Mass Effect: Andromeda – pierwsze wrażenia z gry!

Oj Andromedo, co z Ciebie wyrośnie…

Czwarta część kultowej trylogii opowiadającej o losach pani lub pana (w zależności od wyboru gracza) komandor/a Shepard/a wydawała się spełnieniem marzeń wszystkich sympatyków pełnych przygód gwiezdnych podróży załogi Normandii. Niestety lata oczekiwania w połączeniu z kolejnymi materiałami promocyjnymi i obietnicami twórców wzmagającym niemiłosiernie apetyt potencjalnych odbiorców spowodowały ogromny hype wokół omawianego projektu, przez co wymagania były niezwykle wygórowane – poprzedniczki przecież zawiesiły poprzeczkę bardzo wysoko. W konsekwencji powyższe aspekty przyczyniły się do ogromnego rozczarowania finalnym produktem już podczas jego wielkiej premiery. Nie muszę chyba nikogo przekonywać, że Andromeda to nie spełnienie wyśnionych marzeń przez wielu tysięcy fanów tej niezapomnianej serii, która odcisnęła swój ślad w całej historii gier komputerowych, a raczej ucieleśnienie spędzających im sen z powiek obaw. Drodzy czytelnicy i gracze, właśnie dostaliśmy do naszych rąk najnowszy bubel wytwórni BioWare – niedopracowany, niezamierzenie komiczny przez błędy techniczne oraz będący jedynie cieniem przygód Shepard/a.

mea 01

Szybko rozwijająca się i dobrze rokująca fabuła

Zanim przejdziemy do wad, skupmy się jednak na pozytywnych aspektach nowej przygody osadzonej w uniwersum Mass Effecta. BioWare może i czasami zawodzi w pewnych aspektach, lecz nigdy nie zdarzyło mi się, aby gra autorstwa twórców wchodzących w skład tej wytwórni charakteryzowała się słabą historią. Podobnie mam zdanie w przypadku Andromedy, której fabuła już podczas pierwszych minut grania szybko się rozwija, przeobrażając w wielowątkową opowieść, a przynajmniej takie stwarza wrażenie po kilku spędzonych z omawianą grą godzinach. Po pierwsze strzałem w dziesiątkę było porzucenie znanych z poprzedniczek bohaterów i wątków, przygoda pana Sheparda lub pani Shepard to już bowiem zamknięta historia, a każda próba jej kontynuowania mogłaby zostać odebrana przez fanów jako ewidentny skok na ich kasę. Tak więc gracze otrzymują nowego protagonistę/protagonistkę, szkoda, że i tym razem musi on/a być ważną personą w hierarchii Andromedy (chciałbym, aby kiedyś twórcy zdecydowali się na oddanie do dyspozycji fanów przypadkowej osoby, bez jakiegokolwiek przeszkolenia, która zdana sama na siebie w wielkiej i nieznanej galaktyce musi szybko odnaleźć się w otaczającym ją świecie, a co za tym idzie, zrobić wszystko, co w jej mocy, by przetrwać). Bohaterem/Bohaterką przedstawionej opowieści okazuje się Ryder, syn/córka głównego pioniera okrętu, który/która jest członkiem zespołu dbającego o bezpieczny przebieg kolonizacji obcej planety. Zatem, jak możecie wywnioskować z moich powyższych słów, tym razem mamy do czynienia z wyprawą w nieznane. Jej celem jest znalezienie odpowiedniego miejsca do osiedlenia się rasy ludzkiej. Gra przywodzi na myśl czasy wielkich konkwistadorów i kolonizacji, tylko że w tym konkretnym przypadku, odbywają się one w kosmosie. Ciekawym pomysłem ze strony twórców okazało się również wprowadzenie do opowieści rodzeństwa sterowanej przez gracza postaci. Podsumowując, aby za wiele Wam nie zdradzić, już w pierwszych godzinach dzieje się dużo. (Nie)oczekiwane problemy podczas próby osiedlenia się na niezbadanej dotąd planecie, zderzenie z obcą rasą, walka o przetrwanie czy śmierć kogoś bliskiego – takie oto smaczki oferują już pierwsze dwie godziny gry.

mea 02

Przepiękne widoki i zróżnicowane plenery na tle anemicznych ruchów bohaterów czy ich kuriozalnej mimiki

