Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów – recenzja przedpremierowa z europejskiej premiery w Londynie!

Kapitan wypucował swoją tarczę na wysoki połysk, Falcon przetarł gogle, Czarna Wdowa udała się do salonu piękności, a Iron Man doładował baterie w swoich gadżetach. Razem z pozostałymi dziewięcioma superbohaterami elegancko stawili się na planie najnowszego filmu studia Marvel, by uroczyście i z pompą otworzyć trzecią fazę filmowego uniwersum tej wytwórni. Miało być poważnie, ale z odrobiną humoru; dobrzy starzy znajomi mieli spotkać nowe twarze; wielkie widowiskowe sceny miały iść w parze z intymnymi momentami. I słowo zostało dotrzymane. Niech żyje wojna!

Bracia Anthony i Joe Russo, po fantastycznie przyjętym Zimowym Żołnierzu, zabrali się za jeszcze bardziej ambitny projekt. W ponaddwugodzinnej fabule musieli upchnąć niemalże cały skład Avengers z kilkoma dodatkowymi postaciami. Żeby nie było nudno, trzeba było postawić ich naprzeciw siebie. Dobrze zmotywowani zawodnicy walczą przecież o wiele lepiej i łatwiej wierzyć w ich ciosy – dlatego w meczach WWE jest tyle gadania. A zatem maski z twarzy zdejm i do boju! Co działa wyśmienicie w filmie Kapitan Ameryka: wojna bohaterów to fakt, że między postaciami iskrzy zanim jeszcze włożą swoje kostiumy. Scenariusz autorstwa Christophera Markusa i Stephena McFeely’a stara się wydobyć z każdego protagonisty jego ludzką twarz. Sumienie odzywa się w Tonym (Robert Downey Jr.) i Wandzie Maximoff (Elizabeth Olsen), T’Challa (Chadwick Boseman) motywowany jest pragnieniem zemsty, a Steve Rogers (Chris Evans) niemalże maniakalną chęcią odzyskania swojego przyjaciela, Bucky’ego Barnesa (Sebastian Stan). Każdy z nich ma swoje racje, kieruje nim własne poczucie sprawiedliwości oraz wewnętrzny moralny kompas. Skoro dla każdego z nich „sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, nie ma mowy o jedności.

Kapitan Ameryka wojna bohaterów zdjęcie hd

Zobacz również: Konkurs: Wygraj oryginalne ubrania Marvela i bilety na premierę Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów!

Dwa główne wątki, które zazębiają się zgrabnie w scenariuszu, to odpowiedzialność (a właściwie jej brak) za czyny zamaskowanych herosów, oraz kontynuacja motywów z Zimowego Żołnierza. Na początku cofamy się do roku 1991, kiedy „odmrożony” Bucky z mózgiem wypranym przez Hydrę dokonuje zamachu na pewien samochód, przewożący tajemniczy ładunek. Scena ta zostanie wyjaśniona w kluczowym i najmocniejszym momencie filmu. Ale póki co wracamy do współczesności, gdzie świeżo w pamięci ludzi są wydarzenia z Czasu Ultrona, kiedy niemalże całe państwo Sokovia zostało zrównane z ziemią. Grupa bohaterów pod wodzą Kapitana poluje w Nigerii na ocalałych członków Hydry, ale akcja wymyka się spod kontroli i giną kolejni cywile. Media i politycy nie przestają trąbić o nieodpowiedzialnych herosach. Tutaj włącza się w dyskusję Tony Stark, przechodzący osobisty kryzys, prześladowany przez duchy przeszłości. Sekretarz Stanu Thaddeus Ross (William Hurt) przedstawia bohaterom ofertę nie do odrzucenia. Podpisana przez 119 krajów konwencja ma nałożyć na ich działalność ograniczenia oraz oddać ich pod kontrolę ONZ. Albo wóz, albo przewóz: podpisują papiery, albo stają się przestępcami. Stark widzi w tym konieczność, Rogers – ograniczenie wolności, które może sprowadzić naszych bohaterów do roli biurokratów. Konflikt zaogniają wydarzenia z Wiednia, w które zaangażowany miał być Zimowy Żołnierz, automatycznie najbardziej poszukiwany złoczyńca na świecie, żywy lub martwy. Kapitan Ameryka nie pozwoli dopuścić do linczu na swoim dawnym przyjacielu…

Kapitan Ameryka wojna bohaterów zdjęcie hd

Zobacz również: Kim jest Black Panther? Geneza superbohatera #4

Motyw kontrolowania superbohaterów nie jest nowy, bo pojawił się już w kultowym Watchmen oraz niedawno, w Batman v Superman. Co u Snydera kończyło się głównie na irytujących sloganach, bracia Russo starają się przedstawić w historiach zwykłych ludzi oraz tego, jaki wpływ miały one na bohaterach filmu. Wystawieni pod publiczny pręgierz muszą opowiedzieć się po którejś ze stron – i wcale nie będzie to oczywisty wybór. Rozwarstwienie prowadzi do kolejnych potyczek, najpierw słownych, potem coraz bardziej fizycznych. Twórcy świetnie przeplatają sekwencje akcji ze scenami mówionymi – wszystko wykalkulowane jest w doskonały sposób. Kolejne trybiki machiny pasują do siebie jak ulał, mechanizm posuwa organicznie akcję do przodu. Niepotrzebnych albo zwalniających akcję scen tak naprawdę nie ma – nawet te pozornie niejasne, jak prezentacja Starka przed studentami MIT, mają głębokie uzasadnienie. Nie może być też zbyt poważnie – ktoś rzuca uszczypliwą uwagę albo ciętą ripostę. W końcu jesteśmy w uniwersum Marvel, a nie na stypie u Snydera.

