudane serie z New 52! poprawią swą kondycję, a te najlepsze utrzymają swój poziom. Okazało się to jednak myśleniem życzeniowym i już pierwsze tomy pokazały, że oczekiwania nie zawsze się spełniają. Suicide Squad: Oddział samobójców – Czarne więzienie mógł być tylko lepszy po fatalnym czasie w okresie Nowego DC Comics! Tym bardziej, że dzięki ekranizacji mało znana grupa ze świata DC popularnością dorównuje Lidze Sprawiedliwości – a to zobowiązuje.

Początek runu Roba Williamsa zaczyna się z przytupem. Oto Amanda Waller twardo dyskutuje z samym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który do złudzenia przypomina Baracka Obamę. Głowa państwa nie jest zadowolony z istnienia czegoś tak niepoprawnego politycznie, jak Oddział X, lecz szybko ulega o wiele twardszej od niego Waller. Start jest więc zadowalający. A co dalej? Dalej jest bardzo… filmowo.

Strona komiksu Suicide Squad tom 1: Czarne więzienie

Na czele Oddziału X, zwanego nieoficjalnie Oddziałem Samobójców, stanąć ma ktoś, kogo psychika jest w miarę stabilna – pułkownik Rick Flag. Nie jest on rad z prowadzenia grupy psychopatów odgrywających rolę mięsa armatniego, ale mając okazję zaznać wolności od wyroku dożywocia, zgadza się na tę służbę. Pierwszą misją, na jaką poprowadzić ma swój team, jest wtargnięcie do pilnie strzeżonego więzienia pod rosyjską banderą i wykradzenie stamtąd pewnego przedmiotu prosto z kosmosu. Nieformalna nazwa Oddziału X okazała się więc nieprzypadkowa.

Oprócz tytułowej opowieści, dostajemy również krótkie solowe historie poszczególnych członków Oddziału X. Nie są to opowiadania wybitne, ale w swoim kameralnym formacie są przyjemne w odbiorze i świetnie sprawują się w roli swoistego bonusu na sam koniec tomu i przybliżenia postaci tym, którym umknęła ich geneza.

Strona komiksu Suicide Squad tom 1: Czarne więzienie

Największą bolączką tego komiksu są antagoniści. Za zmarnowanie takiej postaci jak generał Zod, scenarzysta powinien zebrać solidne cięgi. Jeden z kanonicznych przeciwników samego Supermana zachowuje się tu jak bezmyślna bestia, nie zaś jak zdyscyplinowany dowódca i wojownik, jakim go pamiętamy. Przedstawienie kradnie mu jednak rosyjski odpowiednik Oddziału Samobójców, a ten, kto widział rosyjskie „internety” i portale społecznościowe, domyśli się, o co chodzi. Postaci te bowiem są nader toporne, są wręcz spełnieniem wszystkich stereotypów Rosjan w jankeskim rozumieniu. Brak było jedynie batiuszki Mroza. Drużyna Zagłady warta jest odnotowania – ot choćby dla późniejszego śmieszkowania. Żaden czarny charakter nie jest tak zły, jak Amanda Waller. Ta niepozorna kobieta, przypominająca raczej kogoś z kadry kierowniczej niższego szczebla, zachowuje się jak bezwzględny wojskowy taktyk grający swymi ludźmi jak figurami szachowymi. Samo wspomniane spotkanie z prezydentem chyba najlepiej oddaje charakter Waller – zimnej, fachowej i skutecznej w każdym calu.

Jim Lee odpowiada za główną historię w tym komiksie. Fani jego dynamicznego stylu będą zadowoleni, tym bardziej że sceny walki, w których autor czuje się znakomicie, wypełniają w większości kadry Czarnego więzienia. Nie zapominajmy rzecz jasna o Drużynie Zagłady. Mimo, iż żaden z jej członków nie nadaje się na czołowego, postawnego złoczyńcę, to właśnie ich dziwaczność czyni ich pojawienie się czymś ciekawym. Przy tym zespole nawet egzotyka Oddziału Samobójców wydaje się znikoma. Poboczne historie tworzą tacy artyści jak Jason Fabok czy Ivan Reis, znani już wcześniej z kilku innych serii z New 52! wydanych w Polsce. Wśród nich wyróżnić mogę Philipa Tana i jego Wybór opowiadający historię Katany, bodaj najbardziej dojrzałej historii w tym komiksie.

Strona komiksu Suicide Squad tom1: Czarne więzienie

Od czasu filmu Davida Ayera, do grupy przylgnął pewien wizerunek nieco kolorowej, neonowej i przedstawiającej ją jako bandę odrobinę tylko ześwirowanych indywiduów. Ot taka bardziej zwariowana grupa superbohaterska. U Williamsa jest podobnie. Żarciki Harley Quinn, ojcowskie uczucia Deadshota czy wewnętrzna walka Entchartness z jej nosicielką, to tylko wierzchołek tego, co łączy Czarne więzienie z filmem. Wniosek? Jest to tytuł skierowany dla fanów grupy gustujących w jej kinowym wcieleniu. Nieprzerwana akcja, momentami wręcz zakrawający na absurd humor i lekka fabułka to znaki rozpoznawcze tego tytułu. Nieobowiązkowa, dodatkowa pozycja między większymi tytułami, które gościć będą na naszym rynku w ramach nowej linii wydawniczej Egmontu.


Okładka komiksu Suicide Squad tom 1: Czarne więzienie

Tytuł oryginalny: Suicide Squad Vol. 1: The Black Vault
Scenariusz: Rob Williams
Rysunki: Jim Lee, Philip Tan, Jason Fabok, Ivan Reis, Gary Frank
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 120
Ocena: 65/100
 

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?