Największą bolączką nowego Mass Effecta jest animacja postaci. To, co się tutaj wyczynia mogłoby posłużyć jako podkładkę do niejednego skeczu popularnych kabaretów i komediantów. To przerażające, że produkcja o tak wysokim budżecie i cechująca się kadrą naprawdę utalentowanych ludzi, wypuściła na światło dzienne tak żałośnie niedopracowaną technicznie parodię gier akcji – tak… dobrze czytacie, niekiedy to prawdziwa parodia, ponieważ inaczej nie da się podejść do obserwowanych na ekranie monitora rewelacji. Za przykład może posłużyć zupełnie niedopasowana mimika bohaterów do słów, które aktualnie słyszymy – prawdziwa zgroza, zresztą voice acting również prezentuje dość nierówny poziom, czasem wydaje się naturalny, a chwilę później trudno oprzeć się wrażeniu, że słyszymy jakiś wygenerowany komputerowo bełkot – z pewność do moich uszu nie dochodził w pewnych chwilach głos ludzki. Wracając do animacji… Straszą nienaturalne ruchy bohaterów, niekontrolowany wytrzeszcz oczu, dziwne grymasy czy zachowania. Niestety nie potrafię przejść obok tego obojętnie, mimo iż gra posiada swoje momenty, pełne napięcia i emocji, w których wszystko gra jak należy i podczas których można się nawet wzruszyć. Szkoda, że to tylko nieliczne momenty, bo całość wypada o kilka, a może nawet kilkanaście klas gorzej – to prawdziwy krok wstecz w porównaniu do trylogii opowiadającej o przygodach komandor/a Shepard/a. Dlatego możecie sobie wyobrazić, jak wielkie było moje zdziwienie, gdy w parze z tymi piekielnie nieudanymi animacjami szła oszałamiająca momentami grafika. Piękne krajobrazy pełne kolorów, dobrze uchwycone oświetlenie i przedstawione cienie, po prostu majstersztyk. Widać progres od czasu wydanej jakiś czas temu trylogii, lecz powiem też szczerze, że mogliśmy liczyć na trochę więcej. Mimo to zwiedzanie kosmosu i nowych planet daje graczowi sporo frajdy, jest co podziwiać.

mea 03

Gameplay – gdzieś to już widziałem…

Jeśli pod względem rozgrywki oczekujecie jakiś spektakularnych zmian, to możecie już przestać o nich śnić. Andromeda w dużym stopniu przypomina trylogię i brak tutaj sporych rewolucji, przynajmniej podczas pierwszych godzin grania. Mamy więc widok zza pleców bohatera, a gra w dalszym ciągu skupia się na dwóch podstawowych czynnościach – eksploracji oraz walce. Celowanie w żaden sposób nie zostało usprawnione, a interakcja z bohaterami wygląda praktycznie identycznie, pomijając kilka mało istotnych zmian. Warto tutaj wyróżnić kreator postaci, dzięki któremu stworzymy postać, jaką tylko sobie wymarzymy. Różne kolory i rodzaje włosów, możliwość dodania tatuaży czy blizn… innymi słowy każdy znajdzie coś dla siebie, bez wyjątków. Na wzmiankę zasługują również zapowiadane przez twórców sceny erotyczne, które faktycznie poziomem wykonania zbliżyły się do tych znanych z trylogii Wiedźmina.

mea 05

Werdykt

Podsumowując moje kilka pierwszych godzin spędzonych w Mass Effect: Andromedę muszę stwierdzić, iż jestem rozczarowany. Spodziewałem się graficznych fajerwerków, technicznego majstersztyku i godnego następcy trylogii. Otrzymałem zaś obiecujący, z licznymi wadami tytuł, któremu warto dać szansę, lecz ze względu na jego dziedzictwo, nie mogę go wysoko ocenić. Mam nadzieję, że twórcy pójdą po rozum do głowy i naprawią te uciążliwe usterki, ponieważ to one odbierają całą przyjemność ze śledzenia naprawdę interesującej fabuły gry, która przecież niesamowicie wciąga. Aktualnie postawię grze ocenę rzędu 50 oczek na 100. To i tak wysoka nota za wybrakowany… wróć, niedopracowany towar. Nie to obiecywano fanom, więc przykro mi BioWare, tym razem odstawiliście fuszerkę.

Grę do recenzji dostarczył wydawca – Electronic Arts Polska

Redaktor

Miłośnik kina akcji lat 80., produkcji młodzieżowych oraz wysokobudżetowych filmów przygodowych, fantasy i science-fiction. Widz szczególnym podziwem darzący oldskulowe animacje, a także pełne magii i wdzięku obrazy Disneya. Ukończył Politechnikę Gdańską i z wykształcenia jest specjalistą w dziedzinie szeroko pojętej chemii.

Więcej informacji o
, , , , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?