Wracając do akcji – każda sekwencja jest większa od poprzedniej, a choreografie walk są wprost fenomenalne. Od świetnej sceny na dachu, kiedy pierwszy raz widzimy Czarną Panterę w akcji, przez pościg w tunelu, bijatykę bez masek i kostiumów w Berlinie oraz będącą ukoronowaniem sekwencję na lotnisku, jesteśmy rozpieszczani przez detale. Do każdej bijatyki dochodzą kolejni bohaterowie, by w końcu naprzeciw siebie stanęły dwie pełne drużyny. Oglądanie tej cudownej bójki to prawdziwa „guilty pleasure” – duże i małe dzieciaki, które godzinami kłóciły się o to, który bohater jest silniejszy, wreszcie mogą ujrzeć ją na własne oczy. I będzie na co patrzeć, bo nikt się nie oszczędza i para nie idzie w gwizdek. Jeżeli byliście rozczarowani „pięciominutówką” pomiędzy Człowiekiem ze stali a Mrocznym Rycerzem, tutaj każda złotówka zwróci się co najmniej trzy razy.

Kapitan Ameryka wojna bohaterów zdjęcie hd

Zobacz również: Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów – Wieża Eiffla zapaliła się w barwach Iron Mana!

Centralna sekwencja opowieści przynosi nowego-starego superbohatera do świata Marvela. Spider-Man to bez wątpienia największa drugoplanowa gwiazda filmu Kapitan Ameryka: wojna bohaterów. Przedstawiony w świetnej, przezabawnej scenie Peter Parker (Tom Holland) podkręca humor i nastrój do maksimum, świetnie rozładowując napięcie. Razem z rewelacyjnym Ant-Manem (Paul Rudd) kradną każde ujęcie spektakularnej potyczki. Pozostali starzy przyjaciele: Natasha (Scarlett Johansson) i Sokole Oko (Jeremy Renner), stający po przeciwnych stronach barykady, okładający się pięściami, są w stanie skraść serca widzów!

Nowy Kapitan Ameryka, mimo wielu plusów, ma kilka małych niedociągnięć. Poprzeczka z napisem „mroczna strona superbohatera” wydaje się nie do przeskoczenia w kinie popularnym: poległ na tym Batman v Superman, nie do końca wyszło też braciom Russo. Może przez to, że tylko jedna z postaci, zmanipulowana przez przebiegłego Zemo (Daniel Bruhl), doprowadzona będzie do sytuacji, w której stanie o krok od przekroczenia granicy dobra i zła. Ale rozumiem, że nie trzeba tu łamać serc widzów – w końcu to nie Gra o tron czy The Walking Dead.

Drugi minus to swego rodzaju ekskluzywność świata Marvela – i albo w nim jesteś i bawisz się świetnie (nawet podczas filmowego pogrzebu), albo zastanawiasz się „o co kaman?”. Wiele motywów, postaci i mrugnięć do widza nie da się zrozumieć bez obejrzenia poprzednich tytułów. Dla niewtajemniczonych seans Wojny bohaterów może okazać się męczący i zbyt długi.

Kapitan Ameryka wojna bohaterów zdjęcie hd

Zobacz również: Kapitan Ameryka: wojna bohaterów – jest nowy spot ze Spider-Manem!

Najnowszy Kapitan Ameryka obwołany został już najlepszym filmem uniwersum Marvel. I jest coś na rzeczy, bo nie da się obok niego przejść obojętnie. Ambitny i dobrze napisany scenariusz, twórcy przenieśli na ekran z lekkością, polotem i niezbędną wysoką jakością. W kluczowych scenach odstawili jednak efekciarstwo na bok, dając błyszczeć aktorom, a nie CGI. To tutaj Robert Downey Jr. gra najlepszą w całej serii rolę, razem z Danielem Bruhlem wznosząc aktorstwo w filmach tego typu na kolejny poziom. I choć reszta, z Chrisem Evansem na czele, jest tylko poprawna, nie psuje to wcale bardzo pozytywnego wrażenia całości. Po dwunastu produkcjach za pasem czujemy, że spotykamy starych, dobrych znajomych. OK, może i mają kryzys, okładają się po twarzach i krzywo na siebie patrzą, ale w każdym małżeństwie są gorsze chwile. Dobrze wiemy, że w tej mydlanej operze czeka nas jeszcze happy end. I to pewnie nie jeden.

Za udział w seansie dziękujemy:

http://www.cinema-city.pl/loga/cc/Cinema_City_Master_RGB_whiteBg.png

Kliknij i sprawdź kolekcję Marvel na Urban City!

Chcesz być na bieżąco ze światem kina i telewizji?
Polub nas Facebooku!

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?