Jak jednak nie raz zostało udowodnione – nigdy nie mów nigdy. Warszawskie studio Flying Wild Hog w 2011 roku wydało Hard Reset. W tej cyberpunkowej strzelaninie zawarto wszystkie wymienione wyżej cechy oldschoolowego FPS-a. Gra ukazała się wyłącznie na PC, więc studio postanowiło zmienić stan rzeczy, wydając Hard Reset Redux – poprawiona pod kątem grafiki wersja właśnie ukazała się na PC, PS4 i XBO.
Fabuła HRR jest tak naprawdę nie do końca istotna. Warto jednak wspomnieć, że nasza postać jest jednym z mundurowych, którzy chronią miasto przed inwazją maszyn. Kończąc służbę, bierze ostatnie wezwanie i oczywiście trafia w sam środek piekła. Podczas zabawy otrzymujemy komentarze, że oto ucieka jakaś ważna postać, że musimy przedostać się w odpowiednie miejsce dystryktu takiego i takiego, wyłączyć prąd tutaj, wejść gdzie indziej, ale w zasadzie bardzo szybko przestaje to obchodzić. Historię pomiędzy poziomami przetłaczają statyczne komiksowe plansze, które wyglądają całkiem fajnie, a kwestie pojawiające się w chmurkach odczytywane są z emfazą równą filmowi akcji klasy B. Nie wiem, czy było to zamierzone posunięcie, ale jest bardzo miłe dla ucha i doskonale wpisujące się w klimat. Motywacja głównego bohatera, jego powiązania z postaciami pobocznymi (jakieś są) szybko przestają odgrywać jakąkolwiek rolę i w zasadzie nie muszą. To właśnie prostota jest głównym elementem Hard Reset Redux.
https://www.youtube.com/watch?v=t13GKrC0Nc8
Zobacz również: Recenzja Shadow of the Beast
Proste do bólu są poziomy, w których konstrukcja opiera się na kilku pomieszczeniach strzeżonych przez zamknięte drzwi tudzież bariery energetyczne. Przejście pomiędzy nimi polega na odnalezieniu przycisku usuwającego przeszkodę.
Prosta jest kontrola nad postacią, która nie odbiega od standardów wyznaczonych wiele lat temu. Pewną nowinką jest brak przycisku odpowiedzialnego za przeładowanie pukawki. Hard Reset Redux pozwala na radosne wypluwanie wszystkich posiadanych pocisków jedną serią.
Prosty jest również zestaw uzbrojenia, którym dysponuje nasz heros, gdyż są to zaledwie dwie – żarówiasta broń energetyczna i bardziej tradycyjny karabin na jeszcze bardziej tradycyjne pociski z ołowiu. W trakcie zabawy zdobędziemy jeszcze katanę, która przydaje się podczas ekstremalnie rzadkich bliskich starć. Urozmaicenie tutaj wprowadzają upgrade’y, które możemy nabywać drogą kupna w rozsianych po planszach automatach… z upgrade’ami. Funkcję waluty spełniają tutaj pojemniki z nano-czymś, które znaleźć można na poziomach oraz w znikomych ilościach otrzymujemy po pokonanych wrogach.
Ulepszenia broni dokładają rozmaite funkcje do podstawowego zestawu i wzmacniają ich działanie. Przyspieszają szybkość plucia ogniem, powiększają magazynek, dodają wyrzutnię rakiet, granatnik, strzelbę itp. Poza bronią ulepszyć również możemy naszego zabijakę, który dzięki dodatkom powiększa swoje życie, pancerz czy dodaje możliwość przybliżenia ekranu dającą namiastkę poczucia, że celuje się we wrogów.
Dranie, z którymi przyjdzie się nam mierzyć, są metalowi, szybcy i mało różnorodni. Nie można pozbyć się wrażenia, że wrogie roboty produkowane są w jednej fabryce, gdyż są do siebie bardzo podobne, a poszczególne modele różnią się w zasadzie wariantami często jedynie kolorystycznymi. Nadmiar robotów usuwamy nie tylko za pośrednictwem oręża, gdyż dość pomocnym i często niezbędnym rozwiązaniem, z którego przyjdzie nam korzystać, jest środowisko. Poziomy są bowiem upstrzone różnego rodzaju transformatorami, skrzynkami, bankomatami i innego rodzaju badziewiem, które po zetknięciu z kilkoma pociskami eksplodują tudzież rażą prądem wszystko dookoła.
Demolka jest całkiem przyjemna i nawet efektowna. Miłe dla oczu i uszy efekty towarzyszą złapanie większej grupy metalowych pokrak w potrzask z błyskawic płynących z dużego transformatora, co dodatkowo sprawia dość dużą satysfakcję.
Grafika w Hard Reset nie prezentuje się okazale, ale nie przynosi Wild Hogom wstydu. Nie widać nigdzie błędów, rozłażących się tekstur, poziomy są wykonane poprawnie, choć razi ich monotonia i brak zróżnicowania. W zasadzie przez większość czasu przebijamy się przez podobne do siebie korytarze, uliczki, fabryczki i placyki.
https://www.youtube.com/watch?v=N1eYAnW8ylE
Zobacz również: Recenzja Doom
Warstwa dźwiękowa stoi na podobnym poziomie. Muzyka odpowiada cyberpunkowemu klimatowi i dobrze wpisuje się w produkcję. Odgłosy tła są równie dobre, jeśli nie lepsze. Pociski penetrujące pancerze przeciwników wydają przyjemne zgrzyty, w tle słychać odgłosy metropolii – dobiegające zewsząd komunikaty reklamowe po angielsku i japońsku robią dodatkowe wrażenie.
Hard Reset Redux jest przeładowany sztampą, stoi na niej i wręcz nią emanuje. Uwarunkowane jest to zapewne wspomnianą prostotą i nieskomplikowaniem, na które postawiło warszawskie studio. Może to niestety trochę odpychać i wywołać poczucie marazmu i jednostajności. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że produkcja Flying Wild Hog stawia sobie na celu nieskrępowaną rozrywkę, która ma przede wszystkim relaksować i nie wymaga głębszego zastanowienia czy refleksji albo nauki.
Ośmielę się stwierdzić, że nie grzesząc skomplikowaną mechaniką, Hard Reset Redux spełnia powyższe zadania wyśmienicie. Jest sztampowy do granic absurdu, ale jest to miła sztampa. Zarówno fabuła, jak i mechanika to zbiór dobrze znanych rozwiązań, które pozwolą na całkiem przyjemne spędzenie kilkunastu godzin.
Graliśmy na Xbox One
Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe