Amerykańska komedia dla dorosłych jaka jest każdy widzi. Kilkadziesiąt minut niewybrednych żartów oraz bohaterowie przemaglowani kolejnymi przybierającymi najbardziej niewiarygodny obrót spraw wydarzeniami, by mogli odbyć wewnętrzną podroż w celu zrozumienia ważnych wartości lub ugruntowania przyjacielskich relacji. Nie inaczej jest z Ostrą Nocą. Dlatego jeśli bolejecie nad kondycją współczesnej amerykańskiej komedii, to film Lucii Aniello nie zmieni waszego zdania, a jeśli lubicie takie niepoprawne podejście, to dobrze traficie kupując bilet. Tytuł filmu w pełni dotrzymuje swojej obietnicy.
Mamy pięć bohaterek. Poznały się w czasach studenckich i obiecały sobie wieczną przyjaźń. Minęło kilka lat, każda poszła w swoją stronę, a teraz jedna z nich będzie się żenić. Jadą więc do Miami, aby się wyluzować, powspominać dobre czasy i pobalować niczym za czasów akademickich. Ciąg shotów alkoholowych i tych z kijka do selfie, seksownych tańców oraz narkotykowego szaleństwa podczas wieczoru panieńskiego zostaje przerwany, gdy w wynajmowanym domku na plaży przypadkiem mordują zamówionego striptizera. Jednak zamiast dzwonić na policję postanawiają same uporać się ze zwłokami.
Zobacz również: Scarlett Johansson – czy mogłaby być lepszą aktorką?
Debiutancki film Lucii Aniello stara rozbawić się nas na różne sposoby i z różnym skutkiem. Czarna komedia miesza się tu z absurdem, kobiecymi inside joke’ami, farsowością, slapstickiem, obleśnością, seksualnością, wulgaryzmami czy parodiowaniem innych imprezowych filmów. W Ostrej nocy nie ma żadnego tabu, a wachlarz tematyczny żartów jest tak szeroki, że zahacza aż o politykę z dostępem do broni, kwestiami rasowymi czy celebrytyzmem politycznym na czele. Jest to niestety w tym przypadku broń obosieczna, gdyż obładowanie dygresjami osłabia wydźwięk filmu, a więc centralną dla Ostrej nocy opowieść o wartości przyjaźni, a w szczególności relację Jess i Alice, a w mniejszym stopniu Blair i Frankie, BFF-ów, których drogi się rozeszły, a kumulacja nocnych przygód wywlecze na jaw skrywane wzajemne wyrzuty i oskarżenia.
Ostra noc nie byłaby również udaną produkcją, gdyby nie aktorstwo. Indywidualnie można ocenić pozytywnie prawie wszystkie aktorki, lecz siła filmów kumpelskich opiera się przede wszystkim na pracy zespołowej. Niestety chwilami więcej tu zawłaszczania kamery dla siebie, niż wspólnego grania. Aktorska chemia zdecydowanie mogłaby być lepsza, a scenariusz postaci Blair czy Frankie sprowadza do formy zapchajdziury, przez co prowadzenie ich wątków jest niczym innym jak klasycznym odfajkowaniem sprawy. Wróćmy jednak do obsady. Kate McKinnon popisuje się więc kolejnymi minami, bawi australijskim akcentem i postacią maksymalnie wyluzowanej „Kiwi”, Jillian Bell buzuje od energii i skrywanych pragnień, Ilana Glazer do perfekcji opanowała rolę wychowanej przez wielkomiejskie ulice trzpiotki, a Zoe Kravitz ma być po prostu ładna. Scarlett Johannson udowodniła w Don Jonie, że w komediowym repertuarze czuje się jak ryba w wodzie i tu też dostarcza kilka świetnych momentów, gdy daje sobie pełną wolność w grze. Są to jednak chwile. Pewnym wytłumaczeniem może być trzymanie się scenariuszowej sztywności postaci Jess, zapracowanej kandydatki na senatora, ale zdecydowanie można było z tego wykrzesać więcej, pójść na całość. Szczególnie na siłę dodane wydają się sceny, gdy Johansson przechodzi w tryb Nataszy Romanoff albo uderza w bardziej dramatyczne tony, tak jakby miała zapisane w kontrakcie, że nie zagra jeśli nie będzie sceny akcji i oscarowej łezki. Zdecydowanie przydałoby się jej i filmowi, gdyby na cały film wyrwała się z tego ograniczającego gorsetu królowej kina akcji z zawsze ambitnym aktorstwem i złapała taki sam luz z jak Demi Moore i Ty Burrell bawilący się na drugim planie rolami nimfomańskich bogaczy z sąsiedztwa.
Zobacz również: Trudne imiona i nazwiska. Jak poprawnie wymawiać nazwisko Demi Moore?
Jednak największym wygranym całego filmu i elementem, który skradł show jest odbywający się na drugim planie wieczór… kawalerski. Jest to pewna niezręczność, gdy teoretycznie komediową reakcję miał tu katalizować wieczór panieński kac-vegas-style, a w praktyce to odwrócenie ról i „męska” zabawa kontrapunktująca ekscesy kobiet oraz jego dalsza część będąca wariacją na temat księcia jadącego na ratunek stała się najzabawniejszym elementem Ostrej Nocy. Ci goście zasługują na swój film.
Ostra noc nie uniknie porównań z innymi filmami o przedślubnych imprezach, lecz nie kopiuje bezmyślnie sprawdzonych formuł, a co ważne próbuje się wyróżniać. Film Aniello to istna komediowa opera chaosu. Nawet jeśli nie wszystko działa tu jak należy, to spełnia swoje zadanie i jest przyzwoitą rozrywką, podczas której najgłośniej śmiać się będą kobiety.
P.S
Zgodnie z modą są w filmie dwie sceny po napisach, więc jeśli chcecie dowiedzieć się, co stało się pewną ważną dla fabuły rzeczą, to zostańcie do końca.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe